[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sama jak zawsze. Można by sądzić, że już od lat mieszka z bratem w
cudzoziemskim domu, a przecież wiem, że w głębi ducha dziwi ją tam wiele rzeczy.
Brat mówi, że Wang Ta-ma udaje, jakoby nic nadzwyczajnego nie zauważyła,
mimo to szczególnie nie dowierza schodom i dotychczas za nic w świecie nie chce
wejść na nie w obecności innych. Ale dziś powiedziała mi, że nie mogła ścierpieć
zmian, jakie zaszły w domu matki po jej śmierci. Otyła nałożnica została pierwszą
panią na miejscu matki. Obwieszczono to uroczyście w sali przodków przed świętymi
tablicami. Paraduje teraz dumnie po domu, odziana w szkarłat i purpurę i na jej
palcach błyszczą liczne pierścienie. Wprowadziła się nawet do komnat matki! Gdy
stara niańka o tym opowiadała, zrozumiałam, że nigdy więcej nie przestąpię progu
rodzinnego domu.
- O, moja matko!
Odkąd mój brat dla żony porzucił wszystko, odnosi się do niej czulej niż
przedtem. On, który dzięki zamożności ojca całe życie spędził w dobrobycie, jest
obecnie ubogi. Ale za to pojął, w jaki sosób może ją uczynić szczęśliwą.
Onegdaj, kiedy przyszłam do niej, siedziała i pisała list, rzucała na papier
długie, płynne, wykręcone linie. Weszłam do pokoju z synem; podniosła oczy i
uśmiechnęła się, jak zawsze na widok dziecka.
- Piszę do matki - powiedziała i oczy jej zajaśniały w uśmiechu - wreszcie
mogę jej o wszystkim donieść. Doniosę jej, że zawiesiłam w oknach żółte firanki i że
na stole stoi czara ze złocistymi narcyzami. Doniosę jej, że dziś wyścieliłam dla
dziecka niewielki koszyk różowym jedwabiem - jedwabiem barwy kwiecia
amerykańskiej jabłoni. Ona przejrzy każde moje słowo i będzie wiedziała, jak bardzo
jestem szczęśliwa, jak szczęśliwa jestem nareszcie!
Czyś widziała kiedy, siostro, uroczą dolinę pod szarym niebem, brzemiennym
w chmury? A potem, jak nagle chmury przedzierają się, blask słońca płynie z góry,
życie i barwa zakwitają radośnie i głośno na każdym miejscu doliny. Tak jest teraz z
nią. Jej oczy krzyczą radością, a głos jest nieustannym śpiewem. Wargi jej są w
ciągłym ruchu. Co chwila drgają i pęcznieją śmiechem i niespodzianie rzuconymi
słowami. Doprawdy, jest bardzo piękna. Wątpiłam zawsze o jej urodzie, ponieważ
była tak odmienna od tego, co zwykłam uważać za ładne. Lecz teraz poznaję ją na
wskroś. Burzliwa posępność zniknęła z jej oczu. Są błękitne jak morze pod
pogodnym niebem.
Brat zaś od czasu, kiedy wprowadził w czyn swoje postanowienie, jest
spokojny, zrównoważony i zadowolony. Jest mężczyzną.
Kiedy myślę o tym, że każde z nich porzuciło dla drugiego cały świat, czuję
pokorę w obliczu takiej miłości. Ich owoc będzie drogocennym owocem, równie
cudownym, jak kryształ nefrytu.
Co się tyczy dziecka, los jego podwójnie mnie wzrusza. Będzie musiało
zbudować sobie własny, odrębny świat; ponieważ nie będzie ani czystym Zachodem,
ani czystym Wschodem, każdy je odepchnie, gdyż nikt go nie zrozumie. Ale wierzę
mocno, że jeśli dziecko odziedziczy hart ducha rodziców, zrozumie oba światy i
zwycięży je.
Tak myślę jedynie wówczas, gdy patrzę na brata i jego żonę. Jestem tylko
kobietą, ale mogę mówić o tym z moim małżonkiem; on jest mądry i wie sam, nie
pytając innych, gdzie leży prawda.
Ach, tylko jedno! Tęsknię za tym, aby ujrzeć ich dziecko. Pragnę, aby mój syn
miał w nim brata.
XXI
Cudzoziemka śpiewa. Całymi godzinami z serca jej niby bańki wznoszą się
piosenki ku wargom. Raduje się w osobliwy sposób. A ja, która urodziłam syna,
cieszę się wraz z nią i nasze wspólne, ludzkie przeżycie związało nas serdecznie z
sobą. Szykujemy sukienki, małe, chińskie sukienki. Obca namyśla się, jaki kolor
wybrać, z uśmiechem marszczy czoło i pyta samej siebie:
- Jeśli jego oczy będą czarne, trzeba mu szkarłatnej sukienki. Jeśli jednak
będą szare, musi być różowa. Czy jego oczy będę szare, czy czarne, siostrzyczko? -
I rzuca ku mnie promienne spojrzenie.
Odpowiadam uśmiechem i pytam:
- Jaką barwę mają już teraz w twym sercu?
Obca rumieni się i zmieszana odpowiada:
- Są zawsze czarne. Zawsze. Wezmiemy szkarłat. Nadaje się dla syna.
- Szkarłat jest kolorem radości - mówię.
I obie wiemy, że roztropnie wybrałyśmy.
Pokazuję jej pierwsze ubranko mojego syna; razem przykładamy wzór do
kwiecistego, szkarłatnego atłasu i miękkiego, czerwonego jedwabiu. Wyhaftowałam
wizerunkami tygrysów trzewiczki dla jej dziecka. Przy tej robocie stałyśmy się sobie
bliskie i zapomniałam, że ona kiedyś była inna. Jest moją siostrą, nauczyłam się
wymawiać jej imię: Mary, Mary.
Kiedy wszystko było uszyte, przygotowała również małą wyprawkę
cudzoziemskiej odzieży, tak cienką i delikatną, jakiej jeszcze nigdy nie widziałam.
Dziwiłam się tkaninie wiotkiej jak pajęczyna. Rękawki wszyte były do długiej, prostej
sukienki koronkami subtelniejszymi od haftu, a materiał nie był wprawdzie jedwabny,
ale miękki i powiewny jak mgła. Spytałam:
- Skąd będziesz wiedziała, kiedy masz go ubrać w te szatki?
Uśmiechnęła się i pogłaskała mnie po policzku. Obecnie, kiedy wróciła jej
wesołość, jest rozkoszna i przymilna.
- Przez sześć dni tygodnia będzie dzieckiem swojego ojca, ale siódmego dnia
ubiorę go w płótno i koronki - będzie Amerykaninem. - Nagle spoważniała. - Zrazu
sądziłam, że będę mogła zrobić z niego zupełnego Chińczyka, ale teraz wiem, że
muszę mu dać również atmosferę Ameryki, bo nią ja jestem. I tak, siostrzyczko,
będzie należał do obu światów, zarówno do ciebie, jak do mnie.
Uśmiechnęłam się; znowu do niej. Teraz rozumiem, jak się to dzieje, że
zawładnęła sercem brata i trzyma je mocno.
Dziecko jest już na świecie, siostro! Wzięłam je z rąk Wang Ta-ma. Dała mi
je, mrucząc i śmiejąc się z dumy. Obejrzałam je uważnie.
Jest to syn, dziecko pełne mocy i tężyzny. Z pewnością nie jest tak urodziwy,
jak mój. Taki syn, jakiego ma mój mąż i ja, nie może urodzić się po raz wtóry. Ale syn
brata i jego żony nie jest podobny do żadnego dziecka. Ma grube kości oraz
rześkość i siłę Zachodu. Jego oczy i włosy są jednak czarne jak nasze, a skóra
przejrzysta jak nefryt, lecz oliwkowa. Już teraz w jego oczach i dokoła warg
odkrywam rysy naszej matki. Z jakim mieszanym uczuciem radości i bólu patrzę na
to!
Ale do mojej siostry nie mówię o tym podobieństwie. Z uśmiechem zaniosłam
jej dziecko i rzekłam:
- Patrz, coś zdziałała, siostro. W tym maleńkim węzełku zespoliłaś dwa
światy.
Opadła na poduszki, wyczerpana i uśmiechnięta.
- Połóż go obok mnie - szepnęła. I uczyniłam to.
Dziecko leżało przy jej mlecznobiałej piersi - ciemne i czarnookie. Matka
objęła je czułym spojrzeniem i białymi palcami pogłaskała czarne włoski.
- Będzie mu do twarzy w czerwonej kurtce - rzekłam. - Jest za czarny na biel.
- Podobny jest do swojego ojca i jestem zadowolona - odparła po prostu.
Potem brat wszedł do pokoju; wyśliznęłam się cicho.
Wczoraj wieczorem, po urodzeniu się dziecka, stałam obok mojego małżonka
w pokoju syna. Przez otwarte okno patrzyliśmy razem w księżycową noc. Powietrze
było zupełnie przejrzyste i nasz ogródek wyglądał jak obraz malowany pędzlem w
czarnych i białych konturach. Drzewa zalane poświatą rysowały się ostro jak heban
na tle nieba.
Z tyłu za nami nasz syn spał spokojnie w bambusowym łóżeczku. Wkrótce
będzie mu w nim za ciasno; we śnie pręży ramiona i małe piąstki uderzają miękko o
ściany. Jest przecież całym mężczyzną! Słysząc jego równy, silny oddech,
spojrzeliśmy sobie z dumą w oczy.
A potem pomyślałam o nowo narodzonym maleństwie i jego podobieństwie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]