[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przy szyi.
- Nie sądzisz, że moja sukienka jest nie dość szykowna? - spytała, zerkając
przez ramię w stronę Eizabeth.
- Jest doskonała - odparł.
Mówił absolutnie szczerze. Helen wnosiła w jego życie spokój i harmonię.
Posłała mu promienny uśmiech.
- No i jak ona się sprawuje? - spytała konspiracyjnym szeptem, pochylając
się nad nim.
- Jak na razie niezle - odparł, nie spuszczając Elizabeth z oka. Wiedziała o
tym i odstawiała na jego użytek niezłe przedstawienie.
- Widzę, że nic a nic się nie zmieniła. Jak zwykle wykazuje kompletny
brak szacunku dla kogokolwiek. Mam nadzieję, że nikt nie poczuje się
dotknięty.
RS
41
- Przesadzasz. Pamiętaj, że jesteśmy zdani na jej pomoc. Proszę cię, nie
zaostrzaj jeszcze sytuacji.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - odparła Helen, ściskając jego ramię. -
Przemęczymy się z nią jakoś przez te kilka tygodni.
Elizabeth podchwyciła jego spojrzenie, dostrzegła Helen i zrobiła głupią
minę. W tej samej chwili ojciec Jareda przywitał się ze swoją byłą synową i
coś do niej powiedział. Elizabeth skinęła głową i ruszyła w stronę Jareda.
Jared dokonał szybkiego porównania obu kobiet. Helen była wysoka,
smukła i wyniosła. Elizabeth tryskała wprost energią.
- Jared, twoi rodzice życzą sobie, byśmy pokazali gościom nasze rysunki -
oznajmiła, po czym zwróciła się do Helen.
- Cześć, Helen. Jak się ma nasza dziewczynka?
Właśnie wtedy Jared zorientował się, że popełnił taktyczny błąd, nic jej nie
mówiąc. Poczuł, jak Helen kładzie dłoń na jego ramieniu.
- Elizabeth, ja i Jared jesteśmy tacy wdzięczni, że zgodziłaś się nam
pomóc - zaszczebiotała słodko. - Teraz, gdy mamy już te wszystkie
nieprzyjemne rzeczy za sobą, może będziesz tak miła i przyjdziesz na ślub.
- Jaki ślub? - spytała Elizabeth, zerkając na Jareda. Poczuł nagle, jak
kołnierzyk jego koszuli robi się zaciasny. Odkaszlnął i uśmiechając się z
trudem, odparł:
- Helen i ja jesteśmy zaręczeni.
RS
42
ROZDZIAA CZWARTY
Zaręczeni.
Lizzie poczuła się, jakby dostała obuchem w głowę.
Zwłaszcza kiedy dostrzegła na twarzy Helen wyraz triumfu. Dlaczego
Jared nic jej nie powiedział? Chociaż, z drugiej strony, dlaczego niby miałby
jej mówić?
Dlatego, że chodziło o Helen Travis. Złego ducha w życiu Lizzie.
Faworytkę matki Jareda. Chodzący ideał.
Helen zaliczała się do wysokich kobiet, Lizzie była raczej średniego
wzrostu. Helen ukończyła prywatną, drogą szkołę dla dziewcząt, a Lizzie
zwykłą, państwową. Helen, pianistka, podróżowała po całym świecie. Lizzie
miała za sobą trzy lekcje gry na klarnecie w szkole średniej i nie wyjeżdżała
dalej niż na obóz skautów.
Elegancka Helen.
Rozczochrana Lizzie.
Jared widać uznał, że małżeństwo z Helen jest jego prywatną sprawą i nie
powinno jej obchodzić. Faktycznie, nie powinno. Dlaczego więc wieść o tym
tak bardzo ją zabolała?
Tymczasem Helen i Jared wciąż oczekiwali na jej reakcję.
- Gratuluję - powiedziała, wyciągając rękę do Helen. Nic innego nie
przyszło jej do głowy.
- Dziękuję - odparła Helen, ściskając leciutko jej dłoń. - Wyobrażam sobie,
jakie to dla ciebie krępujące...
- Bynajmniej - odparowała Lizzie, zmuszając się do uśmiechu, ale
spojrzenie, jakie posłała Jaredowi, zadawało kłam jej słowom.
Jared nie czekał na dalszy rozwój wydarzeń, tylko wjechał swym wózkiem
między obie kobiety.
- Myślę, że już czas zaprezentować rysunki - zauważył, po czym szybko
dodał: - Nie zapominajcie, jak bardzo mi zależy na tym projekcie.
Ledwie skończył mówić, odwrócił się i wjechał w otaczający ich tłum
gości.
RS
43
Idąc obok Helen przez salon, Lizzie po raz pierwszy tego wieczoru
żałowała, że nie założyła choćby bardziej eleganckich butów. Mimo iż
pomarańczowe cekiny na tenisówkach idealnie harmonizowały z suknią.
Kątem oka zerknęła na dłoń Helen, by sprawdzić, jaki jest jej zaręczynowy
pierścionek i zdumiona dostrzegła, że Helen w ogóle nie ma pierścionka.
Poszukała wzrokiem Jareda. Był przy kominku obok stojaka z planszami
domu. Natychmiast zauważyła, że był spięty.
Czyżby naprawdę się obawiał, że urządzi mu tu, przy wszystkich gościach,
karczemną awanturę? Nigdy by tego nie zrobiła. No, w każdym razie nie przy
gościach.
Bardzo żałowała, że między nią a Helen nigdy nie doszło do prawdziwej
konfrontacji. Będąc żoną Jareda, musiała znosić z jej strony niezliczone
docinki i uszczypliwości. To samo zresztą dotyczyło jego matki i matki
Helen. Wszystkie panie czyniły to jednak na tyle subtelnie, iż nie mogła
nawet zareagować, nie ośmieszając się. Jared, który nie miał o tym
wszystkim pojęcia, nie mógł pojąć, dlaczego Helen i Lizzie tak bardzo się nie
lubią.
Tuż po wyprowadzeniu się z ich wspólnego domu, Lizzie przypomniała
sobie, że w jednej z szuflad biurka został jej ulubiony długopis. Natychmiast
po niego zawróciła.
Już z daleka zauważyła wjeżdżający na podjazd przed domem samochód
Helen. Z niemałym wysiłkiem dodała wtedy gazu, dusząc w sobie chęć
wytargania Helen po trawie. Powstrzymała ją jedynie obawa przed tym, co
Jared sobie o niej pomyśli.
Jak zza światów dotarł do niej głos Jareda:
- Witamy państwa i dziękujemy za przybycie. Zebraliśmy się tutaj, żeby...
W przeciwieństwie do Helen, która chłonęła każde jego słowo, Lizzie
słuchała go jednym uchem, gdy przedstawiał projekt zebranym.
Musiała przyznać, że w kosztownym, ciemnym garniturze prezentował się
niezwykle wytwornie i nie zmieniał tego fakt, że siedział na wózku
inwalidzkim, a rozcięta w szwie nogawka odsłaniała nogę w gipsie.
Próbowała spojrzeć na niego bez emocji, ale uznała, że jest to ponad jej siły.
RS
44
Nawet po latach nie potrafiła myśleć o nim obojętnie.
Błądząc wzrokiem po sali, Lizzie dostrzegła rodziców Jareda. Pani
Rutledge chłodno skinęła głową na powitanie.
Jego rodzice nigdy jej nie zaakceptowali. Solidne wykształcenie i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]