[ Pobierz całość w formacie PDF ]

R
L
T
Niewiele brakowało, a ona też zaklęłaby jak szewc. Czy to możliwe, by czytali w
swoich myślach? Domyślała się, że Gideon nie prowokuje jej dla rozrywki. Zorientował
się, jak bardzo jej zależy, by zwolnił domek i bez skrupułów wykorzystywał swą prze-
wagę.
- Trzeba poprawić twoją kondycję psychiczną. Wprawdzie nie mam gazety, ale
znalazłam to.
- %7łartujesz?
- Dlaczego? To ostatni numer. - Pstryknęła w okładkę. - Przynajmniej nie pomylisz
mnie z panną młodą.
- Od razu coś mnie tknęło, że wyglądasz jakoś nietypowo - przyznał, zerkając na
roześmianą Crystal w bikini. - Ona wygląda jak trzeba, ale ty...
Zamilkł. Josie nie była pewna, czy nie chce jej urazić, czy po prostu zabrakło mu
słów.
- Ale ja...? - powtórzyła.
- Sam nie wiem. Daj mi trochę czasu do namysłu.
- Proszę bardzo. Masz czas do jutra do dziesiątej. Wykorzystaj to, żeby lepiej po-
znać Crystal.
- A po co?
- Skąd mam wiedzieć? To ty chcesz z nią mieszkać - odparła, wycofując się w
stronę kładki.
- Zaczekaj!
Stanęła jak wryta, a potem posłusznie się odwróciła. Po tylu latach instynkt samo-
zachowawczy kazał jej reagować na komendę.
- Josie?
Zła na siebie, poszła dalej.
- Jestem zajęta - rzuciła przez ramię.
- Wiem, ale skoro troszczysz się o moje samopoczucie, może przyniesiesz mi notes
i długopis z torby od laptopa?
Ochłonęła. Zrozumiała, że Gideon prosi ją, a nie rozkazuje. Odetchnęła głęboko i
zawróciła.
R
L
T
- Chyba lekarz zalecił ci odpoczynek od pracy?
- Owszem - przyznał z bezwstydnym uśmiechem.
- No właśnie... Już ci pomogłam złamać parę zakazów. Na jeden dzień wystarczy.
- Posłuchaj, to naprawdę ważne. Wpadło mi do głowy parę fajnych pomysłów. Je-
śli ich nie zapiszę, zapomnę. I będę się stresował. A tego chyba nie chcesz?
- Co za typ! - Pokręciła głową.
- Na moim miejscu zrobiłabyś to samo.
Niewątpliwie. Oboje wiedzieli, że Josie zrobi wiele, żeby go sobie zjednać. I tu ją
miał.
Odczekała, aż oczy przyzwyczają się do półmroku panującego w domku, który był
identyczny jak ten, który zajmowała. Serafina wybrała go na lokum dla państwa młodych
tylko dlatego, że zapewniał największą prywatność. Jutro wypełnią go kwiaty. Będą
owoce, szampan i wszystko, czego dusza państwa młodych zapragnie. Na razie był pu-
sty.
Josie nie dostrzegła żadnego przedmiotu, który mówiłby cokolwiek o upodoba-
niach mieszkańca. Na nocnym stoliku nie leżała żadna książka, nie stało zdjęcie. Jednym
słowem brakowało tropu wskazującego, czym Gideon się zajmuje. Enigmatycznie
wspomniał, że działa w branży turystycznej. Może więc jest wysłannikiem biura podró-
ży, który sprawdza lokalizacje albo autorem książek podróżniczych. Kto go wie?
- Nie widzę tu żadnej torby od laptopa - zawołała, przejrzawszy wszystkie kąty.
- Zobacz w szafie!
Otworzyła ją i zerknęła na zawartość. Wiele tego nie miał. Wysłużona skórzana
torba podróżna. Kremowy lniany garnitur. I trochę ubrań, w sam raz dla kogoś, kto nie
lubi obciążać się bagażem. Torba od laptopa leżała na najwyższej półce. Może doktor
kazał położyć ją tak wysoko, by nie kusiła?
- Mam!
Zdjęła ją i rozsunęła suwak. Pusto. %7ładnych dokumentów, notatek. Widocznie Gi-
deon nie tylko garderobę miał minimalistyczną. Nie chciała szperać w jego rzeczach, ale
po cichu liczyła, że wpadnie na jakiś trop.
- Przynieś całą torbę!
R
L
T
Miał w niej tylko zwykły czarny notes, parę długopisów, najnowszy model iPhon-
e'a, zresztą identyczny jak jej, i mały, ale piekielnie drogi aparat cyfrowy.
- Prosiłem o torbę - zauważył, gdy podała mu rzeczy, o które prosił.
- Wiem. To miała być stymulacja, żebyś wstał.
Zmrużył oczy i ostentacyjnie obrzucił ją wzrokiem.
- Jeśli naprawdę chcesz mnie stymulować, wymyśl coś bardziej kuszącego.
W swoim życiu nasłuchała się propozycji i aluzji ze strony mężczyzn. Uznawała je
za zło konieczne, skutek uboczny zawodu, który wybrała. Z reguły panowie stawali się
wylewni po alkoholu, więc nie traktowała ich awansów poważnie. Tym razem mecha-
nizm obronny nie zadziałał. Oczywiście mogła sobie wmawiać, że pieczenie policzków
to wina ostrego afrykańskiego słońca, ale...
- Lunch? - Gideon nie dawał za wygraną.
- Proszę?
- W ramach zachęty?
Zaczerwieniła się jeszcze mocniej, a on zaczął się śmiać.
- Miłej lektury, panie McGrath! - Rzuciła mu pismo na kolana.
- Dziękuję, ale nie skorzystam. Daj to Alesii, recepcjonistce.
- Naprawdę nie chcesz sobie pooglądać? - Miał w sobie coś, co budziło w niej naj-
gorsze instynkty. - Nie wiesz, co tracisz.
- Może opowiesz mi o tym, jak będziemy jedli lunch?
Facet jest niereformowalny. A przy tym złośliwy jak małpa, ale szczery. I pamięta
o innych!
- Na co masz ochotę?
- Pytasz o lunch? Zaskocz mnie...
- Jeszcze cię nie zaskoczyłam? Proszę cię, nie przemęcz się pisaniem, bo jutro mu-
sisz być w dobrej formie. Z samego rana czeka cię przeprowadzka.
- Nie licz na to.
- Nie? Czyli na lunch będzie lekki rosołek - mruknęła - albo ryba na parze.
- Chcę chilli.
Aha, nie ma problemów ze słuchem.
R
L
T
- Ewentualnie krwisty stek.
- Raczej mleko z masłem i miodem.
Co takiego? Przecież to dla chorych dzieci!
Znów miała ostatnie słowo. Trudno, niech jej będzie. Gideon obserwował ją, jak
idzie przez kładkę, nucąc piosenkę o krokodylu. Mógł się założyć, że każdy krokodyl,
który wejdzie jej w drogę, ucieknie z podkulonym ogonem. A on nie! Może udawać
grozną, może deptać wrogów buciorami, ale jej się nie boi. Popełniła wielki błąd, po-
zwalając mu ujrzeć swą prawdziwą twarz. Zapomniała włożyć maskę i dzięki temu wie,
że jej włosy bez żelu kręcą się miękko, a pięknym oczom i świetlistej skórze nie potrzeba
makijażu. Nie dał się zmylić pozorom. Bezbłędnie wyczuł bezbronność i niepewność, o
które nikt by jej nie podejrzewał. Niech sobie chodzi z wysoko podniesioną głową, niech
ma język ostry jak brzytwa. Nawet może mieć ostatnie słowo. Ale przewaga i tak jest po
jego stronie.
Podśpiewując po nosem, szła do głównego budynku i wyobrażała sobie minę Gi-
deona na widok dietetycznego dania. Bardzo dobrze. Dostanie, na co zasłużył.
- Zachowuj się! - mruknęła pod nosem, wchodząc do ocienionej recepcji. Jakaś no- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    James Matthew Barrie Przygody Piotrusia Pana
    Anczyc W. Przygody prawdziwe żeglarzy i podróżników
    Fielding Liz Czerwone szpilki
    Koontz Dean Ziarno Demona
    Giovanni Boccaccio L’Amorosa visione
    Iacopo Passavanti Specchio di vera penitenza
    BILB
    082.Major Ann Dziecko buszu
    Diana Palmer Long tall Texans 05 Przerwany koncert
    Królewski ród 04 Ksiezniczka i magnat Oakley Natasha
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tutakeja.pev.pl