[ Pobierz całość w formacie PDF ]
\e Colin... On mówił, \e spodziewa się zostać u nas i
\e ja... Byłam straszną idiotką, prawda?
- Nie. Pewnie siÄ™ tak czujesz, ale nie jesteÅ› idiotkÄ…,
jeśli dawał ci do zrozumienia, \e cię kocha i ma
nadzieję pewnego dnia cię poślubić.
- Ale on tylko udawał, bo widział, \e praktyka ojca
jest bardzo dobra i w przyszłości łatwo by ją mógł
przejąć, korzystając z wyników jego wieloletniej
pracy, a sam niewiele wnosząc. Chodziło mu o pie-
niądze - zadr\ała.
Ani razu nie spojrzała na doktora i lepiej, \e tego
nie zrobiła, bo zobaczyłaby, jak na jego zwykle
pogodnej twarzy pojawia siÄ™ dzika furia, mimo to
rzekł opanowanym głosem:
- Dobrze się zło\yło, \e odkryłaś to, zanim się
stało coś nieodwołalnego. Tylko pomyśl, gdybyś tego
nie usłyszała, mogłabyś wyjść za niego i być przez
całe \ycie nieszczęśliwa.
Beatrice odpowiedziała złamanym głosem:
- Masz rację, ale nie wiem, co mam teraz zrobić?
- Zrobić? Ale\ oczywiście zachowywać się, jakbyś
nic nie słyszała. On na pewno będzie dalej prowadził
swojÄ… romansowÄ… grÄ™, ale ty ju\ wiesz, co o nim
myśleć. Kto jest ostrze\ony, ten jest uzbrojony.
- SÄ…dzisz, \e potrafiÄ™?
- Ale\ oczywiście. Wszystkie kobiety potrafią przez
wrodzony instynkt udaremnić zakusy mę\czyzn,
których sobie nie \yczą. A ty nie jesteś gorzej
wyposa\ona przez naturÄ™ ni\ inne. Czujesz siÄ™ zraniona
i wytrącona z równowagi, ale wierz mi, \e to ci szybko
przejdzie. On odchodzi za dwa tygodnie, prawda? To
niedługo, a ty jesteś trzezwą dziewczyną, niezbyt
skłonną do popadania w histerię.
62 SPOTKANIE NA WZGÓRZU
- W tej chwili absolutnie nie czujÄ™ siÄ™ taka - oznaj
miła Betarice głosem zdławionym przez łzy.
Popatrzył na nią badawczo, jak na pacjenta.
- To nie jest twój normalny stan - przyznał.
- Zawiozę cię do domu. Czy myślisz, \e uda ci się
dostać do twojego pokoju niepostrze\enie i do
prowadzić do porządku?
Była to rozsądna rada, ale ona naraz poczuła, \e
wołałaby, aby nie był tak szalenie rozsądny. Powie-
działa więc z pewną wrogością:
- Tak, oczywiście. - I po chwili dodała: Dziękuję,
masz racjÄ™. ZrobiÄ™ tak, jak mi radzisz.
Doktor Latimer uruchomił silnik.
- Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, zadzwoń do
mnie, znasz mój londyński numer.
- To tylko dwa tygodnie - powiedziała. Niemniej
ogarniała ją obawa, jak je prze\yje.
Gdy dojechali na miejsce, powiedziała do widzenia"
i wbiegła do domu. Nikogo nie spotkała na drodze do
swego pokoju, gdzie spędziła dwadzieścia minut,
doprowadzajÄ…c twarz do normalnego wyglÄ…du. Do-
piero wtedy zeszła na dół, gdzie spotkała doktora
Latimera \egnajÄ…cego siÄ™ z rodzicami w holu.
Jego uprzejme:
- O, Beatrice, jak siÄ™ masz? Przykro mi, \e muszÄ™
ju\ jechać - zbiło ją na chwilę z tropu.
Ale po krótkim wahaniu powiedziała spokojnie:
- O, mam nadziejÄ™, \e nas pan znowu odwiedzi.
Jest pan zadowolony z ojca?
- Tak, najzupełniej. Lecz w dalszym ciągu powinien
unikać wzruszeń i przemęczenia. Z tego, co mówi,
wynika, \e pracuje wystarczajÄ…co du\o.
Uśmiechnął się do niej, wymienił uścisk dłoni z
matką i ojcem, po czym odjechał.
- Jakie to miłe, \e wstąpił do nas - zauwa\yła pani
Browning. - Jakoś ostatnio często tu bywa. Pewnie
SPOTKANIE NA WZGÓRZU g3
kogoś odwiedza, nie jest chyba zaręczony? Chodzi mi
o to, \e mógłby przyje\d\ać do narzeczonej. - Spojrzała
na Beatrice. - Wiem ju\, \e nie mieszka u Elliotów.
Ciekawe, gdzie pojechał.
- Mo\e ma innych przyjaciół poza Elliotami, mamo.
Mo\e mieć równie\ pacjentów w tej okolicy.
- Tak, kochanie. Aha, Colin zajrzał, \eby ci
powiedzieć, \e idzie na farmę Mustonów i jeśli nie
zdą\y wrócić, \ebyś przygotowała klinikę.
Beatrice schyliła się i poklepała Knotty'ego.
- Dobrze. Tato, czy chcesz obejrzeć jeszcze psa
doktora Forbesa? Ma dzisiaj dostać następny za
strzyk.
Pan Browning skinął głową.
- Tak. I zajmę się kliniką. Nie mamy wielu zgłoszeń
na dziś, prawda? Doktor Latimer sugerował, \ebym
zaczął pracować i obserwował, jak się wtedy czuję.
A więc nie będzie musiała widzieć się z Colinem a\
do kolacji. Odetchnęła z ulgą.
Był oczywiście na kolacji, zabawiając ich opowieścią
o swojej wizycie na farmie Mustonów, a potem
zaproponował, \eby Beatrice przejrzała z nim ksią\kę
pacjentów na następny dzień. Robili to ju\ kilkakrotnie
przedtem, siedzÄ…c razem w klinice i dyskutujÄ…c o
poszczególnych przypadkach i znajdowali jeszcze
trochę czasu, aby porozmawiać o innych rzeczach.
Lecz tego wieczora Beatrice nie była w stanie zmusić
się do tego. Wymówiła się pilnymi telefonami do
przyjaciółek i listem do kole\anki, która wyemigrowała
do Kanady.
Następnego dnia podczas śniadania pan Browning,
który wcześniej wstał od stołu, zwrócił się do córki:
- Beatrice, około dziesiątej przyjdzie pan Sharpe,
pan Cecil Sharpe. Przyprowadz go do mojego gabinetu,
dobrze?
Widząc jej pytające spojrzenie, dodał:
64 SPOTKANIE NA WZGÓRZU
- Wydaje się bardzo odpowiedni na wspólnika, ale
musimy oczywiście porozmawiać.
Beatrice nie mogła się powstrzymać, \eby nie spojrzeć
na Colina, ale on wbił wzrok w talerz.
- Colin odchodzi za niecałe dwa tygodnie - ciągnął
ojciec, spoglądając w stronę swego asystenta. - Myślę,
\e wszystko w Kanadzie wyda ci się bardzo ró\ne od
naszego \ycia.
Colin podniósł głowę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]