[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Thomasa. - Cieszę się, że przyszedłeś, Tom. Wpadaj częściej i uważaj
na siebie w przyszłości.
- Dzięki. - St. Claire wydawał się poruszony słowami Josha.
- Miło było cię widzieć, Sydney. - Josh uśmiechnął się do
Ellisa i Sydney. - Nie mam pojęcia, z jakiego powodu pytaliście mnie
o Cathy, ale wiem jedno: gdyby po cichu chodziła z jakimś
chłopakiem, musiałby być albo beznadziejnie głupi, albo bardzo
odważny. Rodzice usmażyliby go żywcem, gdyby go tylko z nią
zobaczyli.
Sydney odprowadziła Josha wzrokiem. Nie potrafił rzucić ani
trochę światła na tajemnicę ojca Ellisa. Potwierdził tylko to, co i tak
wiedzieli. Catherine nie miała w rodzicach oparcia i nie mogła liczyć
na zrozumienie z ich strony. Byli apodyktyczni, nadmiernie surowi i
bezkompromisowi. Nic dziwnego, że biedna dziewczyna uciekła, kiedy
zorientowała się, że jest w ciąży.
ous
l
anda
c
S
- To było interesujące - stwierdził Thomas.
- Co było w tym takiego interesującego? - zdziwił się Ellis. Nie
powiedział niczego, czego do tej pory nie wiedzieliśmy.
- Utwierdził mnie w przekonaniu, że twoi rodzice bardzo dobrze
ukrywali swój związek. Za dobrze. Thomas potarł brodę. - Kiedy
Cathy kończyła szkołę, nie było mnie w mieście. Wyjechałem do Penn
State. Wróciłem na wakacje przed jej maturą. Nie przypominam sobie,
żeby wspomniała coś o swoim chłopaku, z żadnym też jej nie
widziałem.
- Nadal nie rozumiem, co to ma wspólnego...
- Sądzę, że jej chłopak nie chodził do tej samej szkoły co ona -
przerwał Thomas Ellisowi.
- Skąd ta myśl, tato? - Sydney rzuciła okiem na Trevora,
zaniepokojona, czy nie słucha ich rozmowy. Chłopiec jednak dalej
spokojnie rysował.
- Myślę, że nie byliby w stanie aż tak dobrze się ukrywać.
Podczas mojej pracy w policji przekonałem się, że niełatwo zachować
cokolwiek w tajemnicy.
- Co za tajemnica? - Trevor skończył rysunek i, zaciekawiony,
podniósł głowę znad kartki papieru.
Thomas, zaskoczony, nie wiedział, co odpowiedzieć, ale Sydney
szybko przyszła mu na ratunek.
- Tak się nazywa pyszny deser - powiedziała.
- Deser? - zainteresował się chłopiec. - Jaki?
- Lubisz tort czekoladowy? Trevor z zapałem pokiwał głową.
ous
l
anda
c
S
- Wiem, że w tej restauracji można dostać najlepszy tort
czekoladowy w mieście.
- Naprawdę? - Chłopiec rozejrzał się po sali.
- Naprawdę - potwierdziła Sydney. - Ale jeśli chcesz go
zamówić, musisz zrobić jedną rzecz...
- Co?
- Musisz poprosić o szklankę mleka, choć wiem, że nie bardzo
je lubisz. Ten tort najlepiej smakuje z mlekiem, wierz mi.
- W takim razie nie ma na co czekać - zdecydował Ellis. -
Trzeba zamówić tort.
- I mleko, tatusiu. Nie zapomnij o mleku - przypomniał Trevor.
- Tak, nie zapomnij o mleku - poparła chłopca Sydney, patrząc
porozumiewawczo na Ellisa.
Ellis podciągnął koc aż pod brodę Trevora, który usnął w drodze
do domu i nawet się nie przebudził, kiedy Ellis niósł go do sypialni i
przebierał w piżamę.
Chłopiec był zmęczony, ale było to zdrowe zmęczenie. Zwieże
wiosenne powietrze i podniecenie wywołane zajęciami w szklarni
sprawiło, że jego zazwyczaj blade policzki się zaróżowiły. Reszty
dokonała kolacja w restauracji i ogromny kawał tortu czekoladowego.
Ellis delikatnie pogładził syna po włosach i pocałował w czoło.
Kochał go ponad życie i zrobiłby absolutnie wszystko, by go ocalić.
Dążył do odnalezienia za wszelką cenę dawcy, aby ratować życie
Trevora, odsunął na bok własną dumę i zdecydował się na spotkanie z
ous
l
anda
c
S
Thomasem St. Claire, ale teraz już nie był pewien, czy postępuje
słusznie.
Czuł niesmak, że grzebie w przeszłości matki. Wiedział, że miała
powody, by mu nie opowiadać o swoich rodzicach. Im więcej się o
nich dowiadywał, tym lepiej rozumiał, dlaczego postanowiła
wychowywać go sama. Zaczynał także rozumieć, dlaczego nie chodziła
do kościoła. Obraz jej dzieciństwa, jaki się przed nim rysował, nie był
wesoły. To wszystko jednak wciąż nie wyjaśniało, dlaczego podała, że
St. Claire jest jego ojcem.
Badania krwi dowiodły, że nim nie jest i że jego matka skłamała.
Zatem gdzieś żyje jego biologiczny ojciec - o ile jeszcze żyje. Ale
jeśli go nawet znajdą, wcale nie wiadomo, czy będzie w dobrym stanie
fizycznym i czy będzie mógł zostać dawcą. A poza tym skąd można
wiedzieć, czy po trzydziestu trzech latach zechce przyznać się do
ojcostwa? Jeśli nawet, będzie jeszcze musiał wyrazić zgodę na badanie
krwi. Kiedy Ellis wszystko to przeanalizował, uznał, że sprawa jest nie-
mal beznadziejna.
Jakby tego było mało, powinien także zatroszczyć się o kobietę,
która stała się dla niego kimś wyjątkowym i która ma to nieszczęście,
że spotkał ją w najtrudniejszym okresie życia, gdy nie może pozwolić
sobie na życie osobiste. Tak jak Trevor nie zasługiwał na swój los, tak i
ona nie powinna dzwigać bagażu emocjonalnego, który włożył na jej
barki.
Uświadomił sobie, że nie potrafiłby zapomnieć o Sydney,
potraktować tego, co ich połączyło, jak przelotną przygodę czy chwilę
ous
l
anda
c
S
słabości. Okazała się kobietą o wielkim sercu, dobrą i wrażliwą, pełną
współczucia, gotową spieszyć innym z pomocą. A do tego była
bezpośrednia i wesoła, polubiła Trevora i potrafiła nawiązać z nim
kontakt. Chłopiec za nią przepadał.
Zapalił nocną lampkę przy łóżku syna. Nie chciał, żeby jeśli go
coś nagle obudzi, ocknął się w zupełnej ciemności. Drżącą dłonią
pogłaskał policzek syna.
- Nie pozwolę, by ogarnęły cię ciemności, Trev, obiecuję-
szepnął ze łzami w oczach. W myślach zwrócił się do Boga, którego
tak unikała jego matka: prosił o szansę dla syna i siły dla siebie.
Opuściło go zwątpienie, znowu był gotów stawić czoło
przeciwnościom. Postanowił zejść na dół, do Sydney i Thomasa.
W drodze powrotnej z restauracji starszy pan milczał. Być może
obmyślał nowy plan działania i teraz zechce mu go przedstawić. Poza
tym zapragnął zobaczyć Sydney. Do niedawna z chorobą Trevora
zmagał się praktycznie sam. Oparcie miał tylko w Ricie i wąskim
gronie przyjaciół. Wystarczyła mu sama świadomość, że wiedzą o
problemach, z którymi się boryka. Teraz jednak pragnął czegoś więcej.
Potrzebował kogoś, na kim mógłby się oprzeć, komu mógłby się
zwierzyć, kto dzieliłby z nim jego troskę i ból. Nie, nie kogoś.
Potrzebował Sydney.
Wyszedł z pokoju, zostawiając lekko uchylone drzwi. W salonie
zastał Thomasa rozpartego w ulubionym fotelu. Sydney zajęła swoje
stałe miejsce w rogu kanapy. Nie pracowała, lecz przeglądała kolorowe
magazyny. Ellis usiadł w drugim rogu kanapy.
ous
l
anda
c
S
- Położyłeś Trevora? - spytał Thomas.
- Tak. Nawet się nie przebudził. Mruczał coś przez sen o torcie i
mleczach, ale nie było w tym zbyt wiele sensu.
- Chyba nie zmęczyliśmy go za bardzo? - zaniepokoił się
Thomas.
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu miał dziś bardzo
pracowity dzień, to wszystko. - Przysunął się trochę bliżej do Sydney i
wyciągnął rękę. Zapragnął jej dotknąć. Przez cały dzień nie udało im
się być sam na sam.
Odłożyła magazyny i ujęła jego dłoń.
- Niezle się namęczył, żeby zmóc ten ogromny kawał tortu -
zaśmiała się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    Anczyc W. Przygody prawdziwe żeglarzy i podróżników
    Deveraux Jude Ksi晜źna
    Charlene Leonard Angel's Breath
    Wirtemberska, ksi晜źna Maria Malwina, czyli domyśÂ›lnośÂ›ć‡ serca
    Christie Agatha Morderstwo na plebanii
    041. Sala Sharon Upragnione dziedzictwo
    Arthur Conan Doyle The History of Spiritualism II
    Czas niewoli, czas śÂ›mierci R. Hrabar, Z. Tokarz, J. Wilczur
    Barker Clive Cabal nocne plemie
    Diana Palmer Samotnik z wyboru
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl