[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i tÅ‚um poruszyÅ‚ siê. Szaty falowaÅ‚y, ramiona wyci¹gnêÅ‚y siê do przo-
du. Uciekinierzy próbowali siê wymkn¹æ pomiêdzy upiornymi po-
staciami, ale nie mieli wyjScia. Byli otoczeni ze wszystkich stron.
Na ziemiê! krzykn¹Å‚ Indy do współtowarzyszy i rozwin¹Å‚
swój bat. ZakrêciÅ‚ nim nad gÅ‚owami mocno i szybko, zawi¹zana koñ-
cówka zaczêÅ‚a uderzaæ w policzki, brody, nosy i czoÅ‚a. Jeden druid
za drugim zginali siê ku ziemi, trzymaj¹c za twarz.
Maj¹ pazury jêkn¹Å‚ ktoS.
Chodxmy, szybko! krzykn¹Å‚ Indy, gdy ujrzaÅ‚, ¿e kr¹g dru-
idów zaczyna siê przerzedzaæ. Kiedy caÅ‚a czwórka zaczêÅ‚a przedzie-
raæ siê w stronê najbli¿szego trylitu, Indy ich osÅ‚aniaÅ‚. UderzyÅ‚ w kark
jednego z druidów, który próbowaÅ‚ zÅ‚apaæ Deirdre. PuSciÅ‚ go i rzuciÅ‚
na ziemiê, ale kilku innych druidów biegÅ‚o za nim.
Indy pozbyÅ‚ siê bata i pêdziÅ‚ do przodu. PrzeskoczyÅ‚ obok dwóch
druidów, min¹Å‚ trylit i wydostaÅ‚ siê z ruin.
Dwóch Scigaj¹cych go byÅ‚o blisko, ale Indy zobaczyÅ‚ powóz i biegÅ‚
tak szybko, jak to byÅ‚o mo¿liwe. Pozostali byli ju¿ w Srodku, a Ran-
dy siedziaÅ‚ na koxle, gotowy zaci¹æ konie.
Jeszcze trzydzieSci kroków. DwadzieScia. PiêtnaScie. Prawie ju¿.
Jeden z mê¿czyzn rzuciÅ‚ siê i zÅ‚apaÅ‚ go za kostkê. Indy potkn¹Å‚
siê, zahamowaÅ‚ i potoczyÅ‚ po ziemi. PróbowaÅ‚ wstaæ, ale napastnik
spadÅ‚ na niego. Indy emu udaÅ‚o siê zÅ‚apaæ za kark przeciwnika i ude-
rzyæ go w szczêkê. GÅ‚owa mê¿czyzny odskoczyÅ‚a i Indy wytoczyÅ‚
siê spod niego. ZerwaÅ‚ siê na nogi, lecz drugi napastnik przytrzymaÅ‚
go za bark. Indy obróciÅ‚ siê, uderzaj¹c piêSci¹. Mê¿czyzna osun¹Å‚
siê, odrywaj¹c rêce i Indy odepchn¹Å‚ go, obróciÅ‚ siê i skierowaÅ‚ do
powozu, który wÅ‚aSnie zaczynaÅ‚ siê toczyæ.
Shannon zÅ‚apaÅ‚ Indy ego za nadgarstki i wci¹gn¹Å‚ go do wnêtrza.
ZrobiÅ‚eS to! krzyknêÅ‚a Deirdre, gdy powóz zacz¹Å‚ jechaæ
szybciej.
Indy przylgn¹Å‚ do drzwi powozu i próbowaÅ‚ zÅ‚apaæ oddech.
Wszyscy tego dokonaliSmy.
DałeS im do wiwatu swoim batem, stary powiedział Wil-
liams wesoło.
Musz¹ mySleæ, ¿e jesteSmy najpodlejszymi owcami, jakie kie-
dykolwiek widzieli zaSmiaÅ‚ siê Shannon.
Indy spojrzał. CoS było nie tak. Zobaczył zarys masywnych try-
litów, do których siê zbli¿ali. Powóz zrobiÅ‚ szeroki Å‚uk i skierowaÅ‚
siê z powrotem.
Co robisz? krzykn¹Å‚ Indy.
Nie mogê nic na to poradziæ! wrzasn¹Å‚ Randy. StraciÅ‚em
nad nimi kontrolê.
Konie przeciêÅ‚y równinê, mkn¹c w stronê Stonehenge tak szyb-
kim cwaÅ‚em, ¿e Indy prawie straciÅ‚ swoje oparcie na drzwiach po-
wozu. Wysun¹Å‚ siê na zewn¹trz, przeczoÅ‚gaÅ‚ na dach i chwyciÅ‚ drew-
niane siedzenie. ChÅ‚opiec byÅ‚ schylony i usiÅ‚owaÅ‚ zÅ‚apaæ lejce, które
wypadły mu z dłoni.
Indy wspi¹Å‚ siê na siedzenie i zÅ‚apaÅ‚ Randy ego za ramiê.
Posuñ siê. Dostanê je.
ChÅ‚opiec odsun¹Å‚ siê i Indy wychyliÅ‚ siê tak, jak to byÅ‚o tylko
mo¿liwe. Ci¹gle jednak nie mógÅ‚ dosiêgn¹æ lejców, które dyndaÅ‚y na
zadzie jednego z koni. Mo¿na byÅ‚o zrobiæ tylko jedno. SkoczyÅ‚ gÅ‚o-
w¹ do przodu i wyl¹dowaÅ‚ na koñskim zadzie. ChwyciÅ‚ lejce i poci¹-
gn¹Å‚, ale konie zdawaÅ‚y siê biec jeszcze szybciej.
PotrzebowaÅ‚ lepszej pozycji. Trzymaj¹c siê lejców, wstaÅ‚, staj¹c
jedn¹ nog¹ na ka¿dym z koni. PrzechyliÅ‚ siê do tyÅ‚u i gwaÅ‚townie
Sci¹gn¹Å‚ lejce. Konie niespodziewanie stanêÅ‚y dêba, zrzucaj¹c In-
dy ego ze swoich grzbietów. WpadÅ‚ w bÅ‚oto i potoczyÅ‚ siê.
MusiaÅ‚ straciæ przytomnoSæ na moment, gdy¿ po otworzeniu oczu
ujrzaÅ‚ powóz le¿¹cy na boku i usÅ‚yszaÅ‚ woÅ‚ania o pomoc. PróbowaÅ‚ pod-
nieSæ siê, wspieraj¹c na nogach i rêkach. W tej chwili upadÅ‚a przed nim
jego fedora, któr¹ zgubiÅ‚, kiedy odje¿d¿ali. Obok dostrzegÅ‚ stopy. Nogi.
Nie zapomnij swego kapelusza, Jones.
PodniósÅ‚ wzrok i zobaczyÅ‚ Powella, teraz odzianego w szatê, z pi-
stoletem w rêku. Zauwa¿yÅ‚ te¿ kamienn¹ konstrukcjê za nim. Stone-
henge wynurzaÅ‚o siê z nocy dziêki pomarañczowemu ¿arowi ogniska.
Czy jest pan zadowolony z przeja¿d¿ki, profesorze? Konie sÅ‚u-
chaj¹ mnie i wróciÅ‚y na moj¹ komendê. Mam pewne szczególne po-
krewieñstwo ze zwierzêtami, jak widzisz. ZaSmiaÅ‚ siê. Mo¿e
wynika to z posiadania sklepu.
Powell skierował pistolet na powóz.
Teraz zgromadxmy resztê maÅ‚ych owieczek. Jeszcze wiêcej
zabawy przed nami.
Nagle Randy kuStykaj¹c wynurzyÅ‚ siê z ciemnoSci, a za nim
W¹skooki.
ZÅ‚apaÅ‚em tego karzeÅ‚ka, gdy próbowaÅ‚ siê odczoÅ‚gaæ.
Id¹c w kierunku powozu, Indy poczuÅ‚ ból w boku i dotkn¹Å‚ wy-
brzuszonej kieszeni kurtki. Wyl¹dowaÅ‚ na omfalosie i uderzyÅ‚ siê
w ¿ebro. Ale odetchn¹Å‚ z ulg¹, ¿e ci¹gle go jeszcze ma. Ten kamieñ
byÅ‚ jego ostatni¹ nadziej¹.
Rogi i bêben przestaÅ‚y graæ i druidzi zaczêli koÅ‚ysaæ siê i into-
nowaæ: Axis mundi est chorea gigantum. Wci¹¿ i wci¹¿, jak warkot
ruszaj¹cego samochodu.
Powell zaprowadziÅ‚ Deirdre do trylitów uÅ‚o¿onych w ksztaÅ‚cie
podkowy, w centrum Stonehenge, gdzie Indy i reszta byli trzymani
pod lufami pistoletów, niedaleko od ognia.
Powell uniósÅ‚ rêkê, zawodzenia osÅ‚abÅ‚y, aby w koñcu zupeÅ‚nie
zanikn¹æ.
Teraz wreszcie zacznie siê najbardziej uSwiêcona czêSæ naszej
ceremonii powiedział do tłumu.
Druidzi podeszli z maÅ‚ym dêbczakiem i zasadzili go w dziurze,
obok której staÅ‚ Powell. Indy przypuszczaÅ‚, ¿e byÅ‚o to miejsce, gdzie
został zakopany fałszywy omfalos.
Inny druid zbli¿yÅ‚ siê do Powella i wrêczyÅ‚ mu dÅ‚ugi nó¿ o oz-
dobnie rzexbionej r¹czce.
Nie pozwól mu tego zrobiæ! krzyknêÅ‚a Deirdre.
SÅ‚uchajcie beczenia owiec, zanim zostan¹ zÅ‚o¿one w ofierze
powiedział Powell.
Spójrzcie, przecie¿ to kobieta! krzykn¹Å‚ Indy.
W¹skooki szturchn¹Å‚ go w bok pistoletem.
Nikt ciê nie sÅ‚yszy. Oni nie wierz¹, ¿e owce potrafi¹ mówiæ,
wiêc nic nie sÅ‚ysz¹.
KtoS musi przecie¿ widzieæ i sÅ‚yszeæ, mySlaÅ‚ Indy. Nikt nie mo¿e
kontrolowaæ tak wielu umysłów. Ale nie byÅ‚o czasu na zastanawia-
nie siê nad tÅ‚umem. Gdy ziemia dookoÅ‚a mÅ‚odego dêbu byÅ‚a ju¿
przyklepana, druidzi wycofali siê. Powell przyÅ‚o¿yÅ‚ nó¿ do gardÅ‚a
Deirdre.
Indy rozpi¹Å‚ kieszeñ kurtki.
Powell, nie masz omfalosa. On jest tutaj. Twój to falsyfikat.
Wyci¹gn¹Å‚ go z kieszeni i uniósÅ‚ nad gÅ‚ow¹.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]