[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chodz, pobiegniemy do domu. - Hannah-Kari również usłyszała znajome bzyczenie
wielkiej muchy, a bała się gzów co najmniej tak bardzo jak młodsza siostra. Komary kłuły,
pomyślała, ale to jeszcze nie było najgorsze, za to gzy potrafiły wygryzć z ciała kawałki mięsa.
ChwyciÅ‚a Sebjørg za rÄ™kÄ™ i zostawiÅ‚y Czarnego. Ojciec zwykÅ‚ zawsze mawiać, że koÅ„skie muchy
tylko wysysają krew, a nie zjadają ludzi, ale Hannah-Kari mu nie wierzyła. Sama widziała, że rana
po ukąszeniu gza była trójkątna i otwarta. Dużo większa i grozniejsza niż po ukłuciu komara. Im
więcej myślała o gzie, tym bardziej się bała, że za nimi poleci. Poza tym wydawało jej się, że
słyszy, jakby ich było więcej. Być może cały rój! - Musimy szybciej biec - rzekła zdyszana do sio-
stry i zaczęła machać rękami na samą myśl o tym, że mogą mieć na karku całą chmarę
rozwścieczonych gzów. Całkiem przestała nad sobą panować i gdyby słuchała, zamiast mówić,
usłyszałaby, że wokół jest całkiem cicho. Nawet jeden giez czy mucha za nimi nie leciały. Lecz
kiedy powietrze przeszyło głośne rżenie, opuściła ją panika i Hannah-Kari zatrzymała się. Czyżby
giez ugryzł Czarnego?
- Patrz, Czarny biega. - Sebjørg wskazaÅ‚a rÄ™kÄ… i Hannah-Kari zobaczyÅ‚a, że ogier biega jak
szalony po podwórzu. Wielkie zwierzę podrzucało łbem, wierzgało tylnymi nogami i pędziło z
szaloną prędkością w stronę kamiennego ogrodzenia. Cały czas potrząsało głową, aż grzywa dziko
łopotała w powietrzu, i nie przestawało rżeć. - Ojej, Czarny zaraz...
Przed kamiennym płotem koń gwałtownie zawrócił i pognał z pełną prędkością z powrotem,
lecz nagle uskoczył i ruszył prosto w stronę niewielkiego drewnianego ogrodzenia, które zrobił Jon
w miejscu, gdzie kończyły się kamienie. Nie zwalniając, Czarny runął prosto na żerdzie, aż
trzasnęło, i z tą samą szybkością popędził w stronę lasu na południe.
- Czarny! Spokojnie! - próbowała go zatrzymać Hannah-Kari, ale koń jej nie słyszał. -
Poniósł. - Hannah-Kari wiedziała, że gzy dokuczały czasem krowom na górskich pastwiskach, a
wtedy krowy zrywały się z miejsca i rzucały w różnych kierunkach jak prawdziwe dzikie bestie.
Teraz Czarny zachowywał się tak samo, lecz on był bardziej wytrzymały i silniejszy od krów, więc
na pewno ucieknie bardzo daleko.
- Czarny uciekÅ‚. - Sebjørg już zapomniaÅ‚a o gzie i wielkimi oczami wpatrywaÅ‚a siÄ™ w las. -
Przyprowadzimy go?
- Możemy pójść kawałek i zawołać go. - Hannah-Kari wzięła młodszą siostrę za rękę i
ruszyÅ‚a w stronÄ™ lasu. Nie mogÅ‚y siÄ™ za bardzo oddalać, ponieważ teren byÅ‚ nierówny, a z Sebjørg
będzie ciężko iść. Jednak możliwe, że Czarny uspokoił się, kiedy znalazł się między drzewami.
- Czarny! Tutaj. Czarny, chodz! - Głos wdzierał się w głąb lasu i sprawił, że ptaki na krótką
chwilę umilkły. Dziś nie odbijało się echem nawoływanie krów, lecz wabienie konia. Hannah-Kari
podążała śladem Czarnego w dół do strumienia, a potem w górę na drugą stronę. Widziała ślady
kopyt, tu i ówdzie dostrzegała połamane gałęzie, a w miejscach odartej kory lśniło jasne drewno.
Wiedziała, że nieco dalej znajduje się duże wzniesienie, opadające stromo ku trzęsawisku, ale nie
chciała iść tak daleko. Zamierzała tylko stanąć na szczycie i rozejrzeć się.
- Czarny uciekÅ‚ - powtórzyÅ‚a Sebjørg, kiedy Hannah-Kari posadziÅ‚a jÄ… na ziemi. - PobiegÅ‚
daleko.
- Cii! - Hannah-Kari zdawało się, że usłyszała obcy dzwięk. Powoli odwróciła się i
rozejrzała we wszystkie strony, lecz nie mogłaby dostrzec konia pomiędzy gęsto rosnącymi
drzewami. Mimo wszystko była pewna, że coś słyszała...
- Tam, słyszysz?
- Czarnego? - Sebjørg nie wiedziaÅ‚a, co siostra ma na myÅ›li, ale czuÅ‚a, że Hannah-Kari jest
spięta i wystraszona.
Tuż pod wzniesieniem, na którym się zatrzymały, rozlegało się dziwne parskanie i jakby coś
skrobało o kamień. Czyżby to Czarny, który zatrzymał się i odpoczywał po ogromnym wysiłku?
- Sebjørg, muszÄ™ zejść na dół. Dasz radÄ™ pójść ze mnÄ…? - NajchÄ™tniej Hannah-Kari kazaÅ‚aby
siostrze grzecznie siedzieć na miejscu, ale bała się zostawić ją samą. Albo musiała odprowadzić ją z
powrotem do domu, albo musiały zejść razem.
- ChcÄ™ iść z tobÄ…. - Sebjørg już zaczęła zeÅ›lizgiwać siÄ™ w dół wzniesienia, a Hannah-Kari
podążyła za nią. W najgorszym wypadku będzie musiała wnieść siostrę na górę, ale poradzi sobie,
jeśli będzie musiała.
- Spokojnie, Czarny, to my. - Dziewczynka przemawiała czule, zsuwając się ostrożnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]