[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Przecież opuścił kraj. To niemożliwe, Reese nie zrobiłby czegoś
takiego...
Nagle przewróciła oczami i bez czucia osunęła się na podłogę.
- Psiakrew, Baldwin, ona zemdlała. Zrób coś. Bezradnie popatrzył na
nieprzytomną kobietę.
- Niby co mam zrobić? Zemdlała i tyle.
- Ocuć ją. Jesteś lekarzem, lekarze robią takie rzeczy. Musi nam
powiedzieć, gdzie szukać Reese^. Na pewno wie, przecież to jej brat.
- Cholera, jestem psychiatrą, nie internistą.
- Ukląkł, ale Quinn sama odzyskała świadomość. Zatrzepotała rzęsami i
wyciągnęła rękę, jakby prosiła o pomoc. Baldwin pomógł jej wstać i położyć się
na kanapie, a Taylor podała jej butelkę wody mineralnej, która stała na stole.
- Quinn, musimy wiedzieć, gdzie teraz przebywa Reese. Gdzie mieszka?
Quinn wydukała dokładny adres brata, a Taylor przeszła na drugi koniec
pomieszczenia, wyjęła telefon i natychmiast zadzwoniła do biura. Odebrał Fitz.
- Fitz, mam adres Dusiciela. Nazywa się Reese Connolly... Tak, ich
młodszy brat.
Pojedziesz tam niezwłocznie, a jeśli dopisze ci szczęście... Widzi- my się
na miejscu. Przygotuj się odpowiednio, gość jest niebezpieczny. - Rozłączyła się i
wróciła do Baldwina oraz Quinn, która wylewała z siebie potoki słów.
- Teraz wszystko rozumiem - mówiła. - Reese wiedział o wierszach. Na
początku naszej znajomości Jake podrzucał mi liściki z poezjami, przyczepiał je
do lodówki, wsuwał do skrzynki pocztowej. Był niepoprawnym romantykiem.
Reese o wszystkim wiedział, przecież mieszkał z nami aż do studiów. Wzięliśmy
ślub, kiedy się wyprowadził do akademika. Taki błyskotliwy chłopak... Dostał się
na uniwersytet, kiedy miał zaledwie piętnaście lat. Teraz ma dwadzieścia jeden,
jest lekarzem. Nie mógłby nikogo zabić, zresztą wyjechał do Gwatemali.
- Quinn, czy potrafiłabyś to potwierdzić?
- Oczywiście. Zadzwonię do innego lekarza, który również tam pojechał. -
Wyjęła brązowy notes z szuflady biurka, odszukała numer telefonu i sięgnęła po
aparat. - Jim Ogelsby, jak się masz?
- odezwała się po chwili oczekiwania na połączenie. - Podróż do Ameryki
Południowej przebiegła bez problemów? Naprawdę? To świetnie. Mam do ciebie
krótkie pytanie. Jak sobie radził Reese? Co takiego? Nie pojechał? Na pewno?
Och... Dziękuję, Jim. Na pewno wkrótce się spotkamy. Na razie.
- Rozłączyła się i podniosła na nich osłupiałe spojrzenie. - Jim twierdzi, że
Reese nie pojechał na wyprawę. Okłamał kolegów, oświadczył, że ma alergię na
obowiązkowe szczepienia. Mnie również okłamał. Jak on mógł to zrobić?
Taylor powoli pokiwała głową.
- Czy Reese mógł wiedzieć o służbowych wyjazdach Jake'a? Czy znał
terminarz jego spot kań?
- Oczywiście. Kopię harmonogramu zawsze wysyłałam Whitney i
Reese'owi. Sekretarka Jake'a sporządza rozpiskę raz w miesiącu, a ja
automatycznie przesyłałam ją najbliższym członkom rodziny. - Na jej twarzy
odmalowało się przerażenie. - Czy to możliwe, że Reese usiłował wrobić Jake'a?
- Tak, to prawdopodobne - potwierdził Baldwin. - Czy Reese wiedział o
problemach w twoim małżeństwie?
- Staram się zachowywać dyskretnie, ale od czasu do czasu mógł do niego
dotrzeć jakiś sygnał.
- Czy Reese nie lubił Jake'a? Zastanowiła się.
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Zawsze odnosił się do niego z
szacunkiem. Nie byli sobie specjalnie bliscy.
Baldwin dostrzegł wymowne spojrzenie Taylor.
- Quinn, na nas pora - oznajmił. - Spróbujemy znalezć Reese'a. Starannie
zamknij za nami drzwi i nie obawiaj się, w domu nic ci nie grozi. Nigdzie nie
wychodz, dopóki nie zadzwonimy.
Quinn siedziała nieruchomo, z dłońmi na kolanach.
- Nie róbcie mu krzywdy - poprosiła cicho. - On nie wie, z pewnością nie
ma pojęcia.
- Czego nie wie...? - Taylor podeszła bliżej, uklękła przed Quinn i wzięła
ją za rękę.
Quinn wbiła wzrok w sufit i wyszeptała: - Nie wie, że nie jest naszym
bratem.
Rozdział pięćdziesiąty
- Jego dom jest pusty - oznajmił Fitz przez telefon, kiedy Taylor i Baldwin
pędzili na złamanie karku do miejsca zamieszkania Reese'a. - Wszystko
sprawdziliśmy, gość uciekł.
- Wyślij list gończy za nim i jego samochodem. Nadal jest grozny,
pamiętaj. - Rozłączyła się i spojrzała na Baldwina, który właśnie kończył
rozmowę telefoniczną i pośpiesznie coś zapisywał.
- Dziękuję, właśnie tej informacji potrzebowałem - mruknął i odłożył
aparat. - Nathan Chase miał tylko jednego gościa. Prawie pięć lat temu przyszedł
do niego nie kto inny, tylko Reese Connolly. Szkoda, że Quinn na początku nie
wyjawiła nam, że Reese nie jest jej bratem. Ułatwiłaby nam zadanie.
- Przecież nawet nie miała pojęcia, że Reese zna prawdę. On o wszystkim
wiedział, prawda?
- Bez wątpienia. Przecież odwiedził ojca w więzieniu. Zaraz, zaraz...
Zawróć do biura.
Muszę coś sprawdzić.
W pięć minut dotarli na miejsce. Taylor zaparkowała na ulicy i oboje
ruszyli pośpiesznie do jej gabinetu. Baldwin wyświetlił nagłówek e-maila od
Dusiciela, podszedł do tablicy i dużymi literami przepisał adres.
IM1855195C Zastanowił się i przepisał go ponownie, rozdzielając litery i
cyfry ukośnikami w różnych kombinacjach. Tablica szybko zapełniła się
niezrozumiałymi szyframi, a Taylor coraz wyrazniej widziała, do czego zmierza
Baldwin.
1/ M/1/8/ 5/ 5/1/9/ 5/ C IM/18/5/5/19/5/C Fm 18 5 5 19 5 C 1 ' m R E E S
E C I'm Reese Connolly Baldwin triumfował, zupełnie jakby rozwikłał
najtrudniejszą zagadkę na świecie.
- Jak na to wpadłeś? - spytała ostrożnie, świadoma, że Baldwin jest dumny
jak paw.
- Z początku sądziłem, że to numer więzienny Nathana Chase'a, ale się
myliłem. Kod jest prosty, odnosi się do kolejności liter w alfabecie. R jest
osiemnastą literą, E piątą, S dziewiętnastą. Wszystko się zgadza.
Taylor zastanowiła się, podeszła do tablicy i dopisała: IAMREESE CHASE
- Ojciec i syn. Chyba o to chodzi, prawda? - spytała.
Baldwin zapatrzył się na słowa na tablicy i pokiwał głową.
- Chyba tak.
Rozdział pięćdziesiąty pierwszy
Taylor i Baldwin weszli do domu Reese'a Connolly'ego, małego,
dwupokojowego budynku na West Endzie. W jego schludnym wnętrzu nie
natrafili na żadne ślady prawdziwej natury mordercy. Marcus zwrócił uwagę, że
ziemia na podwórku była niedawno wzruszana. Podczas bliższych oględzin
odkryto sześć małych, zgrabnych kopczyków, rozmieszczonych z nienaganną
symetrią. Znaleziono w nich kobiece dłonie na różnych etapach rozkładu.
Wszystkie szczątki zostały ekshumowane.
Taylor uczestniczyła w oględzinach, kiedy zadzwonił jej telefon.
Przykładając aparat do ucha, nie spodziewała się, co za chwilę usłyszy.
Quinn Buckley wpadła w histerię, wrzeszczała bez opamiętania,
całkowicie niezrozumiale. Taylor na próżno usiłowała ją uspokoić. Pojęła tylko
strzępy informacji: dzieci Quinn zaginęły, Quinn kazano iść tam, gdzie bawiła się
z siostrą w dniu porwania. Taylor przypomniała sobie, że w aktach znajdowała się
wzmianka o polance na tyłach starego domu rodziców blizniaczek, nieopodal
bulwaru Belle Meade.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]