[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wzrastającym podnieceniem na wirujące coraz szybciej twarze, na cały świat coraz
gwałtowniej pędzący wokół swej osi, jak pusta butelka potrącona przez kogoś i klekocąca
głośno pod stołem. I znów: zasnąć (Pościg). Oby ten sen nie był także snem narratora.
Obyśmy nie doczekali się książek, których kreatorzy korzystając z kredytu, że piszą o
ważnych sprawach ważnych czasów, przemycą wiązankę banalnych spostrzeżeń, półprawd
lub prawd nie dopowiedzianych i rodzinnych anegdot. Obyśmy nie doczekali się pisarzy,
którzy wyuczą się tak manipulować obrazem przedstawianego świata, że stanie się on
bezkształtną, niepojętą, acz przyswajalną miazgą.
33
II
34
Kto się boi Marka Arensa?
35
Wewnątrz systemu zdarzeń
Nie przepadam za Markiem Arensem, bohaterem Disneylandu Stanisława Dygata. Nie z
tego powodu, że wszystko przychodzi mu nienaturalnie, podejrzanie łatwo: sukcesy sportowe,
sława, pieniądze, kobiety, według życzenia. I nawet nie za cynizm oraz nonszalancję, z jakimi
przyjmuje te kolejne przyznawane mu przez życie premie; bo to, żeby mu się któraś z nich nie
należała, nie wchodzi w ogóle w krąg wątpliwości narratora. Arensa trudno polubić przede
wszystkim ze względu na jego mydłkowatość i nieokreśloność; jest to ameba, która tu i
ówdzie zaznacza swą obecność, lecz nigdzie nie odciska kształtu, zmieniając go na
zamówienie, stosownie do narzucających się lub narzucanych układów, podobnie jak ów
stworek z telewizyjnej rodziny Barbapapy, radujący widownię dziecięcą.
Na domiar złego rezoner i przemądrzały moralista. Arens powiada: Przyjazń, tkliwość
rodzinna, miłość to tylko szczególne oblicze walki, którą toczą wszyscy przeciw wszystkim ,
i ma w swoim przekonaniu rację, lecz sam nie toczy żadnej walki, nie tylko przeciw
wszystkim, ale przeciw komukolwiek. Powiada o sobie (znowu nie bez racji): poddawałem
się terrorowi okoliczności . A to, że uważa, iż okoliczności jako takie mogą siać terror,
najlepiej świadczy o jego postawie wobec życia. I jeśli dalej dodaje: entuzjastą sportu nigdy
nie byłem i nigdy się nim nie stałem , pojmiemy, że w zasadzie nic nie stało na przeszkodzie,
by Arens został mistrzem olimpijskim w biegach płaskich i poza bieganiem (oraz
mędrkowaniem) prawie niczym więcej się nie zajmował.
Ma taką rodzinę, na jaką zasłużył. Dziadek, świetny adwokat, został przypadkowo
uderzony łomem w głowę przez włamywacza, którego rok przedtem uwolnił od ciężkich
robót . Matka traktuje syna nie czulej niż spółdzielca przydzieloną sobie grządkę i kiedy raz
czy dwa zdarza jej się ulec emocjom, to nie są one spowodowane wyrzutami sumienia,
dopominającego się o zaniedbywane dziecko: Wiedziałem, że ten odruch [płaczu przyp.
M. O.] nie został wywołany tkliwością ani wyrzutami sumienia. Bogu zresztą dzięki .
Nieodrodny syn własnej matki jest głęboko przekonany o tym, że sam. robi w życiu także
różne świństwa, i rzeczywiście robi, jednakowoż nie te, z których się łaskawie i chętnie przed
czytelnikiem spowiada, a które są pseudoświństwami zarozumiałego mydłka (np. to, że
mszcząc się na trenerze Szymaniaku, który zastępował mu ojca , Marek został najlepszym
na świecie biegaczem, a nie najlepszym bokserem). Moja wola i mój charakter działały
sprawnie wewnątrz narzucanego mi i działającego konsekwentnie systemu zdarzeń czyż w
tej autorefleksji nie tkwi zadatek na kawał porządnego świństwa?
Nie lubię więc Arensa, tak jak nie lubię Jana Szalaja z Podróży. Obaj robią światową
karierę (Marek sportowca, Jan reżysera filmowego), wyciągając podobnie praktyczne i w
końcu inteligentne wnioski z obserwacji współczesnej im rzeczywistości społeczno-
politycznej. Automatyzacja jednostki we współczesnym społeczeństwie wzmogła
bezradność i poczucie niepewności przeciętnego człowieka twierdzi Erich Fromm w
Ucieczce od wolności i jest to głęboka prawda w odniesieniu do przeciętnego człowieka.
Janek Szalaj zalicza się do ludzi nieprzeciętnych (o czym świadczy już to, że postanawia
zostać włoskim, a nie polskim reżyserem) i karierę zawdzięcza niewątpliwie swej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]