[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chrystusowych sakramentów w tym błogosławionym miejscu i dlatego zatrzymałem się jak
najbliżej Bożych błogosławionych, żeby łatwiej mi było chodzić do Bożej świątyni. Przyjął
mnie do swej chaty dobry, stary Kozak, a ponieważ mieszkał samotnie, było mi u niego
spokojnie i cicho. W ciągu tygodnia, gdy szykowałem się do spowiedzi, przyszła mi do głowy
myśl, by wyspowiadać się jak najdokładniej. Zacząłem wspominać i przyglądać się moim
grzechom, jeszcze od czasów młodości, i to jak najszczegółowiej, by tego wszystkiego nie
zapomnieć. Co sobie tylko przypomniałem, zacząłem zapisywać w najdrobniejszych
szczegółach, i tak zapisałem wielki arkusz. Dowiedziałem się, że siedem wiorst od Kijowa, w
pustelni kitajewskiej, żyje spowiednik, bardzo mądry i rozsądny, asceta. Kto tylko przyjdzie
do niego otworzyć swą duszę, zaraz ogarnia go uczucie wzruszenia i wraca ze zbawczym
pouczeniem, lekki na duchu. Bardzo mnie to ucieszyło i zaraz do niego poszedłem.
Poradziłem się go, porozmawiałem i daję mu swój arkusz z notatkami, żeby je przejrzał.
Przeczytał to i powiada - Napisałeś, miły przyjacielu, wiele rzeczy niepotrzebnych.
Posłuchaj! Po pierwsze, nie należy się spowiadać z grzechów, które już wyznałeś, za które
żałowałeś i które miałeś odpuszczone, chyba że się powtarzały, bo byłoby to brakiem wiary w
moc sakramentu spowiedzi. Po drugie: nie należy mówić o innych osobach, mających
związek z twoimi grzechami, a obwiniać tylko siebie. Po trzecie: święci ojcowie zabraniają
wyznawania grzechów ze wszystkimi szczegółami, a polecają czynić to w ogólności, by
poprzez szczegółowe rozpatrywanie ich nie wzbudzać pokus w sobie samym i w
spowiedniku. Po czwarte: przyszedłeś żałować, a nie żałujesz tego, że nie potrafisz żałować,
bo skruchę wyrażasz ozięble i niedbale. Po piąte: wyliczyłeś wszystkie drobiazgi, ale tego, co
najważniejsze, nie zauważyłeś, nie wyjawiłeś bowiem grzechów najcięższych, nie
uświadomiłeś ich sobie: nie zapisałeś tego, że Boga nie kochasz, blizniego nienawidzisz,
Słowu Bożemu nie wierzysz, że przepełnia cię pycha i ambicja. Te cztery grzechy zawierają
w sobie całą otchłań zła i całą deprawację naszego ducha. To one są korzeniami głównymi, to
z nich wyrasta cała gęstwina naszych grzechów, upadków.
Usłyszawszy to, zdziwiłem się i mówię - Jakże to, wielebny ojcze, można nie kochać Boga,
Stwórcy i Obrońcy naszego! Komu mamy wierzyć, jeśli nie Bożemu słowu, wszystko w nim
jest prawdziwe i święte. A każdemu blizniemu życzę dobra, za cóż miałbym go nienawidzić?
Pysznić się nie mam czym: poza mymi niezliczonymi grzechami, co mogę opowiedzieć,
czym się pochwalić? A z moją biedą i chorobami, gdzie mi do pożądliwości i rozpusty!
Pewnie, gdybym był wykształcony albo bogaty, na pewno znalazłbym swą winę w tym, co
powiedziałeś.
- Szkoda, mój miły, że tak mało zrozumiałeś z tego, co ci mówiłem. %7łeby ci to lepiej
wyjaśnić, dam ci tu parę wskazań, według których sam się zawsze spowiadam. Przeczytaj je,
a zobaczysz wyraznie dowody na to, co ci teraz mówiłem.
Spowiednik podał mi kartkę i zacząłem czytać.
Wyznanie wiodące człowieka wewnętrznego ku pokorze
Uważnie przyglądając się sobie i obserwując bieg mojego życia wewnętrznego,
przekonałem się pośród doświadczeń, że Boga nie kocham, brak we mnie miłości do
blizniego, nie wierzę niczemu z dziedziny religii, a przepełniony jestem pychą i ambicją.
Wszystko to rzeczywiście w sobie znajduję rozważając, jakie są moje uczucia i czyny:
1. 1. Nie kocham Boga, bo przecież gdybym Go kochał, to wciąż bym o Nim myślał ku
radości mego serca, a każda myśl o Bogu przynosiłaby mi radosną słodycz. Przeciwnie,
znacznie częściej i chętniej rozmyślam o sprawach zwyczajnych, codziennych, a rozmyślanie
o Bogu przynosi mi utrudzenie i oschłość. Jeślibym Boga kochał, to rozmowa z Nim poprzez
modlitwę ożywiałaby mnie, napełniała słodyczą i pociągała ku stałemu z Nim obcowaniu, ale
jest przeciwnie: nie tylko nie rozkoszuję się modlitwą, ale zajmując się nią odczuwam
utrudzenie, zmagam się z niechęcią, osłabiam się poprzez oddawanie się lenistwu i gotów
jestem z chęcią zająć się czymkolwiek błahym, byle tylko modlitwę przerwać lub całkiem jej
zaprzestać. Podczas pustych zajęć czas mija mi niezauważenie, a gdy zajmuję się Bogiem,
stając w Jego obecności, czuję, że każda godzina jest długa jak rok. Jeśli kochasz kogoś, to w
ciągu dnia myślisz o nim nieustannie, wyobrażasz go sobie, troskasz się o niego, a podczas
wszystkich zajęć umiłowany przyjaciel twój nie znika ci z myśli. A ja w ciągu dnia przecież
ledwie godzinkę znajdę na to, by głęboko rozmyślać o Bogu, rozpalać się Jego miłością, a
przez dwadzieścia trzy godziny ochoczo, gorliwie, składam ofiary idolom moich
namiętności... Podczas rozmów o rzeczach marnych, dalekich od spraw ducha, jestem rześki,
czuję zadowolenie, a podczas rozmyślania o Bogu czuję oschłość, nudę i rozleniwienie.
Nawet jeśli mimo woli ktoś pociągnie mnie ku pobożnej rozmowie, to zaraz staram się
zmienić ją na rozmowę schlebiającą moim namiętnościom. Niestrudzenie ciekaw jestem
nowości, rozporządzeń władz, wydarzeń politycznych, chciwie poszukuję sposobów
zaspokojenia mojej ciekawości w zakresie światowej nauki, sztuki, wynalazków, a pouczenia
o Prawie Pańskim, poznawaniu Boga, o religii nie robią na mnie wrażenia, nie sycą mej duszy
i uważam to nie tylko za mało istotne zajęcie dla chrześcijanina, ale jakby za sprawę uboczną,
nieważną, którą winienem się zajmować przecież tylko w wolnym czasie, przy okazji
odpoczynku. Krótko mówiąc: jeśli miłość ku Bogu rozpoznać można po wypełnieniu Jego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]