[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wpadnięte i spłaszczone.
Pod względem innych cech ich kształtów cielesnych, takich jak organa płciowe i
różne otwory, byli oni także tacy jak ludzie42. Jedno z tych stworzeń, umierające
zbyt wolno, wyartykułowało swym językiem kilka dzwięków, które dla mego ucha
miały właściwości mowy; ale nie wiem, czy tak właśnie było, i znowu mówię o tym
bez przekonania.
Buliwyf dokonywał właśnie oględzin tych czterech zabitych stworzeń, o gęstym,
skudłaconym futrze, gdy nagle usłyszeliśmy przerażające, odbijane echem
zawodzenie, dzwięk wznoszący się i opadający podczas grzmiących uderzeń fali
przypływu, a odgłos ten dobiegał z odległych zakątków jaskini. Buliwyf powiódł nas
w głąb.
Natrafiliśmy tam na trzy spośród tych stworzeń, leżące plackiem na ziemi, z
twarzami przyciśniętymi do podłoża i rękami wzniesionymi w błagalnym geście w
stronę starej istoty przyczajonej w półmroku. Ci błagający zawodzili monotonnie i nie
spostrzegli naszego przybycia, ale owa istota dojrzała nas i wrzasnęła odrażającym
głosem. Pojąłem, że stworzenie to jest matką wendoli, ale nie dojrzałem żadnej
oznaki świadczącej, że było ono samicą, gdyż było stare aż do zaniku płci.
Buliwyf w pojedynkę runął na błagających i pozabijał ich wszystkich, podczas
kiedy ta matka-stworzenie wycofywała się ku ciemnościom, wydając straszliwe
wrzaski. Nie mogłem jej dobrze zobaczyć, ale prawdą jest, że była otoczona wężami,
które owijały się wokół jej stóp, rąk i szyi. Węże te syczały i cięły powietrze swymi
języczkami, a ponieważ były wszędzie wokół niej, na jej ciele, a także na ziemi, żaden
z wojowników Buliwyfa nie ośmielił się podejść.
Wówczas Buliwyf, nie zważając na węże, zaatakował ją, ona zaś wydała
przerazliwy krzyk, kiedy wbił swój sztylet głęboko w jej pierś. Wiele razy uderzał
matkę wendoli
100
sztyletem. Ani razu kobieta ta nie runęła, ale wciąż stała, chociaż krew lała się z
niej jak z fontanny, i to z wielu ran, które zadał jej Buliwyf. Przez cały ten czas
wrzeszczała, wydając najstraszliwsze dzwięki.
Wreszcie runęła i legła martwa, Buliwyf zaś odwrócił się ku swym wojownikom.
Teraz ujrzeliśmy, że ta kobieta, matka zjadaczy umarłych, zraniła go. Srebrna szpilka,
taka jak szpilka do włosów, tkwiła wbita w jego brzuch; dygotała ona wraz z każdym
uderzeniem serca. Buliwyf wyszarpnął ją i krew chlusnęła strumieniem. On jednak
nie osunął się na kolana, śmiertelnie ranny, ale utrzymał się na nogach i wydał
rozkaz opuszczenia jaskini.
Uczyniliśmy to, wychodząc drugim
wejściem, od strony lądu; wejście to
było uprzednio strzeżone, ale wszyscy
wendole, stojący na straży, umknęli,
słysząc wrzaski swojej umierającej
matki. Wychodziliśmy, niczym nie
niepokojeni. Buliwyf wywiódł nas z
jaskiń i doprowadził z powrotem do
naszych koni, a pózniej zwalił się na
ziemię. Ecthgow, z wyrazem smutku,
tak rzadkiego wśród Normanów,
kierował przygotowaniem noszy43, na
których nieśliśmy Buliwyfa przez
pola, wracając do królestwa Rothgara.
A przez cały ten czas Buliwyf nie
tracił otuchy i był wesoły; wielu
z rzeczy, które mówił, nie zapamiętałem, ale raz słyszałem, jak rzekł:
 Rothgar nie będzie uszczęśliwiony, kiedy nas zobaczy, gdyż będzie musiał
wydać jeszcze jedną ucztę, a i tak jest już najbardziej zrujnowanym gospodarzem.
Wojownicy śmieli się z tego i z innych słów Buliwyfa. Widziałem, że ich śmiech był
szczery.
Wreszcie przybyliśmy do królestwa Rothgara, gdzie zostaliśmy powitani
pochwalnymi okrzykami i radością, a nie smutkiem, chociaż Buliwyf był okrutnie
ranny i skóra jego poszarzała, a ciałem wstrząsały dreszcze, oczy zaś rozświetlał
blask chorej i trawionej gorączką duszy. Znaki te rozpoznawałem aż nadto dobrze,
tak jak rozumieli je też ludzie Północy.
Przyniesiono mu miseczkę cebulowego bulionu, lecz on nie przyjął jej, mówiąc:
 Mam chorobę zupy; nie kłopoczcie się z mojego powodu.
Potem upomniał się o uroczystości i nie zrezygnował z przewodniczenia im.
Siedząc podparty na kamiennej ławie u boku króla Rothgara, pił miód i weselił się.
Byłem blisko niego, kiedy powiedział do króla Rothgara w trakcie biesiady:
 Nie mam niewolników.
 Wszyscy moi niewolnicy są twoimi niewolnikami  odparł Rothgar. Wtedy
Buliwyf rzekł:
 Nie mam koni.
 Wszystkie moje konie są twoimi końmi  odpowiedział Rothgar.  Nie myśl więcej
o tych sprawach.
Buliwyf, z obwiązanymi ranami, czuł się szczęśliwy i uśmiechał się, a kolory
powróciły
101
tego wieczora na jego policzki i, doprawdy, wydawało się, że staje się silniejszy z
każdą mijającą minutą tej nocy. I mimo że nigdy nie pomyślałbym nawet, iż jest to
możliwe, posiadł młodą niewolnicę, po czym odezwał się do mnie, żartując:
 Z martwego człowieka nikt nie ma pożytku.
Pózniej zaś Buliwyf pogrążył się we śnie, a jego kolory stawały się coraz bledsze i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    Sean Michael Bast 02 Chosen
    Lorna Michaels Odmienne stany uczuć
    Howard Michael sciezka wielkiego maga
    Jak zostać księżnš Kasey Michaels
    Gibraltar Earth Michael McCollum(1)
    Kościuszko Robert Wojownik Trzech Czasów 1 Elezar
    Stephens Susan KarnawaśÂ‚ w Wenecji
    Boglar_Krystyna_ _Dalej_sa_tylko_smoki
    Hawthorne Rachel Straśźnik Nocy 03 Nów Ksi晜źyca
    Harry Potter Jetnik iz Azkabana
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl