[ Pobierz całość w formacie PDF ]
To w moją stronę szła Margerita.
- I Hund nie oparł się twojemu urokowi? - przywitałem ją.
- Jak większość samców bywa przekupny - Margerita roześmiała się.
- Jak mnie tu odnalazłaś?
- Zapytałam w hotelu, kto w okolicy ma sad i stary niemiecki samochód terenowy.
Nadal gniewasz się na swoją narzeczoną?
- Tak.
- Co dzisiaj będziesz robił? - dopytywała się.
- Muszę sprzedać owoce, a potem pewnie trochę odpocznę przed popołudniowym
zbiorem.
- Może gdzieś razem pojedziemy na wycieczkę?
- Dokąd?
- Coś wymyślę - Margerita zmrużyła oko. - Zapakujmy skrzynki.
Błyskawicznie załadowaliśmy towar, wziąłem torebki foliowe, zeszyt, kasetkę na
pieniądze, wagę i mogliśmy pojechać na wschód, do Zwibna. Okazało się, że Margerita
przyszła do domu pana Klemensa na piechotę i miała ochotę pomóc mi w pracy.
- Szybciej sprzedasz, to szybciej będziesz miał czas dla mnie - powiedziała, kiedy
jechaliśmy wąską asfaltówką po koronie wału przeciwpowodziowego w stronę śluz w
Przegalinie.
94
Siedziała wygodnie rozparta wystawiając twarz do słońca i pozwalając, by pęd
powietrza rozwiewał jej włosy. Minęliśmy śluzy, port, w którym wiślane lodołamacze
spędzają lato, i skręciliśmy na północ. Po drodze przejechaliśmy przez tory nieczynnej
wąskotorówki, którą kiedyś nazywano Jantar Ekspress . Po naszej lewej stronie,
wzdłuż drogi stały domki, a po prawej, za terenem zalewowym, sunęła Wisła.
Pokazałem Margericie przyczółki promów, które dawniej tu kursowały. Były dwa, dla
normalnego ruchu kołowo-pieszego i kolejowy. Tędy przez Wisłę przeprawiano
więzniów KL Stutthof w czasie ich marszu śmierci w 1945 roku.
Zatrzymałem Horcha na prawo od przeprawy promowej, za głazem upamiętniającym
rocznicę wykonania Przekopu Wisły. Wkrótce nadjechały samochody turystów, którzy
chcieli przeprawić się do Mikoszewa. Kierowcy z ciekawością przyglądali się
Margericie, która pomagała mi przygotować stoisko do sprzedaży, a panie zerkały na
soczyste, duże owoce. Dzieciaki największą frajdę miały z oglądania dziwnego
samochodu. W ciągu godziny, a więc trzech kursów promu, sprzedaliśmy wszystkie
owoce. W dużej mierze było to zasługą Margerity, która zajmowała się ważeniem i
podawaniem czereśni. Ja odpowiadałem za kasę. Przed jedenastą zwinąłem kram.
- Upierasz się, bym wyrwał się z pracy? - zapytałem Margeritę.
- Tak - uśmiechnęła się. - Dokąd mnie zabierzesz?
- Na przystań hydroplanów - odpowiedziałem.
Ciekawiło mnie, czy zdradzi się z wiedzą, gdzie to jest, ale ona wyglądała na
zaciekawioną. Ruszyłem ze Zwibna na zachód, w stronę Sobieszewa. Przy drodze
wyjazdowej z Forsterówki stał Rafał i widząc mnie pomachał gazetą.
Zatrzymałem się przy nim.
- Cześć! - przywitał nas. - Podwieziecie mnie do Sobieszewa? GAZ mi się zepsuł,
muszę pojechać do Gdańska i kupić części.
- Wsiadaj - wskazałem mu skrzynki z tym. Rafał usiadł na gazecie i trzymał się rurek
stelażu, na którym w deszczowe dni trzeba było rozwieszać plandekę.
- Pomagałam Pawłowi sprzedawać czereśnie - Margerita tłumaczyła się Rafałowi.
- Jasne - ten z uśmiechem pokiwał głową. - Dokąd teraz jedziecie?
- Paweł chce mi pokazać stację hydroplanów. Chodziłam wczoraj wzdłuż rzeki, ale
nie widziałam żadnego.
- To nieczynna stacja - wyjaśnił jej Rafał. - Paweł pewnie ci wszystko tam opowie -
przyjaciel szybko dokończył, bo zbliżaliśmy się do Sobieszewa. - Paweł, wysadz mnie
tu - wskazał na pierwszy przystanek.
Zwolniłem tak, że Horch tylko się toczył, a Rafał zgrabnie wyskoczył na chodnik.
Jechaliśmy przez Sobieszewo mijając budynek Straży Pożarnej, zjazd do Bartanu ,
piekarnię i zbliżaliśmy się do centrum. W sezonie turystycznym musiał tu panować
ścisk, samochody wolno jechały prawie zderzak w zderzak. Tylko nikt nie odważył się
zbliżyć do naszego potwora.
- Czyj to pomnik? - zapytała Margerita patrząc w prawo, w kierunku domu kultury
nazwanego Wyspą Skarbów .
- Wincentego Pola, poety, geografa i żołnierza, który przebywał w Sobieszewie w
1842 roku - odpowiedziałem dziennikarce. - Jemu zawdzięczamy bardzo ciekawe
relacje dotyczące tego, jak powstała Zmiała Wisła.
Mijając kościół postanowiłem zjechać na bok, by stanąć tu na krótką chwilę.
95
Wysiadając przełożyłem gazetę zostawioną przez Rafała ze skrzynek do kieszeni
ukrytej w drzwiach od mojej strony.
- Chcesz zobaczyć te menonickie stelle? - domyśliła się Margerita.
- Słyszałem, że ocalały dwie oryginalne stelle, ale nie wiedziałem, że są menonickie.
Zdziwiło mnie to, bo menonici byli odłamem kościoła protestanckiego, założonym
przez Menno Simonsa w 1536 roku we Fryzji. Ich religia odrzucała chrzest,
zakazywała służby wojskowej, składania przysiąg, wnoszenia skarg do sądów,
przyjmowania stanowisk administracyjnych w jakichkolwiek władzach.
Prześladowani znalezli w końcu schronienie na %7łuławach, gdzie zajmowali się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]