[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obcym przybyszem. Osiedliliśmy się tutaj wkrótce po przybyciu sir Karola, ale moje
arthur conan doyle Pies Baskerville'ów 27
upodobania przyrodnicze skłaniają mnie do ciągłych wędrówek, toteż poznałem każdą
niemal piędz ziemi. Sąóę, że nikt tutaj nie zna jej lepiej ode mnie.
Czy okolica jest tak trudna do poznania?
Baróo trudna. Wióisz pan, na przykład, tę rozległą równinę na północ, obra-
mowaną wzgórzami. Czy dostrzegasz pan co niezwykłego?
Wióę, że można by galopować po tej równinie.
Wielu już przypłaciło życiem taką chętkę. Czy wióisz pan zielone plamy, którymi
usiana jest ta płaszczyzna?
Są to zapewne kępki traw.
Stapleton roześmiał się.
To tak zwane Grimpen-Mirew , błota nieprzebyte. Jeden krok fałszywy, a śmierć
pewna. Nie dalej jak wczoraj wióiałem na własne oczy, jak zapadł w nie młody zrebak.
Pochłonęło go trzęsawisko. Niebezpiecznie jest zapuszczać się tutaj nawet wśród letniej
suszy, ale podczas jesiennych roztopów miejsce to jest cmentarzem, a jednak potrafię
przejść i wrócić bezpiecznie przez sam środek bagna. Wióisz pan?& znowu jakiś zrebiec
ugrzązł w błocie&
Istotnie spostrzegłem coś szamocącego się; po chwili wysunęła się długa szyja i rozległ
się okrzyk przerazliwy. Drgnąłem. Mój towarzysz był chłodniejszy ode mnie.
Już po nim! rzekł. Pochłonęło go bagno. Dwa zrebaki w dwa dni! Niebez-
piecznie zapuszczać się na te trzęsawiska.
Pan jednak przebywa je bez szwanku? wtrąciłem.
Tak; po długich wędrówkach znalazłem parę ścieżek bezpiecznych.
Co panu zależało na przebyciu tych błot?
Wiói pan te wzgórza w oddali? To jak wyspy, odcięte od świata. Rosną tam
rzadkie krzewy i ÊîuwajÄ… niezwykÅ‚e motyle. Warto siÄ™ truóić po takie okazy.
I ja spróbuję.
Spojrzał na mnie ze zóiwieniem.
Niechże pana Bóg strzeże od takich prób! Miałbym pańskie życie na sumieniu!
zawołał. Pan nie wróciłbyś z tej wycieczki. Mnie za drogowskaz służą rośliny.
Cóż to takiego?& zawołałem.
Z oddali doleciało jakby wycie. Niepodobna było zmiarkować, skąd płynie ten głos
okropny.
Stapleton spojrzał na mnie z zagadkowym wyrazem twarzy.
òiwne te bagna, prawda? rzekÅ‚ jakby z dumÄ….
Co to takiego? spytałem.
Włościanie powiadają, że to pies Baskerville'ów upomina się o zdobycz. Słyszałem
ten głos parę razy, ale nigdy jeszcze tak wyraznie, jak óisiaj.
Dokoła nie było widać żadnego żywego stworzenia.
Jesteś pan człowiekiem wykształconym. Wszak pan nie wierzysz w przesądy? Jakże
pan tłumaczy sobie te głosy? spytałem.
Stwardniałe błoto, pękając, wydaje czasem takie jęki odparł.
Nie, nie; to był głos żywego stworzenia.
Czyś pan kiedy słyszał wabienie błotnego ptaka, zwanego bąkiem?
Nie.
To okaz zaginiony już, ale przetrwał może tutaj. Wszystko możliwe na takich
bagnach. Nie zóiwiłbym się, gdyby ten głos był wabieniem ostatniego bąka w Europie.
Bądz co bądz, w życiu moim nie słyszałem podobnego dzwięku.
Tak, to pustkowie zawiera dużo óiwnych rzeczy. Spojrzyj pan na to wzgórze. Co
pan dostrzegasz?
Cały stok był usiany okrągłymi, foremnymi kamieniami.
Co to takiego? spytałem.
To sieóiby naszych czcigodnych przodków. Człowiek przedhistoryczny zaludniał
gęsto te bagna, a ponieważ od tych czasów nikt tu nie mieszkał, ich jaskinie pozostały
nietknięte. Wiói się tam łoża, stołki, misy&
Z jakiej epoki?
w ire (ang.) błoto.
arthur conan doyle Pies Baskerville'ów 28
Neolitycznej zapewne.
Cóż ci luóie robili?
Paśli trzody na stokach gór, osuszali bagna, wyrabiali broń i sprzęty z kamienia.
Tak, to bagno jest ciekawą kartą óiejową. Ale przepraszam pana&
Stapleton urwał nagle i podążył za jakimś rzadkim okazem motyla. Zcigał go zapa-
miętale, podskakiwał, kręcił się w kółko.
Ubawiony tym przyrodniczym i er e , postanowiłem czekać na rezultat pości-
gu. Wtem doleciał mnie znowu odgłos kroków. Obejrzałem się i zobaczyłem kobietę,
zdążającą ku mnie.
Szła od strony Marripit-House. Domyśliłem się od razu, że to jest miss Stapleton,
bom słyszał o jej niepospolitej uroóie. Jakoż nawet w stolicy taka piękność musiałaby
zwrócić uwagę, a olśniewała wprost na tym pustkowiu. Byłem tym baróiej zdumiony, że
miss Stapleton stanowiła zupełny kontrast ze swoim bratem. O ile on był blady, szczupły,
o tyle ona wspaniale rozwiniętą; o ile on niepozorny, o tyle ona wytworną. On miał wło-
sy i oczy szare, cerę wyblakłą, ona była brunetką tak silną, że podobnych nie widuje
się w Anglii. Miała rysy naówyczaj regularne, oczy ogniste, usta prześlicznie wykrojone
i cerę z gorącym rumieńcem. Wydawała się jakby cudownym, nadprzyroóonym zjawi-
skiem na tle ponurego krajobrazu. Oczy jej biegły niespokojnie za bratem, przyśpieszyła
kroku i zrównała się ze mną. Uchyliłem kapelusza i chciałem się przedstawić, lecz nie
dała mi dojść do słowa.
Wyjeżdżaj pan stąd!& szepnęła. Wracaj natychmiast do Londynu& .
Spojrzałem na nią ze zdumieniem. Oczy jej pałały, nóżka uderzała o ziemię.
Po co mam wracać? zagadnąłem.
Nie mogę panu tego wytłumaczyć odparła głosem przyciszonym ale na
miłość Boską, zastosuj się pan do mojej rady. Wyjedz pan stąd i nigdy tu nie wracaj.
Ależ ja zaledwie przyjechałem&
[ Pobierz całość w formacie PDF ]