[ Pobierz całość w formacie PDF ]
które sam kupił i zapakował do koszyka.
58
Wszystko było wprost idealne. Szampan ją rozgrzał
i odprężył, podobnie jak komplementy Nathana.
W chwili gdy nad jeziorem przefruwało stadko ko-
sów, Nathan zapytał:
- Czy mogę cię pocałować, Carrie?
Carrie bez chwili wahania uniosła ku niemu twarz,
uśmiechnęła się zapraszająco... i czekała, aż żywiej za-
bije jej serce, kiedy on zbliży usta do jej ust.
I tak czekała i czekała, a on tymczasem zaczął ją
całować, zrazu delikatnie, trochę nieśmiało, a potem co-
raz bardziej natarczywie. Carrie starała się wzbudzić w
sobie podobny entuzjazm. Tak, jest całkiem miło, po-
myślała. Dosyć przyjemnie. Ale gdzie te spodziewane
fajerwerki uczuć? Gdzie burza namiętności?
A może to ona wyszła z wprawy. Tak dawno z ni-
kim się nie całowała. Bardzo dawno. Wyciągnęła rękę,
żeby dotknąć jego włosów i lekko się do niego przy-
sunęła, podczas gdy on objął ją jeszcze mocniej.
Zamknęła oczy i rozluźniła się, kiedy Nathan po-
łożył ją na kocu i pogłębił pocałunek, który trwał i
trwał... ale pozostawiał ją chłodną i obojętną.
Carrie poczuła się oszukana. Gdzie to pełne emocji
oczekiwanie dalszego ciągu? Nieprzeparte pragnienie
bliskości? Intymności? Spełnienia?
- Pozwól, że wstąpimy teraz do ciebie - mruknął
Nathan, całując ją w policzek, a potem w szyję.
Carrie zadrżała. Nie z pożądania jednak, wręcz
przeciwnie. Chyba coś jest z nią nie w porządku. Prze-
59
cież tego pragnęła. Naprawdę bardzo pragnęła, jednak
teraz, kiedy Nathan zbliżył dłoń do jej piersi, pochwy-
ciła jego palce i powstrzymała go.
Usiadła nagle, zmagając się z ogarniającą ją falą
lęku.
- Nathan, wiesz... ja...
Czuła się bardzo zażenowana. Powolutku podniosła
wzrok, by mu spojrzeć w oczy i, ku swemu zdumieniu,
ujrzała w nich błysk wściekłości, który ją przeraził.
Jednak w następnym momencie na twarzy Nathana
wykwitł uśmiech, a z oczu zniknął gniew, tak źe Carrie
zaczęła się zastanawiać, czy nie był on wytworem jej
wyobraźni.
- Może za bardzo się spieszę? - zapytał łagodnym
głosem.
Tak łagodnym, że Carrie poczuła się jak ostatnia
idiotka.
- Nie - odparła, i przysunęła się do niego. - Po pro-
stu jestem... troszkę... mało doświadczona - wyznała i
zaraz pomyślała, że z pewnością właśnie dlatego wciąż
nic do niego nie czuje. - Chcę, żebyś mi pomógł - doda-
ła, zdobywając się na śmiałość, która ją samą zdumiała.
Nathan, któremu oczy rozbłysły, gdy to usłyszał,
znów się nad nią pochylił, żeby ją pocałować, wtem
jednak wyskoczył na nich z lasu olbrzymi pies i, wy-
dając z siebie głębokie warknięcie, skoczył Nathanowi
na piersi.
- Co to za cholera... - wybełkotał Nathan, gdy kud-
60
łaty potwór powalił go na plecy i nie pozwalał wstać,
zagrażając gardłu odsłoniętymi kłami.
Po chwili jednak stracił zainteresowanie swoją
ofiarą, przewrócił butelkę szampana, który rozlał się na
koc i rzucił się żarłocznie na krakersy i ser, tylnymi ła-
pami rozgniatając winogrona i wcierając resztki ka-
wioru w nogawki spodni Nathana.
- O mój Boże - jęknęła Carrie na widok pobojowi-
ska, które powstało za przyczyną koszmarnego psiska. -
O mój Boże - powtórzyła głośniej, kiedy wreszcie po-
znała tego zwierzaka, dorodnego nowofundlandczyka.
Była pewna, że jego właściciel jest gdzieś w pobliżu.
I rzeczywiście, zza drzew wyłonił się zaraz Ryan
Evans, który podbiegł do nich ze zmarszczoną brwią i
zatroskanym wyrazem twarzy.
- Nie wierzę własnym oczom - zawołała Carrie,
widząc, jak Ry potrząsa trzymaną w ręku pustą obrożą
ze smyczą.
Skonsternowany, przystanął koło nich, nie mogąc
złapać tchu, tak jakby z całych sił gonił przed chwilą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]