[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drgnęła i zorientowała się, że musieli siedzieć przy stoliku już
bardzo długo. Dokoła nich ludzie przychodzili, jedli i
wstawali, a na ich miejsce pojawiali się inni.
- Która godzina? - spytała Odetta. Mężczyzna zerknął na
złoty zegarek, który nosił w kieszeni kamizelki.
- Prawie wpół do drugiej.
- Tak pózno? - zawołała Odetta. - Mówiłam panu, że jak
Kopciuszek muszę wyjść stąd o północy.
- Jeśli nawet pani powóz zmienił się z powrotem w dynię,
to pani z pewnością nie ma na sobie łachmanów, u szklane
pantofelki nie zsunęły jej się z nóżek.
Odetta uśmiechnęła się.
- Zna się pan na bajkach!
- Wyrosłem na nich i przypuszczam, że pani także.
- Oczywiście, a Kopciuszek", który - nie muszę chyba
panu przypominać - został napisany przez Francuza, zawsze
był moją ulubioną opowieścią.
- Nie potrafię wyobrazić sobie, jak siedzi pani w domu,
podczas gdy pani brzydkie siostry idą na bal.
Odetta nie mogła powstrzymać uśmiechu. Nieznajomy nie
miał pojęcia, jak był bliski prawdy. Nie odezwała się, ale
mężczyzna ciągnął dalej.
- Co pani przede mną ukrywa poza nazwiskiem? Czy nie
czuje pani, że znamy się w tej chwili już dość dobrze, żeby
powiedzieć mi prawdę?
- Jeśli to zrobię, może się pan rozczarować. Spotkaliśmy
się na balu maskowym i mogłoby to być szalenie nudne,
gdybyśmy nagle zdjęli maseczki i porzucili anonimowość.
- Wątpię - odparł mężczyzna. - Proszę mi podać dłoń.
Mówiąc to, wyciągnął rękę i nie zastanawiając się, Odetta
położyła na niej swoje palce. Przykrył je drugą dłonią i coś w
cieple tego uścisku i sile jego rąk sprawiło, że poczuła się
nieswojo.
Potem powiedział cichym głosem:
- Nie muszę pani chyba mówić, że chciałbym panią
znowu zobaczyć. Pani to wie. Zaprzestańmy więc tych gierek.
Zacznę od tego, że się pani przedstawię. Jestem hrabia
Houghton.
Odetta drgnęła mimowolnie. Potem z niedowierzaniem
spojrzała na niego przez otwory maseczki. Hrabia nie
spodziewał się, żeby o nim słyszała, ale znała go jednak i to
od najmniej spodziewanej strony.
Wydawało się to niezwykłym, nieprawdopodobnym
zbiegiem okoliczności, że człowiek, którego poznała dopiero
co na balu, gdzie była nieproszonym gościem, okazał się kimś,
kogo bardzo nie lubiła wspominać, mimo że wcześniej nie
widziała go na oczy.
Jej matka była daleką kuzynką hrabiego.
- Kuzynką co najmniej w dziesiątej linii - powiedziała
kiedyś Odetcie. - Mimo to jestem dumna ze swojej krwi
Houghtonów. A przynajmniej byłam.
Odetta wiedziała, dlaczego matka użyła czasu przeszłego.
Powód był prozaiczny; siedem czy osiem lat temu matka
zdecydowała, że ojciec Odetty powinien przenieść się z parafii
w Edenham gdzieś, gdzie zaofiarowano by mu wyższą pensję.
- Mieszkam tu od czasu, kiedy się pobraliśmy -
powiedziała córce. - Byłam szczęśliwa, bardzo szczęśliwa z
twoim ojcem, ale nie mogę nic poradzić - czuję, że w tej
maleńkiej wiosce on po prostu marnuje swój talent i
możliwości. Nie ma tu nikogo o podobnym intelekcie i
osobowości, z kim mógłby choć porozmawiać.
- Co masz zamiar zrobić, mamo? - spytała Odetta, czując
jednocześnie, że matka podąża już torem własnych myśli.
- W tej diecezji nie ma wolnej lepszej parafii -
powiedziała po chwili - a nawet gdyby była, wątpię, czy twój
ojciec by ją dostał. Mam szczery zamiar napisać do hrabiego
Houghtona.
- Jestem pewna, że ci pomoże, mamo. Przecież jest
naszym krewnym - powiedziała Odetta uspokajająco.
- Nie widziałam obecnego hrabiego od czasu, gdy był
małym dzieckiem - odparła matka. - Jednakże pokrewieństwo
zobowiązuje, a przecież jestem krewną Houghtonów.
- Czy hrabia dysponuje wieloma takimi posadami? -
spytała Odetta.
Matka skinęła głową.
- Jest szalenie bogaty, ma dużą władzę i jestem pewna, że
ma dziesiątki takich możliwości - powiedziała. - Być może
uzna zwrócenie się do niego w tej sprawie za impertynencję,
ale muszę spróbować.
Roześmiała się i usiadła do listu, otwierając swoje pudełko
z przyborami do pisania.
- Co na to powie tata? - spytała Odetta. Jej matka znów
się roześmiała.
- Twój ojciec to najbardziej nieżyciowy i najmniej żądny
uznania człowiek, jakiego znam. Nie chce nic, oprócz tego, co
ma w tej chwili, czyli żony, córki i książek! Ale ja chcę o
wiele więcej - westchnęła pani Charlwood. - Nie dla siebie,
kochanie, ale dla ciebie. Za kilka lat będziesz bardzo ładną
panną i chciałabym, żebyś miała wszystko to, co ja sama
miałam w młodości.
- Czy twoja rodzina miała ci za złe, że wyszłaś za tatę?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]