[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zaprowadzę tego gagatka do administratora i od razu powiem temu staremu durniowi, co o nim myślę.
Dobrze, panie archiwisto. Może pan być spokojny, wszystko będzie w porządku.
Ksefon posłał mi mordercze spojrzenie i od razu wrzasnął, gdy archiwista pociągnął go za ucho do wyj-
ścia. Wykrzywiłem się w stronę kolegi z klasy, a ten próbował mi odpowiedzieć tym samym, ale właśnie
wtedy archiwista pociągnął go mocniej i Ksefon znów zawył z bólu. Wkrótce potem jego krzyki nikły w głębi
korytarza; a ja błyskawicznie podbiegłem do właściwego regału, by odstawić na miejsce teczkę z aktami Zoi
Pawłowny.
No i super powiedziałem do siebie. Zachichotałem, wyobrażając sobie, co się teraz dzieje u administra-
tora. No, muszę tam koniecznie potem zajrzeć.
W doskonałym humorze usiadłem na najbliższym krześle obrotowym i odepchnąłem się nogą od podłogi.
Krzesło zawirowało. Wszystko układa się jak najlepiej. . . Gdybym dziś nie zaspał, nie zobaczyłbym tego zaj-
mującego widowiska, zwrócenie teczki pod czujnym okiem archiwisty byłoby sporym problemem, a Ksefon
w mojej obecności pewnie powstrzymałby się od robienia głupstw. Tylko co ja mam zrobić ze swoją praktyką?
Archiwista wrócił dość szybko, zagniewany i wesół zarazem.
No powiedział. Ten idiota nie będzie nas już niepokoił. Od razu uprzedziłem administratora, że jeśli
ten szczeniak jeszcze raz wejdzie mi w oczy, to zwyczajnie wyrzucę go z budynku, a na administratora napiszę
skargę, że wystawia przepustki różnym chuliganom, którzy nie mają pojęcia o znaczeniu przechowywanych
tu rzeczy!
Obawiam się, że będzie pan musiał spełnić swoją grozbę zauważyłem. Ksefon nie rozumie aluzji.
Aluzji? zdumiał się archiwista.
No, tego, że wziął go pan za ucho i wystawił na korytarz. Należało powiedzieć wprost: więcej mi tu nie
przychodz!
To on jest taki tępy?
Zwykle trzeba mu wszystko mówić dwa razy. . . Im dalej, tym lepiej! Wprawdzie Ksefon aż taki tępy
nie był, ale czego nie robi się dla przyjaciela! Jeśli przyjaciel cię nie pochwali, to kto inny?
Rozumiem. Lepiej, niech się trzyma ode mnie z daleka. A ty czego byś chciał?
Zastanowiłem się. Najwyrazniej archiwista nie płonął chęcią pomagania Ksefonowi. Chyba nie zrobiłby
tego nawet za pieniądze. . . Postanowiłem opowiedzieć mu o moim zadaniu. Archiwista wysłuchał mnie
z uwagą.
Czyli twój wuj jest aniołem? prychnął. No cóż, zdarzają się gorsze rzeczy. Muszę przyznać, że podsu-
nął ci ciekawą pracę. . .
Właśnie! Myślałem, że porozmawiam z tą duszą i będzie po sprawie. . .
O, kochany, zaufaj mojemu doświadczeniu: wszystko okaże się znacznie bardziej skomplikowane niż
wydaje się na pierwszy rzut oka!
Zerknąłem podejrzliwie na archiwistę. Chyba nie czyta w myślach. . . Przecież nie wspomniałem o tym, że
wyniosłem z archiwum akta Nienaszewej, nie mówiłem też, czego dowiedziałem się z teczki a jednak, nie
wiedząc tego wszystkiego, co ja wiem, archiwista od razu wyczuł, że sprawa nie jest prosta.
Dobrze, chodzmy szukać tej twojej Zoi. Najprawdopodobniej jest jeszcze w dziale żyjących.
Zrobiliśmy to samo, co wczoraj robiłem już z administratorem, ale tym razem od razu podszedłem do
właściwej teczki.
Jeśli wygadasz się, że cię już brałem, to wrzucę cię do kominka pogroziłem jej szeptem.
No przecież jesteśmy przyjaciółmi! Jak mogłeś przypuścić. . . odparła przestraszona teczka.
Przyniosłem teczkę na stół i położyłem przed archiwistą. Ten nałożył okulary i otworzył.
Dobrze. . . Popatrzmy, co my tu mamy.
Razem z archiwistą czytałem teraz to, co już obejrzałem wczoraj wieczorem. Archiwista kartkował teczkę
26 Rozdział 3.
bez pośpiechu, czasem prosił o pokazanie jakiegoś epizodu z życia Zoi, uważnie oglądał zdjęcia, w końcu
doszedł do dnia dzisiejszego i obejrzał sobie życie codzienne rodziny Nienaszewów.
Jaasne powiedział w końcu. Tak, smutne to, smutne. . . W zadumie podparł podbródek dłonią
i zapatrzył się w jeden punkt. Nie odzywałem się, nie chcąc mu przeszkadzać, w końcu jednak przemówił:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]