[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciła głową. Raczej nie.
Włączyła radio i ubierała się, słuchając muzyki. Włożyła strój kąpielowy, a na
niego spodenki i koszulkę. Będzie łatwiej rozebrać się na zatłoczonej plaży. Claire
miała zamiar popracować nad swoją opalenizną i popływać. Skończyła się ubie-
rać, wyjęła torbę i zapakowała do niej potrzebne rzeczy: ręcznik, sarong, bieliznę,
odtwarzacz, kilka płyt, książkę, szczotkę do włosów, kosmetyki do makijażu, krem
z filtrem... Przerwała na chwilę i po namyśle dodała jeszcze butelkę wody i portfel.
135
TLR
Nigdy nie wychodz nigdzie bez pieniędzy, chyba że jesteś królową to była jedna z
pierwszych rzeczy, których Claire nauczyła się po przyjezdzie do Hiszpanii.
Opróżniła pralkę i właśnie wieszała pranie na balkonie, gdy usłyszała głośne
pukanie do drzwi. Otworzyła i aż jęknęła, widząc, kto stoi w progu. Maggie ubrana
była w workowate dżinsy, wielką żółtą koszulkę, duże ciemne okulary i gigantycz-
ne słomkowe sombrero.
Co myślisz? przywitała się.
Wyglądasz bardzo... teatralnie odparła Claire.
Sombrero ma chronić moją twarz wyjaśniła Maggie. Bardzo łatwo się
opala.
Skoro martwisz się o oparzenia słoneczne, dlaczego zaproponowałaś wyj-
ście na plażę?
Chodzi tylko o moją twarz, muszę ją chronić. Twarz mnie utrzymuje.
W takim razie z pewnością jest chroniona podsumowała Claire, prze-
rzuciła swoją torbę przez ramię i wzięła okulary przeciwsłoneczne oraz kapelusz.
To co, jesteśmy gotowe?
Tak.
To idziemy.
Miasto było już całkiem obudzone i jak zwykle buzowało energią. Sklepy po-
otwierano, a ludzie siedzieli przy stolikach na zewnątrz, zajadając się póznym
śniadaniem albo popijając kawę w porannym słońcu. Na rogu przy Paseo Mariti-
mo dziewczyny spotkały grupę młodych wczasowiczów, gorliwie dyskutujących o
czymś nad wielką turystyczną mapą rozłożoną na ławce. Claire zatrzymała się, by
pokazać im drogę.
Dziesięć minut pózniej razem z Maggie dotarły na plażę. Zaczynała się wypeł-
niać, bo słońce świeciło coraz mocniej. Claire czuła pragnienie i obiecała sobie
zimne piwo, gdy tylko dotrą do baru U Pedra. Ale kiedy go w końcu dostrzegła,
wokół kłębił się już tłum klientów. Kevin biegał jak szalony dokoła, ale Marii nig-
dzie nie było widać. Jej miejsce zajął jakiś chudy facecik z jasnymi włosami i bar-
dzo bladą skórą znak, że dopiero przyjechał do Hiszpanii.
Co to za blondasek? spytała Maggie.
Nie wiem odparła Claire. Nie widziałam go tu przedtem.
Całkiem fajny, nie uważasz?
Claire przyjrzała się nieznajomemu. Sąsiadka gustowała w dziwnych mężczy-
znach.
Tak myślisz?
Tak. A ja się znam...
Dobra, dobra przerwała Claire, biorąc koleżankę pod rękę i ciągnąc ją
do baru. Ty znasz się na facetach. A teraz idziemy na zimne piwo, bo inaczej
umrę z pragnienia.
136
TLR
Rozdział 18
Snuffy Walshe wrócił do baru po godzinie, zupełnie odmieniony. Ogolił się,
umył włosy i skorzystał z zaproszenia Kevina, by pożyczyć jego ubrania. Teraz
miał na sobie plażową hawajską koszulę, która idealnie pasowała, parę dżinsów, a
nawet adidasy. Wyglądał jak w miarę porządny młody turysta, a nie strach na
wróble, którego zobaczył wcześniej Kevin. Zanim dotarł do baru, pierwsi klienci
pojawili się już, aby zjeść lunch. Kevin krytycznie spojrzał na kolegę i z aprobatą
pokiwał głową.
Może być. A teraz wkładaj fartuch, a ja pokażę ci, jak działa kranik. Z
piwem jest prosto: właściwie samo się nalewa, trzeba tylko odkręcić. Pint kosztuje
euro pięćdziesiąt.
Tylko tyle? zdziwił się Snuffy.
To Hiszpania, Snuffy. Nie ma tu na szczęście londyńskich cen.
A kawa?
Jedno euro. Lepiej pokażę ci, jak obsługiwać ekspres, skoro już o tym
mówimy.
Snuffy przyglądał się, jak Kevin robi kawę i nabija wszystko na kasę.
Alkohole są po dwa euro. Jeśli ktoś prosi o bocadillo, znaczy, że chce ka-
napkę. Bułki są już pokrojone, leżą w tym dużym plastikowym pojemniku. Na-
dzienie jest w lodówce. Kosztują półtora euro. I nie smarujemy ich masłem, nikt
tego nie oczekuje, więc nie musisz szukać.
Jasne Snuffy wyglądał na nieco zagubionego.
Będziesz potrafił zrobić hamburgera?
Hm, nigdy tak ich nie robiłem Snuffy wskazał na grill.
Jeśli ktoś poprosi, popatrz, jak ja będę przygotowywał mięso. Cennik wisi
na lodówce. Jeśli nie będziesz czegoś pewien, pytaj. Dobra?
Dobra.
Za chwilę chmary klientów opadną nas jak głodne sępy. Pracuj, aż prze-
staną przychodzić nowi. I jeszcze coś: nie grasz już na gitarze w pubie Slattery,
nie musisz wyglądać tak ponuro. Chociaż udawaj, że dobrze się bawisz.
Snuffy uśmiechnął się.
Już lepiej pochwalił Kevin i wcisnął koledze w dłoń szklankę do piwa.
Właśnie przyszli twoi pierwsi klienci.
Czterech młodych mężczyzn w szortach i koszulkach usiadło przy barze i za-
mówiło piwo. Pora lunchu okazała się jak zwykle szalona: głodni klienci nadcho-
dzili falami, zamawiając jedzenie i napoje. Kevin pracował jak wariat, próbując
realizować zamówienia. Trzymał się dzielnie, ale Snuffy pojawił się w samą porę,
by pomóc, co okazało się niezbędne. Wydawało się nawet, że podoba mu się nowe
137
TLR
zajęcie. W środku tornada zadzwoniła Maria, aby powiedzieć, że jej siostra nie
czuje się lepiej i Kevin będzie tego dnia musiał radzić sobie sam.
A jutro? spytał. Chcesz, żebym znów otwierał rano bar?
Tak, proszę. Jutro zobaczę, jak będzie. Jesteś dobrym chłopcem, Kevin.
Kevin opowiedział Marii o nowym pomocniku.
Masz szczęście, że przyszedł.
Kątem oka Kevin patrzył, jak Snuffy nalewa właśnie pięć szklanek piwa jedna
po drugiej i wrzuca mięso na ruszt.
Myślę, że możesz mieć rację odparł. Nie martw się, Mario. Jakoś sobie
poradzę. Mam nadzieję, że Rosario poczuje się lepiej. Pozdrów ją ode mnie.
Odłożył słuchawkę. Biedna Maria. Miała tyle zmartwień. Może kilka dni prze-
rwy dobrze jej zrobi, ale teraz nie miał już czasu myśleć o czymkolwiek. Właśnie
pojawił się następny rzut plażowiczów poszukujących hamburgerów, frytek i pi-
wa. Ledwie zdążył ich obsłużyć, kiedy dostrzegł Claire idącą wzdłuż plaży. Towa-
rzyszyła jej Maggie, prawie całkiem zasłonięta gigantycznym słomianym kapelu-
szem. Dziewczyny przecisnęły się do baru i Claire zamówiła dwa piwa.
Marii ciągle nie ma? spytała.
Niestety nie. Jej siostra zle się czuje.
Biedaczka. Claire odgarnęła niesforny czarny kosmyk z oczu.
Kiedy tak rozmawiali, Maggie siedziała w milczeniu i intensywnie wpatrywała
się w Snuffy'ego, który próbował właśnie wyciągnąć korek z butelki wina.
Widziałyście mojego nowego pomocnika? spytał Kevin, podając dziew-
czynom piwo i biorąc od nich pieniądze.
Chyba już go gdzieś widziałam.
Na pewno nie we Fuengiroli, bo dopiero przyjechał. To mój kumpel z
Galway. Grał na basie w naszej kapeli.
Ooo! zdziwiła się Claire. Nie wiedziałam, że grałeś w kapeli.
Nie zdążyłem ci powiedzieć uśmiechnął się uwodzicielsko Kevin.
Jak się nazywał wasz zespół? spytała Maggie, zdejmując sombrero i
rozpuszczając włosy.
Bang.
Widziałam was ekscytowała się Maggie. Graliście kiedyś w pubie Irish
Rose w Kilburn.
Zgadza się, graliśmy.
Maggie wpatrywała się teraz w Snuffy'ego z nowym zainteresowaniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]