[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się nawzajem? To akurat daje się łatwo i bezproblemowo rozwiązać
poprzez szczerą i otwartą rozmowę. I po to tu dzisiaj przyszedłem.
Matt aż poczerwieniał ze złości, nie wiedział, jak po-
zbyć się tego intruza, jak mu wytłumaczyć, że nie jest im potrzebny.
W tym momencie Jo się wyprostowała, choć wciąż nie odrywała dłoni od
twarzy. Zauważył, że jej policzki są zaczerwienione. Delikatnie odchylił
jedną z jej rąk i zobaczył dokładnie to, czego się spodziewał. Miała w
oczach łzy, płakała ze śmiechu. To dodało mu nieco animuszu. -
- Nie, nie ma między nami żadnych zaburzeń, jeżeli chodzi o
komunikację. Moja żona zawsze dokładnie mówi, co i jak mam robić. -
Spojrzał na nią, a ona zrobiła taki gest, jakby go chciała ucałować. A więc
dobrze, zabawią się trochę kosztem pana doktora. W końcu ten głupek
próbował poddać w wątpliwość jego męskość, a to nie mogło ujść mu na
sucho. - Ale prawdę mówiąc, niektóre oczekiwania i wymagania żony
bywają czasem problematyczne.
- Rozumiem - pokiwał głową doktor, spoglądając podejrzliwie na Joannę.
- A zatem zbliżamy się do sedna sprawy. Bardzo dobrze, wspaniały
postęp. Proszę, niech mi pani opowie o swoich kłopotach, Joanno.
- Matt, jak możesz mi to robić, proszę, daruj sobie - powiedziała
błagalnie.
On jednak objął ją ramieniem i wyjaśnił:
- To nie jest dla niej łatwe, panie doktorze. Jest nieco zawstydzona tymi
kłopotami.
- Matt! Jak możesz?
On jednak mocniej przycisnął ją do siebie i zachęcił delikatnie:
- No nie krępuj się, powiedz panu doktorowi, co cię
dręczy. Musimy być bardziej otwarci, kochanie, otwarci i szczerzy.
W odpowiedzi wbiła mu paznokcie w rękę, że aż syknął z bólu.
- Już dobrze, kochanie, więc ja mu powiem. Widzi pan, doktorze, żona
ma pewne fantazje, które chce koniecznie realizować.
Jo ponownie ukryła twarz w dłoniach, a doktor Walters, zadowolony, że
wreszcie zaczyna się coś dziać, rozparł się wygodnie w fotelu.
- Tak, zamieniam się w słuch, Matthew.
- Jo, może jednak opowiesz sama, w końcu to tylko drobiazg.
Spojrzała na niego zza swojej kryjówki, tak że mógł odczytać z ruchu jej
ust wypowiadane słowa:
- Powolna i bolesna śmierć.
- Jo ma zamiłowanie do ekshibicjonizmu - wyrecytował - i zacisze
sypialni zupełnie jej nie zadowala. Takie współżycie wydaje jej się nudne
i mało ekscytujące. Poza tym podnieca ją element niebezpieczeństwa,
który według niej powinien towarzyszyć współżyciu.
- Rozumiem, to jest niewątpliwie problem.
- Owszem - zgodził się Matt. - I to całkiem spory, ale nie liczyłem już na
to, że ktoś potrafi nam pomóc.
- A czy problem z zaspokojeniem fantazji żony jest dla ciebie, że tak
powiem, czysto psychologiczny, czy też przekłada się na jakieś
zaburzenia fizyczne? Może masz wyzwoloną żonę o silnej osobowości,
podczas gdy sam tkwisz jeszcze w poprzednim stuleciu. To wcale nie taki
rzadki przypadek i zazwyczaj mężczyzna czuje się
w takiej sytuacji zagrożony, a co za tyra idzie, ma problemy natury
seksualnej. Leczenie wcale nie jest zbyt skomplikowane, wystarczy
trochę popracować nad własnymi zahamowaniami.
Słowa doktora w żadnym wypadku nie były śmieszne, dlaczego więc Jo
aż się trzęsła z tlumionego śmiechu?
- Mart, doktor Walters ma rację. Nie chciałam ci robić przykrości, ale
sprawy zaszły za daleko. Naprawdę, kochanie, jesteś taki staromodny.
Twoje poglądy na te sprawy niemal zrujnowały nasze małżeństwo.
- Dziękujemy panu, panie doktorze - wycedził Mart przez zaciśnięte zęby.
- Na dzisiaj już wystarczy. Proszę przesłać nam rachunek na adres pani
Brande.
- Oczywiście - doktor skinął głową. - Czy chcą się państwo umówić na
następne spotkanie?
- Na razie stanowczo nie - odparł Matt. Odprowadził pana Waltersa do
drzwi, a kiedy wrócił
do salonu, Jo już tam nie było. Uciekła na górę do swojej sypialni, licząc
na to, że nie pójdzie za nią, by jej wygarnąć. Ale on bez wahania wbiegł
po schodach. Zapłaci mi za to, przysiągł sobie w duchu.
Zdążyła już otrzeć łzy, spływające jej po policzkach, ale jej twarz wciąż
jeszcze była zaczerwieniona. Siedziała na łóżku ze skrzyżowanymi
nogami i przyciskała poduszkę do piersi. Zatrzasnął za sobą drzwi, a ona,
wbrew sobie, wybuchnęła śmiechem. %7łeby go nie drażnić, szybko
przytknęła usta do poduszki.
- A więc masz problemy ze staroświeckim, zacofanym facetem, który
przed tobą ucieka? Ciekawe...
- To ty zacząłeś!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]