[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podrzynając im gardła&
Zamilkł nagle, bo zrozumiał poniewczasie wagę swoich słów.
Herkules Poirot szybko skierował rozmowę na inne tory. Ach,
seorita, przypomniałem sobie o jednej sprawie. Muszę panią prosić o
paszport. Mojemu przyjacielowi inspektorowi potrzebny jest ten dokument.
Wie pani, to są takie przepisy policyjne dotyczące obcokrajowców, niemądre
niewątpliwie, uciążliwe, ale trzeba się do nich zastosować. A, z prawnego
punktu widzenia, jest pani cudzoziemką.
Mój paszport? Pilar uniosła brwi. Zaraz przyniosę. Mam go w
pokoju.
Wszyscy troje podeszli do schodów. Tuż nad nimi znajdowały się drzwi
do pokoju Pilar. Dziewczyna weszła do środka, a Poirot ze Stephenem
pozostali przy schodach.
Ale głupiec ze mnie. Wyrwałem się z tą rozmową z pociągu. Trzeba
było się ugryzć w język.
Poirot nie odpowiadał. Stał z przekrzywioną głową, jakby nadstawiał
ucha.
Ci Anglicy mają fioła na punkcie wietrzenia. Panna Estravados też
to wyssała z mlekiem matki.
Skąd pan wie?
Wczoraj było ciepło i słonecznie, ale dzisiaj jest bardzo mroznie,
choć nie ma szronu. I co robi panna Estravados w taki ziąb? Wietrzy. Nie
słyszał pan, jak energicznie otwierała okno?
Nagle z pokoju dobiegł jakiś okrzyk po hiszpańsku, a po chwili w progu
ukazała się nieco skonsternowana Pilar.
Ale ze mnie niezdara! Torebkę miałam na parapecie i kiedy ją
przetrząsałam, paszport wypadł mi za okno. Leży w trawie. Polecę na dół.
Ja pani przyniosę ofiarował się Stephen, ale Pilar już przefrunęła
koło niego, krzycząc: Nie, to wszystko przez tę moją niezręczność! Idzcie z
panem Poirotem do salonu. Zaraz tam będę.
Stephen Farr chciał ruszyć za nią, ale Poirot ujął go za ramię i
powiedział:
Chodzmy tędy.
Przeszli korytarzem aż do głównych schodów.
Chciałbym pozostać z panem jeszcze chwilę na piętrze. Udamy się
na miejsce zbrodni. Pragnę pana o coś zapytać.
Szli korytarzem w stronę pokoju Simeona Lee. Po lewej minęli niszę z
dwiema marmurowymi statuami dorodnych nimf, szczelnie otulonymi w
draperie, by nie obrazić wiktoriańskiej moralności.
W nocy mogą człowieka niezle nastraszyć mruknął Farr.
Wydawało mi się, że były trzy, kiedy biegłem tędy przedwczoraj, tego
fatalnego wieczoru. A teraz są dwie!
Obecnie wyszły z mody, ale swego czasu trzeba było za nie sporo
zapłacić. Myślę, że nocą lepiej wyglądają.
Tak, widać tylko białe, pobłyskujące sylwety.
W nocy wszystkie koty są czarne! mruknął Poirot.
W pokoju zastali inspektora Sugdena. Klęczał obok sejfu i oglądał
jakieś detale przez szkło powiększające.
Ten sejf otworzono kluczem powiedział Sugden.
Otwierający znał szyfr cyfrowy. %7ładnych śladów.
Poirot szepnął mu coś do ucha. Policjant kiwnął głową, podniósł się z
klęczek i wyszedł z pokoju.
Stephen Farr wypatrywał się w pusty fotel Simeona Lee. Zmarszczył
brwi, na skroniach wystąpiły mu żyły.
Ponury widok, co? spytał Poirot.
Dwa dni temu siedział tu żywy, a teraz& Panie Poirot, mówił pan, że
chce mnie o coś zapytać?
A tak. Pan był, zdaje się, pierwszą osobą, która dotarła pod drzwi
tego pokoju przedwczoraj wieczorem?
Ja byłem pierwszy? Nie pamiętam. Nie, myślę, że któraś z pań była
pierwsza.
Która?
Albo żona pana George a, albo żona pana Davida. Wiem, że obydwie
były tu bardzo szybko.
Pan nie słyszał krzyku, zdaje się tak pan zeznawał?
Chyba nie słyszałem. Ktoś krzyczał, ale chyba na parterze.
Nie słyszał pan takiego krzyku?
Poirot odchylił głowę do tyłu i nagle wrzasnął okropnie. To było tak
niespodziewane, że Farr odskoczył do tyłu i mało brakowało, a byłby upadł.
O rany, chce pan, żeby wszyscy umarli ze strachu? Nie, niczego
podobnego nie słyszałem! Cały dom pan postawił na nogi. Pomyślą, że znowu
kogoś zamordowali!
Poirot wyglądał na zakłopotanego.
Racja& mruknął. To chyba był głupi pomysł.
Chodzmy stąd czym prędzej.
Wyszedł pospiesznie z pokoju. Pod schodami głowy zadzierali już Lydia
z Alfredem, George wynurzył się z biblioteki i dołączył do nich, a Pilar biegła
z paszportem w ręce.
To nic, nic się nie stało! zawołał Poirot. Proszę się nie
niepokoić. Zrobiłem tylko mały eksperyment. Już po wszystkim.
Alfred wyglądał na zdenerwowanego, a George był oburzony. Poirot
zostawił Stephena, który musiał się za niego tłumaczyć, a sam ruszył
korytarzem na drugi koniec domu. Inspektor Sugden wyszedł ku niemu z
pokoju Pilar.
Eh bien?17 spytał Poirot.
Sugden pokręcił głową.
Nic. Cisza.
17
fr. I co?
V
A więc zgadza się pan, Poirot? spytał Alfred Lee.
Ręce mu się trzęsły, a łagodne brązowe oczy błyszczały z ekscytacji.
Trochę się jąkał. Lydia patrzyła na niego z obawą.
Pan nie wie& pan sobie nnnie wyobraża& co to dla& dla mnie
zna& znaczy.
Pan mnie zapewnił, że wszystko starannie przemyślał i tylko dlatego
propozycję przyjmuję. Ale musi pan sobie zdawać sprawę, panie Lee, że nie
będzie możliwości odwrotu. Ja nie jestem psem myśliwskim, którego ktoś
spuszcza ze smyczy, a potem woła z powrotem do nogi, bo stracił ochotę na
polowanie!
Oczywiście& oczywiście& Wszystko jest już przygotowane. Jest
pokój dla pana. Może pan zostać tak długo, jak pan zechce&
To nie potrwa długo.
Naprawdę?
Krąg podejrzanych jest tak mały, że musimy już wkrótce dojść do
prawdy. Sprawa zostanie wyjaśniona niebawem.
Niemożliwe Alfred patrzył zdumionym wzrokiem.
Wszystko, co udało się ustalić, układa się w jeden trop. Do
wyjaśnienia pozostaję trochę wątpliwości, ale to nie są kluczowe zagadki.
To znaczy, że pan już wie? spytał z niedowierzaniem Alfred.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]