[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aaskawa pani, pan von Rautenau uprzejmie prosi o zaszczyt, jakim jest
niewątpliwie możliwość przedstawienia się pani.
Spojrzała głęboko w cudownie błyszczące oczy Arnolda, patrzące na nią z
pięknej roześmianej twarzy.
Arnold pochylił się lekko i uścisnął wyciągniętą ku niemu dłoń. Nie odezwał
się, ale pomyślał:
LR
T
Dziewczyna jest rzeczywiście piękna i już samym spojrzeniem mogłaby
niejednego oczarować. Byłoby niezle, gdybym się jej spodobał; szkoda, że nie jest
blondynką.
Patrzył swoimi stalowoniebieskimi oczyma na Norę, jakby chciał zajrzeć jej
aż do samego serca. Zmieszała się nieco, ale tak zareagowałaby każda kobieta
obserwowana przez mężczyznę. Niewątpliwie ten nie miałby kłopotów z ocza-
rowaniem i zawróceniem w głowie każdej, na którą by spojrzał. Chłodne na ogół
usposobienie Nory nie wytrzymało płomiennego wzroku Arnolda i choć próbo-
wała tuszować swój zachwyt, on nie miał wątpliwości, że jej się spodobał. Nie
zastanawiał się zbytnio, wmówił sobie od razu, że Nora mu się podoba i bez
trudności się w niej zakocha. Po co więc tracić czas, skoro jest okazja do rozpo-
częcia zalotów.
Dla Nory nie było czymś wyjątkowym, że mężczyzni zakochiwali się w niej
od pierwszego wejrzenia, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło się, że sprawiało jej to
taką radość. Nie może go czymkolwiek zniechęcić i najlepiej zrobi, jeżeli roz-
pocznie flirt jeszcze zanim usiądą do stołu. Radca Fiebelkorn zatroszczył się o
odsunięcie Georga Reinharda. Nie dopuszczając najmniejszego sprzeciwu polecił
mu zająć miejsce obok jednej z zaproszonych dam. Georg wolałby usiąść koło
Nory, ale jako gość radcy nie miał na to wpływu. Na dodatek posadzono go po tej
samej stronie stołu i to tak daleko, że ani Nory nie widział, ani tym bardziej nie
słyszał.
Ona nawet tego nie zauważyła. Była tak pochłonięta rozmową z Arnoldem, że
nikogo poza nim nie widziała. O Georgu w tej chwili nawet nie pomyślała. Arnold
przesłaniał jej cały świat, sam zresztą też dał się porwać emocjom i starał się
oczarować Norę błyskotliwą rozmową, dziwiąc się samemu sobie, że go na to stać.
Plan radcy Fiebelkorna zmierzał ku powodzeniu. Między Arnoldem a Norą
nastąpiło zbliżenie znacznie przekraczające normalny poziom w stosunkach
między osobami różnej płci.
Sam Arnold kilkakrotnie w ciągu tego wieczoru stawiał sobie pytanie: czy
rzeczywiście tak myślę, czy tylko gram swoją rolę? Niewątpliwie Nora była
piękną kobietą i niejeden mężczyzna zrobiłby dla niej i tysiąc głupstw. Czy aby ja
nie zrobię jednego z nich, gdy tracąc zdrowy rozsądek poproszę ją o rękę, by ra-
tować swoją pozycję? Zresztą, po to tu przyjechałem. Szkoda czasu, bo jeszcze
utwierdzę się w przekonaniu, że robię coś złego. Ona, jak się zdaje, jest mi przy-
LR
T
chylna, więc po co rozglądać się na lewo i prawo, wystarczy patrzeć prosto w te
śliczne oczy. %7łe sytuacja może przybrać niebezpieczny 0brót? Szukałem niebez-
pieczeństwa, a to mogę przekształcić w słodkie i upojne zwycięstwo.
Nora pogrążyła się w zupełnie podobnych myślach. Pierwszy raz zdarzyło się,
że męskie spojrzenie zmroziło jej krew w żyłach. Z pewnością był to strach. Bała
się, że nie potrafi zakochać się w tym mężczyznie, a konkurentki bez żadnych
skrupułów wyrwą jej go z ręki, i co wtedy?. Myśl ta dręczyła ją boleśnie i nie
dopuszczała żadnych innych, zwłaszcza myśl o Georgu, który siedząc kilkanaście
metrów od niej rzucał tęskne spojrzenia, a ona nawet nie potrafiła się zmusić do
spojrzenia w jego stronę.
Nieco bliżej, po przeciwnej stronie stołu siedziała Zuzanna Hell, tuż obok
Frediego Fiebelkorna. Młodzieniec z niezwykłą sobie swobodą zdecydowanie
zażądał, by rodzice nie tylko pozwolili mu przywiezć Zuzannę, ale też usiąść obok
niej przy stole. Spodziewał się ich sprzeciwu, gdy tymczasem oboje byli wprost
zachwyceni. W czasie jazdy samochodem Fredi robił wszystko, by rozwiać obawy
Zuzanny, by wypędzić z niej paraliżujący wprost strach. Pod jego opieką odprę-
żyła się całkowicie, a zasiadłszy przy stole nie myślała już o niczym zajęta wy-
łącznie próbowaniem rzadkich potraw, które raz po raz podsuwał jej Fredi. Nie
dało się ukryć, że tych dwoje czuło się przy stole naprawdę szczęśliwie. Ich serca
lgnęły do siebie z taką siłą, jakiej doświadczają tylko ludzie osamotnieni, gdy
nagle znajdą kogoś, kto gotów jest zdjąć z nich ciężar samotności i nadać sens ich
życiu. Fredi jako opiekun Zuzanny czuł się niezwykle dumny. Jakaś nieznana siła
pobudzała go do działania, spychała w cień dawne zniechęcenie, nie zdołała
przytłumić tylko obawy przed ośmieszeniem się. Pod wpływem Zuzanny uwolnił
się raz na zawsze od prześladującego go kompleksu niższości. Zupełnie inaczej
odnosił się do gości, serdecznie, z uśmiechem. Rodzice patrzyli zdziwieni na błysk
i wesołość w oczach Frediego, ale nie mogli pozbyć się uczucia niepewności
względem drobnej studentki, choć niewątpliwie to ona była powodem tak nagłej
odmiany ich syna. Nie wiedzieli jak mają ją traktować. Byli jej niezmiernie
wdzięczni, że w krótkim czasie dokonała tego, co im, mimo usilnych starań, od
dawna się nie udawało.
Kolacja dobiegała końca, ale zanim goście wstali od stołu, radca Fiebelkorn
zaprosił wszystkich do salonu informując, że udało mu się przekonać pannę Ru-
pertus do zaśpiewania kilku pieśni, a pannę Hell do towarzyszenia jej przy forte-
LR
T
pianie. Nagle Fredi wstał i pełen dumy, prowadząc Zuzannę do fortepianu
oświadczył:
Ojcze, panna Hell obiecała mi, że zagra także kilka utworów wyłącznie
sama.
Radca ponownie został zaskoczony postawą syna, poklepał go po ramieniu i
spytał:
Bardzo się cieszę. Co panna Hell proponuje?
Sonatę księżycową" Beethovena. Zapowiem ją sam, zaraz po występie
panny Rupertus.
Radca Fiebelkorn nie wierzył własnym uszom. Jeszcze niedawno Fredi za nic
w świecie nie odezwałby się publicznie, a teraz sam to proponuje. Co się z nim
dzieje?
Fredi chciał, by Zuzanna zaprezentowała się nie tylko jako akom- paniatorka
Nory, ale żeby pokazała również swój talent. Użył wszelkich możliwych argu-
mentów, zanim wreszcie przekonał Zuzannę i bardzo był dumny, że mu się udało.
Z podniesioną głową odprowadzał ją do fortepianu.
Arnold von Rautenau po odejściu od stołu nie opuszczał Nory ani na krok, ku
wielkiemu niezadowoleniu Georga Reinhard a, który bezskutecznie próbował
zwrócić na siebie uwagę panny Rupertus. Ta jednak była całkowicie pochłonięta
rozmową z nowo poznanym gościem. Georg po raz pierwszy był o nią zazdrosny.
Dotychczas żaden z wielbicieli Nory nie wydawał mu się grozny, gdyż ona
wszystkich traktowała jednakowo. Dziś zaś niemal bez przerwy rozmawiała z tym
nowym i to zaniepokoiło Georga, bo kochał tę piękną dziewczynę najszczerzej i
chyba tylko on nie myślał o poślubieniu jej dla pieniędzy. Miał dosyć swoich i nie
potrzebował liczyć na posag żony.
Nora tymczasem nie myślała przegapić okazji, jaką stwarzało jej szybkie
oczarowanie Arnolda von Rautenau. Nie wiedziała, że z ogromnego majątku nie
pozostał mu nawet kołek w płocie, bo wszystko właściwie należało do wierzycieli.
Postanowiła zaśpiewać wyłącznie dla Arnolda, ale nie dlatego, że się zakochała.
Należała do kobiet, które naprawdę kochają tylko siebie, a dla innych nie mają ani
krzty uczucia. Tak byłoby zapewne i w przypadku tego szlachetnie urodzonego
pana, gdyby wiedziała, że jest biedny jak mysz kościelna. Nora marzyła tylko o
LR
T
hucznym weselu, choć mogła być pewna, że Ruth niczego by jej nie odmówiła,
aby takowe urządzić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]