[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i ponownym narodzeniem. Jak myślicie, co mogło go tak przestraszyć?
Dobre pytanie stwierdziłem. Co o tym myślisz, Zpiewająca Skało?
Sam nie wiem odparł Indianin. Może po prostu bał się zginąć z rąk Holen-
drów. Wprawdzie po śmierci manitou żyje nadal, nie znaczy to jednak, że szamani lu-
bią być zabijani. Poza tym istnieją takie metody unicestwienia szamana, że jego mani-
tou nigdy nie zdoła powrócić na ziemię. Może Holendrzy wiedzieli, jak to zrobić i gro-
zili mu.
To nadal nie ma sensu oświadczył Jack. Widzieliśmy już, jak Misquamacus
potrafi się bronić. %7ładen Holender nie mógłby się do niego zbliżyć tak blisko, by go zra-
nić. Mimo to bał się. Dlaczego? Co takiego mieli w siedemnastym wieku Holendrzy, że
przestraszyli takiego szamana jak Misquamacus?
Strzelby zasugerował Wolf. Indianie przecież nie znali strzelb, prawda?
To nie to stwierdził Zpiewająca Skała. Misquamacus jest wystarczająco po-
tężny, by śmiać się ze strzelb. Wiecie przecież, co zrobił z przyjaciółmi Harry ego błyska-
wicą-która-widzi. Gdyby tylko ktoś skierował na niego karabin, broń wybuchłaby mu
w rękach.
Holendrzy byli chrześcijanami zastanawiałem się. Może jest w religii chrze-
ścijańskiej coś, czym można egzorcyzmować demony i manitou Miquamacusa?
87
Niemożliwe odrzekł Zpiewająca Skała. Chrześcijaństwo nie ma niczego, co
może równać się mocą z dawnymi duchami Indian.
Jack zastanawiał się głęboko marszcząc brwi, jakby starał się przypomnieć sobie coś,
o czym słyszał bardzo dawno temu. Nagle pstryknął palcami.
Wiem oświadczył. Jest jedna bardzo ważna rzecz, którą mieli holenderscy
osadnicy. Coś, co zagrażało Indianom, z czym nigdy wcześniej się nie zetknęli i z czym
nie potrafili walczyć.
Co to było?
Choroby. Holendrzy przywiezli całą masę nieznanych na kontynencie północ-
noamerykańskim wirusów. Zwłaszcza wirusa grypy. Całe szczepy wymierały od euro-
pejskich chorób, ponieważ Indianie nie mieli żadnych przeciwciał i ich organizmy nie
umiały zwalczyć głupiego kataru. Szamani nie potrafili im pomóc. Nie mogli znać cza-
rów przeciwko czemuś, czego zupełnie nie znali. Niewidzialna, szybka, pewna śmierć.
Moim zdaniem tego właśnie bał się Misquamacus. Holendrzy niszczyli jego szczep ma-
gią, której nie widział i której nie rozumiał.
Znakomicie, doktorze Hughes Zpiewająca Skała był podniecony. Napraw-
dę znakomicie.
Jedna uwaga wtrąciłem. Misquamacus jest już pewnie uodporniony na gry-
pę. Jeśli przyszedł na świat w sposób choć trochę podobny do normalnych dzieci, to po-
brał odpowiednie przeciwciała z krwi Karen.
Nie, nie przypuszczam. Jego system nerwowy łączył się z systemem Karen, lecz
ich krwioobiegi nie były zespolone w taki sposób, w jaki płód łączy się z organizmem
matki. Energia, którą od niej pobierał, była czysto elektryczna i pochodziła z komórek
mózgowych oraz układu rdzeniowego. Nie zachodziło mieszanie w zwykłym fizycznym
sensie.
To oznacza odezwał się Indianin że możemy podać naszemu szamanowi
dozę wirusa grypy. Lub przynajmniej mu zagrozić.
Naturalnie zgodził się Jack. Zaczekajcie chwilę.
Podszedł do aparatu na ścianie i szybko wybrał numer.
Proszę mnie połączyć z doktorem Winsome powiedział, gdy zgłosiła się cen-
trala.
Zpiewająca Skała rzucił okiem na milcząca postać Misquamacusa, przygarbioną
i grozną na zachlapanej krwią podłodze. Zarażenie tej istoty grypą nie wydawało się ja-
koś specjalnie skuteczne, ale oprócz czarów Zpiewającej Skały nie mieliśmy nic innego.
Doktor Winsome? odezwał się Jack Hughes. Przepraszam, że pana budzę,
lecz mam tu pewien ważny problem i pilnie potrzebuję kilku próbek wirusa.
Przez chwile słuchał cichego głosu dobiegającego ze słuchawki.
88
Tak, doktorze, wiem, że jest czwarta nad ranem. Nie dzwoniłbym do pana, gdy-
by sytuacja nie była rozpaczliwa. Zgadza, się. Potrzebuję wirusa grypy. Jak szybko może
się pan tu zjawić?
Posłuchał jeszcze chwilę i odwiesił słuchawkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]