[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nawet jeśli masz rację, nie uwierzą ci. Czasami lepiej jest zostać w ukryciu.
Beatrycze przygryzła wargę, niezdecydowana.
Hrabia podszedł do noszy Glauca i coś powiedział. Nawet z odległości mogli wyczuć, że jest bardzo
poirytowany. Wściekły.
-
Jesteś nielegalnym imigrantem? - spytała Beatrycze Ramę.
Rama nie odpowiedział i dalej obserwował scenę.
Hrabia został doprowadzony do jednego z dwóch radiowozów. Bez zbytnich ceregieli kazano mu
zająć miejsce z tyłu.
Nosze z Glaukiem załadowano do karetki, drzwi zatrzaśnięto.
278
Pozycja
-
Ani śladu Maski - zauważyła Beatrycze. - Wygląda na to, że zdążył uciec.
-1 szuka ciÄ™...
Beatrycze przełknęła ślinę.
-
Czego on chce ode mnie? Nie wiem nawet, kim jest!
-
Ale on zdaje się dokładnie wiedzieć, kim ty jesteś.
Właśnie.
Beatrycze spojrzała na Komedię, którą wciąż tuliła do siebie. Była pewna, że to z powodu tej książki
ją ścigano.
Tej i tych ostatnich, których jeszcze brakowało.
Nie ma żadnego sklepu pod tym adresem. Tylko ceglany mur. To musiał być jakiś
żart..." - powiedział wujek.
Poczekali aż odjechał ambulans, po czym zanurzyli się w cień.
-
Więc co proponujesz? - Beatrycze patrzyła wyczekująco na Ramę.
-
Nie wiem. A ty masz jakiś pomysł?
Beatrycze pomacała się po kieszeniach.
-
Mam klucze od domu.
-
To pierwsze miejsce, gdzie będą cię szukać - stwierdził Rama.
-
Jedyny, kto może mi pomóc, to Bientot - zdecydowała Beatrycze. - Ale gdzie
ja go znajdę? Wiem tylko, że nocuje w jakiejś willi, ale nie mam pojęcia, gdzie ona jest.
-
Wobec tego, zostańmy tutaj - zaproponował chłopak.
Beatrycze zasłoniła twarz rękami, zrozpaczona. Jej
rodzice byli w Ameryce, wujka zabrało pogotowie, Hra-
279
_zJ Rozdział 26 _e_
Vg> OJ
bia został aresztowany, Profesor zniknął... A ona została sama... a raczej z
chłopakiem, o którym wiedziała tylko, jak ma na imię.
-
Może lepiej, żebyś sobie poszedł - powiedziała nagle, podnosząc na niego oczy.
- Zanim Maska dobierze siÄ™ i do ciebie.
-
A ty co zrobisz?
-
Nie wiem...
Tylko ceglany mur. To musiał być jakiś żart..."
-
Być może warto spróbować jeszcze jednego... -szepnęła Beatrycze.
Rama popatrzył na nią zaciekawiony.
-
Poszukać garbusa... Staruszka, który przyniósł mi tę książkę - wyjaśniła,
pokazujÄ…c KomediÄ™.
280
ROZDZIAA 27
ROZWÓJ
-
Jesteś pewna, że to właściwy adres? - zapytał Rama, gdy dotarli na miejsce.
Przed nimi znajdował się mur z czerwonej cegły, przerywanej w regularnych
odstępach prostokątnymi słupkami. Po drugiej stronie muru sterczały dwa
opuszczone gazometry: dwie stalowe wieże wysokie na około dwadzieścia metrów.
Tak jak mówił Glauco" - pomyślała Beatrycze zawiedziona.
-
Tak - potwierdziła. - Dał mi dokładnie ten adres.
281
m
Rozdział 2
Za ich plecami ciągnął się w nieskończoność sznur zaparkowanych samochodów.
Podeszli do jedynej widocznej bramy: była zamknięta i miała domofon z klawiaturą.
-
Może to naprawdę miał być żart... - mruknęła Beatrycze, rozglądając się
dokoła.
-
Poczekaj tutaj - polecił jej Rama. RusZył biegiem wzdłuż muru, znikając po
chwili za rogiem.
Beatrycze wzruszyła ramionami, niepewna, co robić. Samochody pędziły przez noc,
oświetlając reflektorami drzewa przy korso Regina Margherita. Metalizowane
karoserie migotały szarym blaskiem.
Nim minęło pięć minut, Rama był już z powrotem.
-
Niczego więcej nie ma dokoła - oznajmił. - To jedyne wejście.
Na małej klawiaturze domofonu zamiast cyfr znajdowały się litery alfabetu.
Rama wcisnął jedną z nich i wyświetlacz rozbłysnął. Wprowadz nazwę - odczytał.
Beatrycze podeszła bliżej.
-
Spróbuj napisać... F.E.R.T.
Rama wstukał litery, ale brama pozostała zamknięta. Na wyświedaczu natomiast
pojawił się niezrozumiały napis.
-
Zwietnie.¿. zepsuliÅ›my go - spÅ‚oszyÅ‚ siÄ™ chÅ‚opak. -Lepiej spadajmy, zanim ktoÅ›
siÄ™ przyczepi!
Tym razem to Beatrycze jego musiała przytrzymać za ramię.
-
Nie jest zepsuty.
282
Rozwój
Na wyświetlaczu widniały słowa: Raphel mai amecche.
-
Napisz: zabl almi - powiedziała dziewczyna z doskonałym spokojem.
Rama pokręcił głową, nieprzekonany, ale wykonał polecenie. Zaledwie zdążył
wcisnąć ostatni klawisz, brama rozwarła się.
-
Ale... jak to zrobiłaś? - zdziwił się.
Beatrycze spojrzała na niego, wzruszając ramionami.
-
Po prostu szczęście.
Mur otaczał ogromny porzucony teren. Zwiatła ulicznych latarni wyławiały z mroku stosy
metalowych beczek i szyn, piętrzące się stare podkłady kolejowe. Dwie wieże gazometrów wyrastały
z wkopanych w ziemię betonowych zbiorników, pustych i
zarośniętych bluszczem.
-
Jest tu kto? - zawołała półgłosem Beatrycze, postępując kilka kroków w głąb
tego obrazu rozpaczy i opuszczenia.
Rama wskazał jej ręką mały ceglany budynek w głębi, dokładnie na wprost bramy,
przez którą weszli. Wyglądał na domek krasnoludków, parterowy, z jednymi
drzwiami i jednym okienkiem.
Ale w okienku widać było światło.
Podeszli ostrożnie.
-
Jest tu kto? - znowu spytała Beatrycze.
283
2Å›>
Rozdział 27
di
e>
Brakowało paru minut do północy.
Jakaś rura zwisająca z jednego z gazometrów zachwiała się na wietrze z ponurym
skrzypieniem, które rozeszło się echem po całym terenie.
Beatrycze zebrała się na odwagę i zastukała do drzwi.
-
Otwarte - odezwał się głos.
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy: ten głos brzmiał całkiem znajomo.
Pchnęła lekko drzwi, a one ustąpiły.
Odwróciła się, szukając Ramy, ale kruczowłosy chłopak jakby rozpłynął się w
powietrzu.
Wnętrze domku prezentowało się bardzo skromnie: posadzka z ośmiokątnych płytek,
jeden obraz zawieszony na ścianie, jeden wytarty fotel, stół z koronkową serwetką pośrodku, na niej
kilka książek, krzesła.
W fotelu, z książką w oprawie z czerwonego safianu, siedział Profesor.
Powolnym ruchem odłożył książkę na poręcz fotela i powiedział:
-
No, dobrze. Nareszcie jesteÅ›.
-
Profesor? Co pan tu robi? - spytała Beatrycze, przekraczając próg.
-
Czekam na ciebie - odpowiedział, jakby to było całkowicie oczywiste. -
Przyszłaś sama?
-
Tak - skłamała na wszelki wypadek Beatrycze.
Profesor rzucił okiem na zegarek.
-
A wujek?
284
J Rozwój v
Nie odpowiedziała, podejrzliwa.
Profesor westchnÄ…Å‚.
-
Wiem, winien ci jestem wyjaśnienia, ale nie mamy zbyt dużo czasu, nim
przyjdÄ… pozostali.
-
Jacy pozostali? - przestraszyła się Beatrycze i rzuciła spojrzeniem dokoła.
Profesor dał jej znak, żeby się zbliżyła, i wskazał jedno z krzeseł, ustawionych rzędem pod ścianą. -
Ci, którzy rozgrywają tę partię, moja droga, w oczekiwaniu na nasze końcowe posunięcie.
-
Profesorze... ja... nie rozumiem... - wyjąkała Beatrycze, uparcie stojąc.
-
To zupełnie naturalne, że nie rozumiesz. Nie mogłabyś nawet.
-
Przyszłam tutaj, bo pewien pan...
-
Wiem, wiem... przyszedł do sklepu, żeby oddać ci książkę. A propos, masz ją
ze sobÄ…, prawda?
Beatrycze, która przez cały ten czas nie przestawała ściskać Komedii, przytaknęła.
-
Tak, ale nie...
-
Dobrze, dobrze. - Profesor znowu wskazał jej krzesło. - Doskonale. Usiądz
sobie, moja droga.
-
Postoję - oświadczyła Beatrycze, spoglądając nerwowo za siebie.
Gdzież on się podział, ten Rama?
-
Jak wolisz - westchnÄ…Å‚ Profesor. - Dropsika?
-
Nie! - miała już tego naprawdę dosyć.
285
Rozdział 2
On natomiast odwinął z papierka nieodłącznego dropsa i zaczął go cmokać ze
smakiem.
-
Jak już mówiłem... nie mamy wiele czasu... od czego więc chcesz, żebym
zaczÄ…Å‚?
-
Skąd pan wie o tej książce? - spytała Beatrycze, pokazując Komedię.
-
To całkiem proste... sam ją dałem staremu Sandri-nowi i wysłałem go do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]