[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dolna warga leciutko jej drżała. Niemożliwe, by w ciemności Nataniel mógł to
zauważyć, ale natychmiast odnalazł jej dłoń i uścisnął. Ellen od razu poczuła się lepiej. Tak
bardzo podobały jej się jego ręce, zgrabne, kształtne, obdarzone niezwykłą siłą. I nie chodziło
tu wyłącznie o fizyczną siłę, promieniowało z nich ciepło, spokój, poczucie bezpieczeństwa.
Pózniej miała się dowiedzieć, co jeszcze mogły przekazywać, na razie jednak jej znajomość z
Natanielem była zbyt świeża, by znała wszystkie jego możliwości.
Wiedziała jedynie, że w pokoju znajduje się niezwykła moc i że pochodzi ona właśnie
od Nataniela.
Nagle jego dłoń spoczywająca na jej ręce znieruchomiała, a lensman szepnął: Cicho .
Z dołu dobiegł odgłos powolnych, ostrożnych kroków.
ROZDZIAA IV
Z początku siedzieli nieruchomo, ale gdy skradające się kroki dotarły do schodów,
wszyscy czworo bezszelestnie wstali i pokoik znów stał się niemiłosiernie ciasny.
- Te same kroki, co wczoraj w nocy? - szeptem spytał komisarz.
- Nie wiem - odparła Ellen. - Być może, nie jestem pewna. Ale tamte najpierw
rozległy się na górze.
- To nieistotne - szepnął Nataniel. - Może spałaś, kiedy nocny gość wchodził na piętro.
Lensman przesunął się do drzwi.
- Zaczekaj! - powstrzymał go Rikard. - Daj temu czemuś przejść!
Temu czemuś. .. Ellen się przeraziła, słysząc takie słowa na określenie istoty
poruszającej się po korytarzu. Przycisnęła rękę do piersi, by przytłumić bicie serca. Widząc to
Nataniel uśmiechnął się leciutko.
Kroki było już słychać na górze, Ellen odruchowo złapała Nataniela za rękę, lecz on
delikatnie ją odsunął. Popatrzyła na niego zdziwiona, ale kiedy pokręcił głową, zrozumiała w
czym rzecz. Musiał być swobodny, by bez przeszkód odbierać wrażenia z tego, co działo się
na korytarzu.
Ostrożne, ciche stąpanie minęło drzwi. Ellen z całych sił starała się skoncentrować.
Zmarszczyła czoło. Nie była pewna...
W podłodze zatrzeszczała jakaś deska.
Dziewczyna przecząco pokręciła głową. Poprzedniej nocy łogowe deski nie wydały
żadnego odgłosu.
- To może być bez znaczenia - szepnął Rikard.
Ellen skrzywiła się z powątpiewaniem. Dobrze pamiętała pierwszy dzień, kiedy wraz z
panią Sinclair szły po przerazliwie skrzypiącej podłodze.
Kiedy tajemnicza istota skręciła za róg, kroki przycichły. Wytężyli słuch.
Zapadła cisza.
I nagłe wszyscy usłyszeli przerazliwy zgrzyt otwierających się prastarych drzwi. Oczy
Ellen rozszerzyły się i pociemniały.
- Chodzcie - szeptem powiedział lensman.
Wymknęli się na korytarz. Ellen uczyniła to z wahaniem, ale wybrała mniejsze zło, nie
chciała zostać sama. Pospieszyli ku załomowi korytarza.
Za pózno.
Drzwi, owe drzwi, których nikomu nigdy nie udało się otworzyć, zamknęły się na ich
oczach, a istota, która przed momentem wędrowała korytarzem, zniknęła.
Kiedy podeszli bliżej, usłyszeli, jak lensman przeklina.
- Widziałeś to samo co ja? - spytał Rikard Nataniela.
- Tak. Drzwi, które zatrzasnęły się nam przed nosem, były bardzo duże.
- Właśnie. A te są małe.
Ten, który wszedł do tajemniczego pokoju, nie mógł ich słyszeć, poruszali się i
rozmawiali ze sobą prawie bezgłośnie.
- Czy jest stąd jeszcze jakieś inne wyjście? - spytał lensman.
Nataniel w milczeniu pokręcił głową.
Tak silna jest więc osobowość Nataniela, pomyślała Ellen, że nawet lensman wierzy,
iż chłopak może wiedzieć, co się znajduje za zamkniętymi drzwiami.
Jej podziw dla Nataniela nie miał granic.
I choć brzuch bolał ją ze strachu - tak bardzo się bała tego czegoś, co się kryło za
zamkniętymi drzwiami - nie mogła oprzeć się uczuciu triumfu. Nareszcie się przekonali, że z
nich nie drwiła. Naprawdę ktoś nocą, w tajemnicy, kręcił się po zajezdzie.
Ale już na samą myśl o wielkich drzwiach, które otworzyły się w miejscu, gdzie były
tylko małe, ciarki strachu przebiegały jej po kręgosłupie. Może kiedyś były tu większe drzwi?
Może upiór przechodził właśnie przez nie?
Och, nie wolno snuć takich makabrycznych fantazji!
Rikard niepewnie uniósł rękę, by zbadać drzwi, które tak nagle się zamknęły, ale
zamarł w pól ruchu.
- Schować się! - nakazał i otworzył pokój numer siedem. Skryli się tam, zostawiając
uchylone drzwi.
Teraz i Ellen usłyszała: ktoś wchodził po schodach.
Wielkie nieba, pomyślała. Pojawienie się wędrującego upiora numer dwa zmniejszyło
przerażenie, jakie budziła w niej cała ta historia, nadając wydarzeniom nieco komiczny
wymiar. Ellen już się tak nie bała. Prawdę mówiąc, tej nocy nie odczuwała wcale owego
głębokiego, niedobrego lęku. Szeptem oznajmiła to Natanielowi.
- Wiem - odpowiedział krótko.
Nie miała co do tego żadnych wątpliwości.
W jaśniejącym brzasku podniosła wzrok na jego twarz i odkryła, że uśmiecha się do
niej porozumiewawczo. Po przyjacielsku. I on także wyczuł komizm związany z
nieoczekiwanym pojawieniem się kolejnej zjawy, dzieląc rozbawienie dziewczyny. Ellen
ogarnęło nagle uczucie niezwykłej radości.
Tajemnicze drzwi znów przeciągle zaskrzypiały, zatrzeszczały.
- Teraz! - dał sygnał Rikard.
Nagle Ellen została sama w pokoju. Z korytarza dobiegały odgłosy szamotaniny i
okrzyki przerażenia, wyjrzała więc pokonując strach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]