[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powodzenie u publiczności, sowite „amposze” po benefisie, wreszcie na niezależność finan-
sową, która pozwoliłaby założyć własną antrepryzę– gdyż, oczywiście prawie każdy aktor (jak
bohaterowie opowiadań Krytyk, Po benefisie, Portfel) uważał, iż to właśnie on najlepiej po-
prowadziłby przedsiębiorstwo, wymyślając oryginalny repertuar i znajdując nowe miasta god-
ne odwiedzenia. Rzeczywistość wyglądała niestety zgoła inaczej. Dąbrowski:
Prawie wszędzie jednak zawodziła frekwencja. Dyrektor zrozpaczony wywieszał wtedy w mie-
ście półtorałokciowy afisz o porywającym tytule i dziesięciu podtytułach poszczególnych ob-
razów atrakcyjnej i sensacyjnej „bomby” lub dawał na scenie najnowsze, głośne dzieło,
ostatnią premierę warszawską, w nędznej obsadzie i lichej oprawie dekoracyjnej. Publiczność
albo pozwalała się nabierać, albo broniła się przed naciąganiem.
Niebotyczne plany na przyszłość i szmira codzienności – to dwa bieguny „artystycznego”
życia, którego nędza, miałkość, a przede wszystkim – konkurencyjność, nie sprzyjały przyjaź-
ni, lojalności, zawodowej solidarności. Trzydzieści sześć miast! I cóż? – powiada bohater Ju-
bileuszu tragik Tigrow – Nie było dnia w mym życiu, abym nie padał ofiarą podłej intrygi. I
zapewne nie było też w życiu prowincjonalnej trupy dnia bez jakiegoś spisku, a przynajmniej
76
podstępu – jak w Zemście, gdzie komik zrywa benefis swej koleżanki – ingénue, gdyż ta nie
chciała mu pożyczyć... szlafroka.
Cały zespół szczególnie uważnie pilnował antreprenera (gdyż zdarzało mu się uciec z ka-
są), a antreprener grabił swoją trupę, jak tylko mógł (opowiadanie Impresario pod kanapą). A
przecież i tak dochodziło często do nieuniknionej ostateczności – bankructwa. Raz jeszcze
Stanisław Dąbrowski:
W razie bankructwa i ustąpienia dyrektora, aktorzy organizowali towarzystwo działowe spół-
dzielczo grając na swój dochód. Gdy tylko udawało się dojść do jakiejś możliwej finansowej
równowagi i zdobyć fundusz na podróż, rozjeżdżali się szukając nowych dyrekcji. Nigdy nie
mieli zaufania do takiej koleżeńskiej imprezy, zaczynały się bowiem nieporozumienia, kome-
raże, walki o prymat. (...) Pilnowano jednak skrupulatnie ściągania długów z aktorów. Czy-
tamy w dawnych dziennikach, jak zespoły opuszczające miasto, z zarządzenia władz, trzykrot-
nie ogłaszały swój wyjazd, aby kredytorzy mieli czas odzyskać swe należności. (...) Gdy
splajtowana trupa nie miała za co wyjechać z miasta, miejscowi amatorzy przychodzili cza-
sem z pomocą, dając przedstawienie na ten cel.
Przypomnijmy – mowa tu o zespołach dziewiętnasto– a nawet dwudziestowiecznych, a
przypomina się wiek XVI, kiedy to w Anglii wydano edykt głoszący, iż szermierze, niedź-
wiednicy, aktorzy i minstrele będą traktowani i karani jako włóczędzy, wagabundzi i próżnia-
cy. Czy zresztą może to dziwić, skoro w krótkim, choć wstrząsającym czechowowskim Port-
felu dochodzi do potrójnego morderstwa z powodu znalezionych pieniędzy, a wędrowny aktor
Smirnow tak przekonuje kolegę do swoich planów:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]