[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jednym liznięciem rowka zażołędnego potrafię doprowadzić
go do orgazmu, ale ja byłam nieugięta. Co innego badać
pacjentów w Klinice Prącia, co innego pieprzyć się z facetami,
z którymi miałam na to ochotę, zapomnieć się w
orgazmicznych uniesieniach na wizji, a co innego odpowiadać
na zaczepki przyjaciół Ogra, którzy w dodatku nagabywali
mnie tak, żeby Ogr nie słyszał, i strasznie się złościli, że im
odmawiam. Nie udawaj świętoszki, przecież wiem, że to
lubisz, mówili coś w tym stylu, łapiąc mnie pod stołem w
najlepszym razie za nogę. W takich sytuacjach musiałam
natychmiast iść do łazienki, by zwrócić kolację. Bałam się, że
przyjaciele Ogra znów wpędzą mnie w bulimię, z której
uleczyło mnie nasze małżeństwo. Któregoś wieczora, gdy
goście w końcu wyszli, postanowiłam porozmawiać o tym z
Ogrem.
- Ogrze, twoi przyjaciele składają mi niemoralne
propozycje - zaczęłam, ale Ogr nie chciał słuchać. Ogr lubi,
żeby czarne było czarne, a białe białe, i na przyjaciół nie da
powiedzieć złego słowa.
- Ty wszędzie widzisz seks! Jesteś nimfomanką! Moi
przyjaciele potrafią się bawić i żartować, i nie należy
traktować tego tak poważnie. To miłe, że podoba im się moja
żona. Niepotrzebnie tak się nadymasz i co chwila chodzisz do
łazienki.
Nie po raz pierwszy wydało mi się, że Ogr nie ma racji,
ale co miałam robić? Z jego kolegami musiałam sobie radzić
sama. Nawet wtedy, gdy lekko już wstawieni szli za mną do
kuchni i próbowali mnie całować albo wkładać sobie moją
rękę w spodnie.
- Chociaż jeden raz, proszę - szeptali namiętnie, a ja z
trudem powstrzymywałam odruch wymiotny. Znów zaczęłam
cierpieć na zanik libido. Nawet Ogr przestał mnie pociągać.
Jego grube łydy i przerzedzone włosy budziły we mnie
obrzydzenie, co wyraznie świadczyło o tym, że pierwsze
prawo optyki interpersonalnej przestało działać, ale nie
zamierzałam się poddawać. W końcu po fazie zakochania jest
czas na zwykłą miłość i przywiązanie, na budowanie związku
na realnych podstawach, a nie na zauroczeniu, ale o ileż
łatwiej byłoby mi budować, gdyby Ogr miał choć odrobinę
uroku. A i tak miał go więcej niż jego koledzy. Nie byłam w
stanie ich polubić, dlatego bez oporu zaakceptowałam rytuał,
który w pierwszej chwili wydał mi się nieco dziwny. Otóż po
kolacji panowie szli do gabinetu, aby rozmawiać o interesach,
popijać whisky i grać w karty, a my, czyli pięć kobiet w
różnym wieku, z czego dwie w wieku naszych dzieci,
zostawałyśmy w salonie i sączyłyśmy eleganckie drinki. Ta z
kolczykiem w pępku miała na imię Paulina i okazała się
całkiem fajna. Zastępowała mi trochę Julkę, która od dwóch
miesięcy nie dała znaku życia. Jej rówieśniczka, Sylwia, też
miała kolczyk w brzuchu, co wyszło na jaw przy drugim
spotkaniu. Moje rówieśnice to Zuza, ta ze wspaniałymi
nogami, i Zyta z oczami jak filiżanki. Trudno byłoby nazwać
nas przyjaciółkami, przyjaciół się wybiera, my zaś czułyśmy
się na siebie skazane. Kilka razy w tygodniu robiłyśmy, co w
naszej mocy, gadałyśmy trzy po trzy i przekomarzałyśmy się
wesoło, żeby wieczór jakoś zleciał. Przyznam się, że
traktowałam nasze życie towarzyskie jako kompletną stratę
czasu, który mogłabym przeznaczyć na przyjemniejsze
zajęcia. Choćby na seks. Tyle że akurat na seks kompletnie nie
miałam ochoty, co zaczęło mnie już trochę niepokoić,
zwłaszcza że Ogr również się do tego nie rwał.
- Jak często to robicie? - zapytałam w którąś sobotę, gdy
jak zwykle zostałyśmy same w naszym salonie.
- Bronek kocha seks, ale często boli go głowa, więc
robimy to zwykle raz w tygodniu - powiedziała Paulina.
- Sławek bez przerwy chciałby się ze mną kochać, tylko
nie ma czasu, a po pracy jest taki zmęczony - wyznała Sylwia.
- Ale robimy to kilka razy w tygodniu. Szczególnie na
początku, gdy go poznałam.
- My kochamy się prawie codziennie - powiedziała Zyta.
- Bolek traktuje seks jak mycie zębów. Nie zaśnie bez tego.
Kiedyś próbowałam protestować i wykręcać się bólem głowy,
ale jak zdradził mnie parę razy, to przestałam. W końcu nic
tak nie spaja małżeństwa jak zadowolenie męża.
- Nie kochaliśmy się od dwóch miesięcy - grobowy głos
Zuzy sprawił, że w salonie powiało grozą. Czyżby Jarek
dojrzał wreszcie do wymiany Zuzy na młodszą? Bez sensu
wywołałam wilka z lasu, nawet młode wyglądały na
przestraszone. Na tym tle moje pożycie z Ogrem nie rysowało
tragicznie, choć było w zaniku. Zuza milczała, więc ciągnęłam
swoje, chcąc zatuszować przykry incydent.
- Ogr ma mi za złe, że badam inne prącia. Nie chce się ze
mną kochać, póki nie rzucę pracy - podzieliłam się z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]