[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przez całe popołudnie chodzili znowu równym krokiem: Aaltonen za pługiem, a kobieta za nim,
wrzucając ziemniaki 58
w redliny, a kiedy Aaltonen je zaorywał, prostowała zgarbione plecy.
Zagon był długi. Skończyli robotę, gdy niebo poróżowiało na zachodzie, a ich sylwetki kładły się na
polu długim cieniem. Zapadał wieczór. Milcząc wracali z pola do domu, kobieta szła pierwsza z
koszykiem i pustym workiem po ziemniakach, mężczyzna za nią ciężko stąpając i poklepując białą
kobyłę.
Następnego dnia pod wieczór stary Herman wrócił z miasta. Wolnym krokiem zmęczonego człowieka
zbliżał się do domu stromą ścieżką, trzymając w ręku zniszczoną, przewiązaną sznurkiem walizkę.
Twarz jego była szarożółta. Pozdrowił siedzących w izbie i od razu poszedł do siebie na
odpoczynek.
Kiedy Aaltonen wieczorem wszedł do kuchni, Herman siedział na swoim zwykłym miejscu na ławie
pod oknem i podał mu wianuszek obwarzanków.
 Przywiozłem ci gościniec z miasta  rzekł, a na zniszczonej, chorej twarzy pojawił się uśmiech.
Aaltonen wzruszony podziękował. Od wielu już lat nie dostał od nikogo nawet najmniejszego
upominku, a że stary Herman bardzo zważał na to, by nie wydawać na próżno pieniędzy, upominek od
niego był jeszcze cenniejszy. Aaltonen, trzymając niezdarnie w ręku obwarzanki, zapytał:
 Powiedzcie teraz, co lekarz powiedział?
 Lekarz jak to lekarz  odparł stary.  Kazał się rozebrać, opukał, osłuchał, raz kazał wstrzymać
oddech, raz oddychać głęboko. Potem powiedział, że to choroba dróg oddechowych, astma. Sam to
dobrze wiem bez doktorskich mądrości. Serce bije słabo, powiedział do mnie. No pewno,
odpowiedziałem, bije już prawie siedemdziesiąt lat, to się i zmęczyło. Bywa przecież, że nawet
wcześniej ustanie.
Spluńcie tutaj, powiedział doktor i podał mi niewielkie na-czynie. Nie chciałem mu odmówić,
naplułem z całej siły, niech będzie zadowolony. Popatrzył, pomyślał i zaczął namawiać mnie do
szpitala. Pytał, czy mam na to pieniądze.
Tam w mieście budują drogie szpitale, to muszą namawiać 59
ludzi na leczenie, żeby mieć z kogo ściągać. Więc mu odpowiedziałem, że co to, to nie, tam będę
umierał, gdzie żyłem.
A potem wypisał mi lekarstwa. Drogie leki. Kiedy usłysza-
łem, ile kosztują, nie chciałem ich wcale wykupić, ale pomy-
ślałem sobie wreszcie, niech będą zadowoleni.
Wydawało się, że stary Herman, kiedy znowu znalazł się wśród swoich w domu, wyzwolił się z
przytłaczającego na-pięcia, które towarzyszyło mu w obcym mieście. Odprężony rozgadał się teraz,
zapominając o zwykłej małomówności.
Aaltonen siedział na ławie trzymając ciągle w ręku obwarzanki. Opanowało go uczucie błogiego
spokoju.
 Czy łatwo wam było znalezć lekarza?  zapytał starego.
 Najpierw prosto ze stacji poszedłem do krewnych dowiedzieć się o nocleg. Od nich też dostałem
adres doktora.
Rozpytując po drodze znalazłem wreszcie dom lekarza, za-dzwoniłem do drzwi, otworzyła mi
pielęgniarka i kazała poczekać dwie godziny. Sporo miałem czasu, więc przysiadłem na schodach i
zabrałem się do jedzenia. Zaczęli i inni przychodzić, ona ich wpuściła, a potem i mnie powiedziała,
że mogę wejść i poczekać w środku. Głodny byłem, więc w tej poczekalni dokończyłem jedzenia. No
cóż, to wszystko...
 A jakie lekarstwa wam przepisał?  zapytał znowu Aaltonen.
 Bardzo były drogie, ale mocne. Cała izba zakręciła mi się we łbie, jak sobie nalałem do kubka od
kawy, żeby spróbować. Aż mi dech zaparło, kiedy sobie łyknąłem 
mówiąc to stary Herman chytrze uśmiechnął się pod wą-
sem.
 Może za dużo zażyliście?  zauważył Aaltonen.
 Kazali łyżkę, ale sobie pomyślałem, że trzeba zobaczyć, jakie to mocne. Bardzo dobre lekarstwo
przepisał, bardzo dobre... aż nogi zrobiły mi się miękkie w kolanach.
Izba wydawała się Aaltonenowi jak nowa, zapanowały w niej błogie ciepło i spokój. Nie potrzeba
było jeszcze zapalać światła. Było dość jasno. Zbliżała się pora białych no-60
cy. Szary, panujący w izbie zmrok zbliżył tych troje. Zobojętniały na wszystko mężczyzna z izby za
kuchnią nie przeszkadzał już nikomu, obecność jego tkwiła jednak jak cierń w podświadomości
domowników.
Silne lekarstwo wzmocniło słabe ciało i stary Herman zaczął z ożywieniem wspominać dawne czasy.
Może zdawał
sobie sprawę, że niewiele mu zostało życia, wrócił więc chętnie myślą do czasów swej młodości.
 Uwierzysz mi albo nie  mówił ożywionym głosem, rozglądając się wokoło  kiedy byłem
młodym chłopakiem, latałem na tańce do najdalszej wsi. Byłem dobrym tance-rzem i nogi mi same
skakały. Raz nawet kupiłem sobie kalosze, czarne świecące kalosze, bo wydawało mi się, że będę w
nich bardziej wyelegantowany niż inni. Niosłem je pod pachą idąc na przełaj przez bagniste łąki bo
się bałem, że się zniszczą. Na nogi wkładałem je dopiero przed samym wej-
ściem. Dziwili się wszyscy, skąd mam takie kalosze.
Aaltonen uśmiechnął się. Wiele czasu minęło od chwili, kiedy ostatni raz tak radosny i beztroski
uśmiech pojawił
się na jego ustach. Równocześnie jednak odczuł smutek, który po ostatnich słowach starego wdarł się
do izby. Powiało melancholią i żalem, że młodość kończy się i nie powraca nigdy.
 Cóż tam, było i przeszło  mówił dalej stary gospodarz słabnącym głosem.  Swoje
przetańczyłem w młodoś-
ci i wiem, że teraz wszystkie hulanki są już poza mną. Nie chciałbym tylko długo chorować i być
ciężarem dla innych.
Ziemi się nie boję, a według tej nowej mody nie ma podobno piekła ani nieba, jak to kiedyś matka
uczyła. Nie byłem już dawno w kościele, ale pójdę. Tego chleba i wina nie udało się jednak na nic
innego zmienić, a przyrzekłem nieboszczce matce, że jak będę czuł, że dni moje dobiegają końca,
przystąpię do stołu pańskiego.
 Nie mówcie jeszcze o śmierci gospodarzu  odezwał
się Aaltonen, choć czuł, że głos jego zabrzmiał nieszczerze.
Dlaczego jednak człowiek nie miałby mówić o śmierci, skoro przynosi mu to ulgę? Byli w izbie tylko
we troje i nie 61
potrzebowali udawać przed sobą. Udawanie należało do ludzi, którzy żyli według narzuconych sobie
form i obyczajów.
Dla tych trojga konwenanse panujące na świecie straciły wszelkie znaczenie.
Siedząc w zapadającym zmroku z obwarzankiem w ręku Aaltonen pomyślał o własnej śmierci. Sam,
z własnej woli odciął się od całej swojej przeszłości. Tego pamiętnego jesiennego wieczoru, kiedy
kominy fabryczne ponurymi cie-niami wznosiły się w niebo, nacisnął czapkę na uszy i poszedł w
świat. Nie myślał o powrocie. Wszystko nieodwra-calnie minęło. Było to prawdą, że nie mógł tam
dłużej wytrzymać. Kiedy teraz przypomniał sobie o śmierci, czuł, że gdy nadejdzie, będzie zupełnie
sam. Od małego chłopca był
samodzielny, śmiały i odważny, drażniło to jego otoczenie.
Trudno mu było znalezć prawdziwą przyjazń, która byłaby czymś więcej niż przemijającą sympatią.
Jego silne ciało, mocne mięśnie, zdrowe serce i płuca rokowały mu długie życie i być może długie
zmaganie ze śmiercią. Tygodnie, miesiące, lata upłyną jeszcze, wiele przeżyć zatrze się w pamięci.
Prawdopodobnie przebędzie tę długą drogę sam. Siedząc na ławie w izbie zdał sobie sprawę, że nie
pragnie niczego ponad to, co teraz odczuwał.
Drgnął nagle, bo zrozumiał, że teraz właśnie przepełnia go wielkie i jasne szczęście, którego nigdy
nie zaznał. Teraz, kiedy kobieta w zmroku krzątała się koło komina, zwracając ku niemu od czasu do
czasu jasną twarz i błękitne oczy, teraz, kiedy stary człowiek siedział na ławie pod oknem i oparł-
szy ręce na kolanach, spokojnym głosem mówił o śmierci i chlebie pańskim. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    Alan Dean Foster Obcy Decydujące Starcie
    Bułyczow Kiryl Dziewczynka z przyszłości
    Uzaleznione myslenie Twerski
    GośÂ›ć‡ z Australii Milburne Melanie
    Haycox Ernest Pieklo w dolinie
    Anthony, Piers Incarnations of Immortality 06 For Love of Evil
    Harry Houdini Miracle Mongers And Their Methods
    Chantal Fernando Dragon's Lair (caśÂ‚osc) (1)
    Backup of Alastair J Archibald Grimm Dragonblaster 03 Questor (v5.0)
    wfhss training 2 01 en
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl