[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czuła się nieomal, jakby jechała powozem. Była przekonana, że klacz
należała do jednej z pięciu najlepszych ras, o których opowiadał jej szejk.
Być może była to nawet Aban, ale tego Vita nie była pewna. Zgodnie z tym,
co mówił szejk, Aban to najpiękniejsza rasa koni arabskich. Teraz, kiedy
Vita dokładniej przyjrzała się gniadej klaczy, gotowa była przyznać mu
rację.
Ponownie pomyślała, że gdyby przywiozła ojcu jednego z tych
wspaniałych koni, z pewnością wszystko by jej wybaczył. Ale czy
kiedykolwiek jeszcze ujrzy dom i swoich bliskich? Gdzie ją zabierają? O co
tym ludziom chodzi? I chociaż szejk uważał ją za odważną, czuła, jak strach
powoli paraliżuje jej ciało.
Po kolejnych dwudziestu minutach jazdy znalezli się w końcu na
piaszczystym wzgórzu, skąd widać było jakiś obóz. U stóp nagiej skały
rozbito około trzydziestu namiotów, i kiedy zjeżdżali w dół, kierując się w
ich stronę, Vita zwróciła uwagę, że w pobliżu nie ma ani bydła, ani owiec.
Pomyślała, że plemię z pewnością tu nie obozuje, a jedynie zatrzymało się na
odpoczynek. Jednak lęk przed tym, co ją czeka, nie pozwolił jej dłużej się
nad tym zastanawiać.
Miała nadzieję, że wkrótce wszystkiego się dowie. Teraz modliła się tylko,
aby przywódca plemienia, które ją porwało, mówił którymś ze znanych jej
języków.
Tymczasem eskortujący Vite jezdzcy raptownie się zatrzymali i ten, który
ją pojmał, zeskoczył z konia i pomógł jej zsiąść. Vita odruchowo obciągnęła
spódnicę jezdzieckiego stroju i poprawiła kapelusz. Wiedziała, że mężczyzna
z eskorty czeka na nią. Kiedy była już gotowa, dumnie uniosła głowę i nie
śpiesząc się ruszyła w stronę, gdzie - jak przypuszczała - znajdował się
namiot wodza.
Ten, do którego ją wprowadzono, był imponujący. Wchodząc do środka,
poczuła pod stopami wspaniały, miękki perski dywan. Musiało minąć trochę
czasu, zanim Vita, oślepiona blaskiem światła słonecznego, przyzwyczaiła
się do panującego wewnątrz mroku. Po chwili zauważyła, że w głębi, na
czerwonej roffie, przypominającej nieco tron, siedział szejk. Uderzał
przepych jego stroju oraz bijąca od niego ogromna pewność siebie. Czekał,
aż Vita się do niego zbliży.
Był to mężczyzna w średnim wieku, z krótką brodą, o czarnych,
przenikliwych oczach oraz orlim nosie. Vita pomyślała, że wygląda jak
drapieżny ptak. Miała jednak nadzieję, że strach, który nagle ją ogarnął, nie
jest zbyt widoczny.
Kiedy się zbliżyła, odezwał się do niej:
- Salam alajkum, panno Ashford.
Przemówił do niej po angielsku, nie licząc kilku arabskich słów powitania,
a wtedy Vita, złożywszy przed nim lekki ukłon, zapytała:
- Pan zna moje imię?
- Jesteś pani nawet piękniejsza, niż mi mówiono - odpowiedział szejk.
Było coś w sposobie, w jaki to powiedział, co sprawiło, że Vita uznała
jego słowa za impertynencję.
- Zadałam panu pytanie.
- Wydaje mi się, że już na nie odpowiedziałem. Jeśli jednak wolisz, abym
powiedział to jaśniej, to dowiedz się, że przywiozłem cię po to, abyś została
moją żoną.
Przez chwilę Vita sądziła, że się przesłyszała. Po czym głosem jakby nie
swoim powtórzyła:
- Abym została... pańską żoną?
- Może najpierw powinienem się przedstawić - odezwał się szejk. - Faras
al-Mazjad, do usług.
Oczy Vity rozszerzyły się ze zdumienia. Pamiętała, jak Hadżaz mówiąc o
szejku Farasie al-Mazjadzie, zapytał, Czy wciąż prześladuje on kuzynkę Jane.
Vita dowiedziała się wtedy, że szejk Faras al-Mazjad z zazdrością patrzy na
żonę szejka Madżuela od czasu, gdy ci dwoje się pobrali, i bez przerwy ją
ściga.
Podnosząc dumnie głowę, Vita odparła chłodno:
- Odkąd jestem w Syrii, wciąż dochodzą mnie plotki, że interesuje się pan
moją kuzynką, czcigodną Jane Digby al-Mazrab!
- To prawda - odpowiedział szejk. - Ale proszę usiąść, panno Ashford.
Jestem pewien, że ma pani ochotę na kawę.
Vita zrozumiała, że odmawiając i tak niczego nie osiągnie. Usiadła więc
na roffie, którą szejk jej wskazał. Roffa stała obok tej, na. której siedział
szejk, a naprzeciwko znajdował się niski stół. Niemal natychmiast czarne
służące wniosły kawę i słodycze. Vita gorączkowo zastanawiała się, co robić.
Rozmyślnie wolno piła kawę, aby mieć czas na zebranie myśli.
Szejk Faras ruchem dłoni odprawił służące i powiedział:
- Czy możemy kontynuować rozmowę?
- Bardzo proszę - rzekła Vita. - Zastanawiam się tylko, czy czasem się nie
przesłyszałam. Chodzi mi o to dziwaczne oświadczenie, które przed chwilą
od pana usłyszałam.
- Nie sądzę, aby było dziwaczne - zauważył szejk. - Uważam nawet, że
jest całkiem rozsądne. Jak pani zapewne wie, zakochałem się w pięknej Jane
Digby, kiedy tylko zjawiła się w Syrii.
Vita nagle znieruchomiała. Przypomniała sobie, jak signor Dira kiedyś jej
opowiadał, że wszystko, co pan młody musi wtedy zrobić, to poderżnąć
gardło jagnięciu na oczach świadków. Kiedy tylko krew tryśnie na ziemię,
ceremonia ślubna uważana jest za zakończoną.
Poczuła, że drży, lecz odrzekła bez wahania.
- Nie jestem Beduinką, a więc małżeństwo beduińskie mnie nie dotyczy.
- Dla mnie nie ma to żadnego znaczenia - odpowiedział szejk. - Zostaniesz
pani moją żoną i jako moja żona nie będziesz mogła mnie porzucić, chyba że
ja sam tego zechcę. Zostaniemy małżonkami, panno Ashford, jak tylko się
pani umyje i przebierze. Sądzę, że jest to zgodne z pani życzeniem.
W pierwszej chwili Vita chciała zaprotestować. Natychmiast jednak
pomyślała, że gra na czas to jedyny jej ratunek. Nie wierzyła, aby ludzie
szejka Farasa wymordowali wszystkich Hasajnów, którzy ją eskortowali.
Mogli zranić kilku, ale ktoś z pewnością się uratował i dotarł do obozu, aby
powiadomić szejka o tym, co się wydarzyło.
Przyjedzie po mnie... Jestem tego pewna! - pomyślała Vita.
Wolno skończyła pić kawę, po czym zmusiła się do zjedzenia odrobiny
słodyczy. Czuła, jak wszystko rośnie jej w ustach, ale za wszelką cenę
musiała opóznić bieg wydarzeń. Nie powinno to budzić podejrzeń. Beduini
jako typowi mieszkańcy Wschodu nigdy się przecież nie śpieszą.
Przez cały czas, kiedy siedziała przy stole, szejk nieustannie ją
obserwował. Było coś w jego oczach, co ją przerażało. Vita, tak jak
wszystkie dziewczyny w jej wieku, była dosyć naiwna. Jednak trudno byłoby
uwierzyć, aby znając burzliwe koleje życia kuzynki, nie zdawała sobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]