[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zachodzą jednocześnie, to musi istnieć między nimi jakiś związek. Może jedno wywo-
łało drugie.
Nie. Gdyby zamknięcie grupki ludzi na lecącym z prędkością światła statku mo-
gło spowodować takie nieprawdopodobne wydarzenia, zauważylibyśmy to już dawno
temu.
Tylko że wy nie lecieliście do żadnego konkretnego celu. Nie licząc przyszłości.
Nie wierzę by wszechświat przejmował się naszymi zamiarami.
165
Einstein znów się zaśmiał.
I znowu wracamy do wiary. Właśnie użyłeś słowa nieprawdopodobne opisując
wydarzenia, które miały miejsce.
Cat była rozbawiona.
Musisz przyznać, że w tej kwestii ma rację.
Dobrze. Jednak inną anomalią jest to, że wy wciąż tu jesteście, podczas gdy wszy-
scy ludzie i Taurańczycy zniknęli. A więc może ty to spowodowałeś.
Zmienił się w olbrzymiego Indianina, być może Timucuana, poznaczonego wymyśl-
nymi tatuażami, nagiego i cuchnącego jak stary kozioł.
W ten sposób do niczego nie dojdziemy. Chociaż zapytam innych o te graniczne
stany przejściowe. Niektórzy z nas znają się na tym.
Nie możesz porozumieć się z nimi od razu, telepatycznie? spytała Cat.
Nie, jeśli nie znajdują się w moim polu widzenia. Tak jak rozmawiałem z waszym
statkiem. Dotychczas po prostu dzwoniliśmy do siebie, ale większość linii telekomuni-
kacyjnych już szwankuje. Teraz pozostawiamy sobie wiadomości w Drzewie.
My też powinniśmy się z nim porozumieć rzekł szeryf. Antres i ja.
Szczególnie z taurańskim Drzewem przytaknął dzikus. Potrafimy się do nie-
go podłączyć, ale niewiele rozumiemy.
Obawiam się, że ja też niewiele rozumiem powiedział Antres. Jestem z Tso-
got. Pozostajemy, a raczej pozostawaliśmy w kontakcie z Ziemią, ale nasze cywilizacje
przez wiele wieków rozwijały się oddzielnie.
To może być użyteczne. Dzikus zmienił się w miłego staruszka. Możemy
spojrzeć na to z zupełnie innej perspektywy.
Wyjął niebieską paczkę papierosów i zapalił jednego, w żółtej bibułce, śmierdzącego
jeszcze gorzej niż poprzedni. Przejrzałem w myślach takie ojcowsko wyglądające posta-
cie i zidentyfikowałem Walta Disneya.
Dlaczego tak wiele twoich wizerunków pochodzi z dwudziestego wieku? zapy-
tałem. Czyżbyś czytał w naszych myślach, Marygay i moich?
Nie, tego nie potrafię. Po prostu lubię ten okres koniec niewinności, przed
Wieczną Wojną. Mocno zaciągnął się dymem i zamknął oczy, najwyrazniej rozko-
szując się smakiem. Potem wszystko stało się zbyt proste, gdyby ktoś mnie pytał.
Wszyscy zdawaliśmy się czekać, aż Człowiek rozwiąże problem po swojemu.
Przetrwaliśmy tak długo, ponieważ nasz sposób się sprawdził przypomniał
szeryf.
Kolonie termitów też się sprawdziły rzekł Disney ale nie można z nimi roz-
mawiać. A do Antresa powiedział: Taurańczycy mieli znacznie większe osiągnię-
cia, a przynajmniej bardziej interesujące, zanim stworzyli zbiorową świadomość. Byłem
kiedyś na Tsogot jako ksenosocjolog i studiowałem waszą historię.
166
To teraz czysto akademicka dyskusja przerwałem mu o Człowieku i Taurań-
czykach. Nie ma zbiorowości, nie ma zbiorowej świadomości.
Szeryf pokręcił głową.
Odtworzymy ją, tak samo jak wy. Większość zamrożonych jajeczek i spermy na-
leży do Człowieka.
Zakładacie, że wszyscy inni nie żyją powiedział Disney a tymczasem wie-
my jedynie to, że znikli.
Pewnie, i wszyscy świetnie się bawią w wielkiej kolonii nudystów w niebie
mruknąłem.
Nie mamy żadnych dowodów, które pozwoliłyby to wyjaśnić. Wy zostaliście tu-
taj i my też. Omni na Księżycu, Marsie oraz wszystkich kosmolotach latających na lo-
kalnych trasach donoszą o zniknięciu ludzi i Taurańczyków, jednak jeśli się dobrze
orientuję nikt z nas nie zniknął.
A inne gwiazdoloty? zapytał Stephen.
Właśnie dlatego czekałem na Przylądku. W zasięgu kolapsarowego skoku przez
Stargate znajdują się dwadzieścia cztery statki. Dwa już powinny wrócić. Jednak wraca-
ją tylko automatyczne sondy z rutynowymi wiadomościami.
Jak myślisz, dlaczego Omni ocaleli? zapytała Marygay. Ponieważ jesteście
nieśmiertelni?
Och, nie jesteśmy nieśmiertelni, chyba że w taki sam sposób, jak ameba.
Uśmiechnął się do mnie. Gdybyś dziś rano wycelował we mnie, a nie w ten kiosk
z hot dogami, pewnie zdołałbyś mnie zabić.
Przykro mi...
Machnął ręką.
Myślałeś, że jestem maszyną. Jednak nie, nie licząc waszego przypadku, ten pro-
ces wydaje się selektywny gatunkowo. Ludzie i Taurańczycy znikają, a ptaki, pszczoły
i Omni nie.
Przecież od innych różnimy się jedynie tym, że próbowaliśmy uciec powie-
działa Cat.
Disney wzruszył ramionami.
Załóżmy na chwilę, że wszechświat jednak interesuje się waszymi zamiarami i do-
strzegł to, co chcieliście zrobić.
Trochę przesadzał.
I wszechświat wkurzył się tak, że załatwił dziesięć miliardów ludzi i Taurańczy-
ków na dokładkę.
Anita cicho jęknęła.
Coś... coś jest nie tak.
167
[ Pobierz całość w formacie PDF ]