[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Do Pszczyny  pół godziny drogi. Ruszyli.
Pszczyna, dziesiąta rano
Byli pierwsi. Ekipa z Krakowa jeszcze nie przyjechała. Mimo to Brodzki rozpoczął
przesłuchanie. W pokoju komisariatu MO siedzieli we trzech: Arski, Brodzki oraz młody
człowiek, pilot taksówki ,,Lotu . Twarz i ręce miał podrapane. Ubranie ubrudzone ziemią.
Był straszliwie roztrzęsiony i z trudem formułował jako tako rozsądne zdania informujące.
Porucznik kazał mu opowiadać wszystko od początku.
 Jak przyrolowalem przed biuro  Lotu , taki barak na lotnisku, już czekali. Wsiedli...
 Zaraz. Jak wyglądali?
 Jeden był w czapce sportowej i w ciemnych okularach.
 Miał znamię na twarzy?
 Nie... nie wiem. Nie miał. Wąsy miał. Rude. Blondyn. Drugi brunet, szpakowaty.
 Wiek?
 Blondyn był młodszy. Koło trzydziestki. Szpakowaty brunet  starszy.
 Rozmawiali z panem?
 Tak... zwyczajnie, jak pasażerowie. Starszy pytał się, za ile czasu będziemy w
Szczecinie? Jak prędko lecimy? A co się stanie, jeżeli na przykład w Szczecinie będzie mgła,
czy starczy nam paliwa? Takie pytania zadają zawsze wszyscy pasażerowie. Zaraz się uspo-
kajają, gdy im powiedzieć, że mamy paliwa na dwukrotny przelot trasy.
 Potem wsiedli?
 Tak.
 Jak?
 Zwyczajnie.
 Jak siedzieli?
 Blondyn za mną. Brunet obok blondyna...
 Czy mieli ze sobą jakieś bagaże?
 Tylko teczki.
 I co dalej?
 Wystartowaliśmy. Lecieliśmy w największym porządku. Meldowałem na lotnisko.
Potem...  pilot zaciął się. Nie umiał znalezć słów. Porucznik zrozumiał, że doszli do
momentu zamachu. Pilot miał po raz pierwszy przyznać się do odniesionej klęski. Poddał się
przecież napastnikom.
 Jak pana sterroryzowali?
 Jeden przyłożył mi do głowy rewolwer, drugi... nie, jeszcze wtedy nic nie robił ten
drugi. Usłyszałem rozkaz, że mam się przesiąść na miejsce obok.
 Posłuchał pan?
 Proszę pana, ja naprawdę nie miałem innego wyjścia...  W głosie pilota była
błagalna rozpacz, choć starał się opanować zdenerwowanie.  Mogłem maszynę spuścić w
dół, rozbić...
 Dobrze, że pan tego nie uczynił  szepnął Arski. Porucznik pomyślał:  Czy to
mówi ojciec?
 Nie zrobiłem tego. Może się bałem... Może nie pomyślałem... Nie wiem... To wszy-
stko trwało jakoś bardzo krótko.
 Krzyknęliście jednak?
 Nie wiem...  nie pamiętam. Może i krzyknąłem coś. Stale mi trzymali rewolwer
przy głowie... Przesiadłem się...
 Kto wyłączył radio?
 Blondyn, co siedział za mną. Z tyłu sięgnął ręką. Przesiadłem się. Blondyn wsunął
się na moje miejsce... Maszyna nawet nie zadrżała... Dobra maszyna...
 Aaska boska...  szepnął doktor Arski.
 Co dalej?  Brodzki pytaniami podtrzymywał siły opowiadającego. Arski nalał
pilotowi nową filiżankę kawy.
 Tamten pokierował maszyną. Doskonały pilot. Zmieniliśmy kierunek na południowy
zachód! Szukał na mapie jakiegoś punktu.
 Co robił drugi pasażer, brunet?
 Trzymał mi rewolwer koło głowy i stale powtarzał, że jeden ruch, a strzeli.
 Co tamci dwaj mówili między sobą?
 Nic. Milczeli, aż blondyn powiedział jedno słowo:  Jest! .
 Co miało być?
 Polana w lesie, na którą zaczął schodzić. Zwietny pilot. Doskonały pilot...
 Nieważne! Co było na polanie?
 Czekali na nich.
 Kto?
 Dwaj jacyś inni. Wszyscy w ciemnych okularach. Jeden z bandażem na głowie.
 Czy miał myszkę na policzku?  zapytał Arski.
 Nie zauważyłem... Ja ich początkowo nie spostrzegłem. Maszyna skakała. Zatrzyma-
ła się. Wtedy rozkazano mi wysiąść i wysiadając zobaczyłem tych dwóch, ale to był ułamek
chwili, gdyż zarzucono mi szalik na oczy, skrępowano ręce i nogi...  znów umilkł.
 Daliście się tak wiązać?
 Bilem się... szarpałem... ale tamci dwaj rzucili się na mnie.
 Którzy dwaj?
 Brunet na pewno i jeden z tych czekających, ale nie ten obandażowany. Pokonali
mnie. Zapuścili maszynę i odlecieli.
 Wszyscy? Widzieliście?
 Nie wiem... Maszyna odleciała... a ilu  nie widziałem... miałem głowę owiniętą
szalem.
 Kto was znalazł?
 Nikt. Sam jakoś uwolniłem sobie jedną rękę...  tu ton głosu pilota stał się pewniej-
szy.  Nie wiązali zbyt dobrze. Potem drugą  i tak poszło... Po dwóch godzinach marszu
natknąłem się na wieś z urzędem pocztowym. Dałem znać do Krakowa. To było niedaleko
stąd... To chyba już wszystko...
 Wszystko...  mruknął porucznik. Wszystko? Dla tego pilota wszystko. Rzeczywi-
ście... wszystko... Nawet czarną chevroletę z przemalowanym numerem już znaleziono porzu-
coną na szosie nie opodal lasu, w którym uciekający zostawili pilota. Krąg faktów się
zamknął. I co z tego? Wszystko?
 Dokąd polecieli?  Brodziki zapytał bezradnie.
 Dokąd?  Arski powtórzył pytanie i nagle zerwał się na równe nogi.  Do Paryża!
 Do Paryża?  porucznikowi nie Paryż wydał się dziwny, tylko straszny fakt, że
ucieczka za granicę przekreśla szanse śledztwa, szanse odzyskania klejnotów.  Do Paryża?
 powtórzył raz jeszcze i dopiero zreflektował się i zapytał  po co?
 Na kongres zwołany w sprawie sztucznej kaczki!  Arski był o tym najzupełniej
przekonany.
 Czego?!  wykrzyknął Brodzki, zmaltretowany mnożącymi się w tej aferze dziwno-
ściami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    Czechow Antoni Historie Zakulisowe czyli Anegdoty Teatralne
    Gordon Abigail Intruz
    659. Weston Sophie Narzeczona dla dśźentelmena
    Cosmic Memory
    Cartland Barbara Zauroczenie
    716. Green Grace Srebrne serduszko
    Arthur Conan Doyle The History of Spiritualism II
    Jane Roberts Seth Anthology 1
    Baird Jacqueline Kolacja w Weronie LondyśÂ„skie intrygi_Harl2012
    Helen Brooks Najszcz晜›liwszy dzieśÂ„
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agafilka.keep.pl