[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zdawało się nam, że płyniemy szybciej niż za pierwszym razem, mijaliśmy te same
przystanie, już okryte nocną pierzyną zapomnienia, ale na nieszczęście nie potrafiłem znalezć
brzegu, z którego wtoczyliśmy się do jeziora. W związku z tym popłynąłem nieco dalej i
wyjechałem na brzeg w pobliżu jakiegoś ośrodka. Najzabawniejsza była reakcja biesiadników
zgromadzonych wokół ogniska. Jak tylko pojawił się na brzegu ociekający wehikuł, śpiewy
wczasowiczów ustały. Wszyscy wpatrywali się z przerażeniem w wielki pojazd wyjeżdżający
z wody. Cisza przy ognisku trwała do momentu, aż zniknęliśmy im z oczu.
Po półgodzinie byliśmy już w Piotrkowie. Dyżurnemu policjantowi w komendzie
opowiedziałem o moim odkryciu. Słuchał uważnie, choć nie krył swojej irytacji. Wyczułem
też; w jego spojrzeniu powątpiewanie. Na koniec kazał nam jechać na zamek i sprawę
zostawić policji.
- Zobaczymy, co da się zrobić - rzekł na pożegnanie. - Wie pan, takie zgłoszenia są
częste, szczególnie żony biznesmenów przychodzą z płaczem, że ich mężowie zniknęli.
- Ja nie jestem żoną pana Stefana.
- Widzę. Lecz musi pan wiedzieć, że niektórzy bogaci faceci lubią znikać na kilka dni
z domu.
- Pan Stefan nie ma żony, więc nie musi nigdzie znikać.
- Rozumiem, ale nie znika się wyłącznie z powodu żony. A kochanka? A wierzyciele?
A wreszcie mafia? Niektórzy po prostu lubią znikać dla sportu. Pewnie ten Stefan wsiadł na
ponton i popłynął w górę jeziora na węgorza. Sam pan mówił, że to wędkarz. Niepotrzebnie
pan siÄ™ denerwuje.
- A domek? Był tam jakiś zbir.
- Sprawdzimy - westchnął ciężko policjant. - Tylko dlaczego wcześniej nie powiedział
nam pan o tym domku?
- Jakoś wyleciało mi to z głowy. Tyle rzeczy tu się dzieje...
- Bardzo pana proszę, niech pan przestanie bawić się w detektywa, bo to może zle się
dla pana skończyć. Niektórzy miastowi na siłę szukają przygód i kuszą los. Włamuje się pan
do jakiegoś domku i oskarża innych o włamanie. Jak tak można? Użył pan wytrycha, a ten
osobnik, którego nazywa pan zbirem, miał podobno klucz. I co o tym mam sądzić? Jest pan
włamywaczem.
- Oni mnie tam przetrzymywali - uniosłem się. - Porwali mnie z zamku. Nawet
uszkodzili pojazd. Proszę to sprawdzić. Moją sprawą zainteresował się sam komendant. Ktoś
poprzecinał mi kable w samochodzie, zgłosiłem to wcześniej.
- Wie pan co? - uśmiechnął się kwaśno. - Komendant ma pana dosyć. Przyjechał pan z
Warszawy i każdego dnia absorbuje pan naszą uwagę. Ciągle jesteśmy wzywani z pańskiego
powodu. Moim zdaniem, złodziejaszki chcieli ukraść pański pojazd dla zabawy. Komendant
twierdzi nawet, że te kable to robota jakiegoś życzliwego panu osobnika.
- Nie rozumiem - zdenerwowałem się.
- Tajemniczy ktoś uratował panu życie. Nie chciał, aby pan się zabił tym swoim
pojazdem.
Zrezygnowany machnąłem ręką.
- Mam świadka w osobie pani Ireny. Czeka na zewnątrz i może potwierdzić to
wszystko, co widziałem.
- Zeznał pan przecież, że był sam na lądzie. Poza tym wcześniej porwano pana
samego, bez pani Ireny. O jakich świadkach pan mówi?
- Jak pan chce - mruknąłem zniecierpliwiony jego postawą. - Dobrze, pójdę już. Tylko
proszę mi obiecać, że zajmiecie się zniknięciem Stefana. Reszta jest nieważna.
- Niech pan idzie spać i nie martwi się.
To był koniec naszej rozmowy. Z tego wszystkiego zapomniałem pokazać dyżurnemu
policjantowi scyzoryk zgubiony w domku przez moich przeciwników. Może to i dobrze? Co
bym od niego usłyszał? Lepiej nie zgadywać.
Pojechaliśmy na zamek. Zaszedłem do swojego pokoju ogarnięty złymi przeczuciami
co do losu Stefana. Po krótkiej kąpieli przekąsiłem coś na pięterku i zamknąłem się w pokoju.
Za ścianą hałasowali nieco studenci, chyba opowiadali sobie dowcipy, gdyż chłopaki
wybuchali raz po raz gromkim śmiechem, a dziewczyny wtórowały im piskiem.
Zżerały mnie wyrzuty sumienia z powodu zniknięcia Stefana i czułem, że prędko nie
zasnę. Byłem strasznie ciekawy, co w jego sprawie zrobiła policja. Niestety, należało uzbroić
się w cierpliwość i poczekać do jutra. Leżąc, wyjąłem kilka książek o tajnych
stowarzyszeniach czczÄ…cych szatana. O dziwo, zasnÄ…Å‚em szybko, nie przeczytawszy nawet
jednego akapitu.
ROZDZIAA SIÓDMY
PORANNE SPOTKANIE Z IREN, CZYLI OTWARTE DRZWI "
NIEDOPAAEK I PORYSOWANA KAÓDKA " OBRYWAM W KARK "
GDZIE PODZIAA SI INTRUZ? " REKWIZYT W PIWNICY "
ZNIKNICIE  KURIERA , CZYLI DZWONI NA POLICJ " MO%7Å‚E
TO DUCH? " KAAMSTWO " SAMOTNY REJS PO JEZIORZE "
ZNAJDUJ AAJB "  ALF ZWRACA MOJ UWAG " ZAKRADAM
SI, CZYLI SZPAKOWATY OPUSZCZA WILL " ATAK
ROTTWEILERA I UCIECZKA  ROMKA " STEFAN! "  NIE
MIESZAJMY DO TEGO POLICJI " MARKOTNY WIKTOR " W
PLANIE OGNISKO " DOROTY GUMKA DO WAOSÓW
Wstałem wcześnie. Za wcześnie na wykonanie telefonu do komendy z pytaniem o
rezultat poszukiwań Stefana. Była czwarta z minutami. Czułem się obolały, chory i przegrany.
Nałożyłem pospiesznie ubranie i zszedłem na dół do biblioteki, gdzie sprawdziłem pocztę
elektroniczną. Nie było żadnej, co zresztą mnie nie zdziwiło. Lisa Liethmal to była fikcyjna,
wymyślona na użytek porwania mnie, postać.
Wracając z biblioteki, spotkałem na parterze wieży Irenę. Stała w drzwiach swojego
pokoju, w szlafroku, zaspana i jednocześnie zaciekawiona moim hałasowaniem.
- O Jezu, to ty - szepnęła z ulgą. - Usłyszałam czyjeś kroki, skrzypnięcie schodów i
przebudziłam się. Myślałam, że ktoś obcy łazi po zamku. Jest po czwartej. Co ty tu robisz,
Paweł?
- Nie mogę spać - mruknąłem.
Chciała zamknąć drzwi, ale ją powstrzymałem.
- Czy możesz dać mi klucz do piwnicy? - poprosiłem. - Obejrzę ją.
- Dałam ci go. Nie pamiętasz? Sam mnie o niego poprosiłeś.
- I nie oddałem?
- Właśnie.
Włożyłem rękę do kieszeni spodni, lecz klucza nie znalazłem. Przypomniałem sobie,
że schowałem go do kieszeni. Tylko, że wyparował.
- Masz rację - pokręciłem z niedowierzaniem głową. - Nie oddałem klucza.
Przepraszam. Tylko, widzisz, ja go nie mam.
- Zgubiłeś?
- Nie wiem. Może mi wypadł.
- Drugi klucz ma pan Edward.
- W takim razie poczekam, jak wstanie. A klucz dorobiÄ™.
- To do jutra - pomachała zabawnie ręką. - To znaczy do ósmej.
I zamknęła drzwi.
Zamierzałem pójść do siebie sprawdzić, czy nie położyłem gdzieś owego klucza, lecz
z ciekawości podszedłem pod drzwi znajdujące się pod schodami i prowadzące do piwnicy. O
dziwo - były przymknięte, choć otwarte. To mnie zdziwiło. Bo kto je niby otworzył, skoro nie
mieliśmy klucza? Pan Edward? Był osobnikiem, który nie zapomina zamykać żadnych drzwi.
Zresztą nie tak dawno widziałem je zamknięte.
Pstryknąłem włącznik światła, a następnie zszedłem po stromych kamiennych
schodach do mrocznej i pachnącej stęchlizną piwnicy. Zakładałem optymistycznie, że jeśli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    PS24 Pan Samochodzik i Tajemnice Warszawskich Fortow Olszakowski Tomasz
    43 Pan Samochodzik i Buzdygan Hetmana Mazepy Sebastian Miernicki
    (50) Olszakowski Tomasz Pan Samochodzik i ... Brązowy notes
    36 Pan Samochodzik i Zagubione Miasto Tomasz Olszakowski
    85 Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i Wyspa Sobieszewska
    (56) Olszakowski Tomasz Pan Samochodzik i ... Adam z Wągrowca
    (30) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i... Arsen Lupin tom 1
    E Book Martial Arts Tai Chi Chuan
    Anne Douglas [Husbands And Wives 03] Par 3 (pdf)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • krypta.opx.pl