[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jezdzić na kucyku.
- Ja też mam przyjaciela z ranczem w Jacobsville -
powiedział Colby, nie wymieniając imienia Cyrusa. - A jak byłem
młodszy, to sam hodowałem konie. Nadal uwielbiam je dosiadać.
Otworzył drzwi samochodu i ostrożnie wsunął dziewczynkę na
tylne siedzenie.
- Zapnij pas - polecił.
- Zawsze zapinam. Mamusia mówi, że tak trzeba.
- Mamusia ma rację. A teraz ostrożnie, zabierz paluszki... -
Zatrzasnął drzwi i wrócił po Sarinę.
Deszcz zamienił się teraz w lekką mżawkę. Sarina zamknęła
parasolkę i spojrzała niepewnie na Colby'ego.
Oboje wiedzieli, że jedną ręką jej nie udzwignie. Zacisnął
zęby. Boże, jak nienawidził swojego kalectwa!
- Zdejmę buty i sama przejdę - powiedziała łagodnie,
starając się nie zranić jego uczuć. Był taki smutny! - Naprawdę.
Nie przejmuj się mną.
Nie znosił współczucia. Nie znosił własnej słabości. Oczy mu
płonęły.
Przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu. Mimo tego, co
ich kiedyś łączyło, byli dwojgiem obcych ludzi. Nie wiedziała, co
powiedzieć, co zrobić, jak się zachować, żeby ulżyć mu w cier-
pieniu.
- Znajomy z pracy stracił obie nogi. W Iraku, podczas
operacji Pustynna Burza. Ma protezy, nie takie doskonałe jak
twoja. Ale radzi sobie świetnie. W zawodach często zdarzało mu
się nas pokonać.
- W zawodach? - O ile Colby się orientował, różne firmy
rzeczywiście organizowały zawody sportowe dla personelu, ale
chyba nie Ritter Oil.
- W Tucson - wyjaśniła szybko.
- Aha. - Ponownie powiódł po niej wzrokiem, po jasnych
włosach upiętych w elegancki kok, po skromnym beżowym
kostiumie i spranej białej bluzce. Dawniej lubiła nosić jedwab.
Odruchowo wyciągnął rękę i pogładził bawełniany kołnierzyk. -
Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, byłaś ubrana w błękitną
jedwabną bluzkę i białe spodnie. Włosy miałaś uczesane w war-
kocz. Bawiłaś się ze swoim pieskiem, takim ładnym golden
retrieverem...
Na wspomnienie tego, co się stało z psem, Sarina
posmutniała.
- Co ci jest? - spytał Colby, wyczuwając zmianę jej nastroju.
- Kiedy ojciec wyrzucił mnie z domu, zaprowadził tę suczkę
do weterynarza i kazał ją uśpić.
Pamiętał, jak bardzo kochała to cudowne, posłuszne
stworzenie. Stary Carrington musiał być potworem! Colby
instynktownie otoczył Sarinę ramieniem i przytulił. Zamknąwszy
oczy, wciągnął w nozdrza zapach różanej wody toaletowej oraz
ziołowego szamponu, którym myła włosy.
- Tak mi przykro - szepnął. - Wiem, jak ogromnie kochałaś
tego psa.
Azy trysnęły jej z oczu. Gdyby była wypoczęta, może
zdołałaby nad nimi zapanować, ale w środku nocy musiała jechać
z Bernardette na ostry dyżur, a potem już nie mogła zasnąć.
Zniecierpliwionym gestem wytarła policzki.
- Przepraszam - powiedziała, oswobadzając się z uścisku. -
To była długa noc. Prawie oka nie zmrużyłam.
- Dlaczego? - spytał podniesionym głosem, podejrzewając, że
Rodrigo maczał w tym palce. - Zabawialiście się z Ramirezem?
Popatrzyła na niego oburzona.
- Podczas gdy Bernardette spala w sąsiednim pokoju?!
Zawstydził się. Wcale nie chciał, żeby to tak zabrzmiało.
- Ruszajmy - burknął. - Przerzucę cię przez ramię, jak
strażak. Inaczej nie dam rady.
- Dobrze - szepnęła, poruszona goryczą w jego głosie i
zaskoczona zazdrością, której nie potrafił stłumić.
Ich spojrzenia się spotkały. Colby wstrzymał oddech. Na
moment zawahał się, po czym delikatnie przytknął dłoń do
policzka kobiety, a następnie potarł palcem jej pełne, miękkie
wargi.
- Siedem lat - szepnął, zbliżając usta do jej warg.
Czas się cofnął. Sarina poczuła się tak jak kiedyś, jakby
znów była niepewną siebie, nieśmiałą siedemnastolatką, która
pragnie, by ten wspaniały mężczyzna trzymał ją w ramionach i
całował.
Jęknął cicho, jakby jej bliskość sprawiała mu niewysłowioną
rozkosz. Przywierając mocno do Sariny, całował ją żarliwie, z
każdą sekundą coraz namiętniej. Nawet gdyby chciała zaprotes-
tować, nie miałaby możliwości ani siły. Wsunął rękę w jej włosy,
burząc idealne uczesanie. C) niczym nie myślał; pragnął ją posiąść
tu i teraz. Deszcz znów przybrał na sile. I nagle z oddali dobiegł
ich dziecięcy głosik:
- Mamusiu, bo spóznię się do szkoły! Colby odskoczył od
Sariny jak rażony prądem.
Nie dowierzając temu, co się przed chwilą działo, popatrzył
w oczy równie oszołomionej Sariny.
- Cho... chodzmy do samochodu - wydukała. Usta miała
nabrzmiałe, twarz zaczerwienioną, oczy wielkie, włosy w
nieładzie. Podobała mu się. Uśmiechnął się zmysłowo, tak jak
przed siedmioma łaty, zanim się pobrali i zanim się rozstali.
Sarina wstrzymała oddech. Nie była w stanie wydusić z siebie
słowa.
- On cię nie całuje? - spytał z leciutką drwiną.
Zastanawiała się nad ciętą ripostą, kiedy Colby się pochylił i
ostrożnie przerzucił ją przez ramię.
- Idziemy - oznajmił, kierując się w stronę samochodu. - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    Diana DeRicci Irresistible Passions (pdf)
    Morgan Diana Szaleńcza eskapada(1)
    Hamilton_Diana_ _Wloski_amant
    Zburzę ten mur! Czyli jak osiągnąć więcej rozliczając się z przeszłością
    Chmielewska Joanna O Teresce i Okrętce 02 Większy kawalek świata
    Christie Agatha Zerwane zareczyny
    0505. Merritt Jackie Osaczona
    048. Palmer Diana Long tall Texans series 07 Narzeczona z miasta
    Diana Palmer Long tall Texans series 12 Serce z rubinu
    Diana Palmer Long tall Texans 05 Przerwany koncert
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl