[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Krótka jest ta uroczystość, pomyślał, obiecując kochać i szanować żonę, i niezłomnie
prowadzić ją przez zmienne koleje losu. Potem słuchał, jak Samantha obiecuje go kochać,
szanować i okazywać mu posłuszeństwo, i postanowił nigdy, przenigdy nie wymagać od
swojej ukochanej posłuszeństwa wbrew jej woli. Tak krótka była uroczystość, a przecież tak
brzemienna w skutki.
W ciągu kilku minut niewielu słowami na zawsze odmieniono dwa życia. Związano w
jeden dwa losy. Mężczyzny i kobiety. W jedno ciało i jedną duszę.
Zauważył, że dłoń księcia Bridgwater, podającego mu obrączkę, lekko drży. Jemu już
nie drżała. Wsunął na palec Samanthy widzialny symbol ich połączenia i miłości po wsze
czasy.
- Dając ci tę obrączkę, biorę cię za żonę...
 Bo miłuję cię z całego serca, najmilsza" - dopowiedział nie tylko ustami, lecz
również sercem i oczami.
I już było po wszystkim. Właśnie gdy zaczynało do niego docierać, że oto trwa
najważniejsze wydarzenie jego życia. Skończyło się.
- ...Ogłaszam tedy, że jesteście mężem i żoną... Samantha wciąż była blada. Patrzyła
mu w oczy pogodnie i z ufnością.
Pocałował ją w usta, króciutko, bardzo delikatnie. Rozległ się szmer zebranych, coś
jakby zbiorowe westchnienie, i uśmiechnął się do Samanthy. Tym razem mimika była mu
posłuszna. Uśmiechnął się do oblubienicy, do swojej żony. A ona odpowiedziała mu tym
samym.
Czasem szczęście bywa tak wielkie, że graniczy z cierpieniem. Odkrył to w dniu, gdy
Samantha przyjęła jego oświadczyny. Czasem jednak radość wylewa się z człowieka w takiej
obfitości, że niemożliwością wydaje się, jak mógł ją w sobie mieścić i nie być rozerwanym na
115
milion kawałków.
Trzeba było jeszcze podpisać się w rejestrze. A potem organy zagrzmiały
majestatycznym hymnem, Hartley zaś ułożył prawe ramię żony na swoim lewym i ruszył z
nią do wyjścia nawą, którą Samantha jeszcze niedawno szła w drugą stronę, wsparta na
ramieniu wuja. Kątem oka widział jej uśmiech i znów zarumienione policzki. Rozejrzał się z
uśmiechem po zebranym wytwornym towarzystwie. Niewielu z tych ludzi znał dobrze,
większość jednak poznał w ciągu ostatniego miesiąca. Była więc lady Brill z
zaczerwienionymi oczami i płaczliwym uśmiechem. I Gerson, puszczający do niego oko. I
Lionel z nieprzeniknioną miną.
Zatrzymali się na chodniku przed kościołem. Dzwięki organów nagle zostały za nimi,
dziwnie zwątlałe. W pewnym oddaleniu od czekających powozów stała grupka gapiów.
Goście mieli zaraz wysypać się z kościoła i stłoczyć wokół państwa młodych. Hartley
wyciągnął sztywne prawe ramię i delikatnie położył je na ramieniu Samanthy.
- Samantho Wade, markizo Carew - powiedział. Chciał być pierwszym człowiekiem
po księdzu, który wypowie ten tytuł. - Nie potrafię znalezć słów, żeby opisać, jaka jesteś
piękna.
- Och, mówisz tak, jakbym była wspaniała i majestatyczna - powiedziała bez tchu. - A
ty jesteś bardzo przystojny, Hartley.
Patrzy oczami miłości, pomyślał z zadowoleniem. Ich krótka chwila na osobności
dobiegła końca.
Sala balowa w domu markiza przy Stanhope Gate była obszerna. Mimo to wydawała
się zatłoczona. Stoły stały na całej jej długości, elita towarzyska Londynu zasiadła do nich, by
zjeść uroczyste śniadanie. Samantha, zajmująca miejsce obok męża, wciąż czuła się
oszołomiona. W tym samym stanie zbudziła się rano z niespokojnego snu. Teraz trudno jej
było uzmysłowić sobie, że już po wszystkim. Wzięła ślub. Hartley był jej mężem.
Przez cały poprzedni dzień czuła się chora z niezdecydowania. Chora całkiem
dosłownie. Trzy razy zwymiotowała i zauważyła, że ciotka dziwnie się jej przygląda, jakby
snuła jakieś domysły. Ale zródłem dolegliwości Samanthy były wyłącznie nerwy i ostatnie
wątpliwości. Czy wolno wychodzić za mąż z rozsądku... dla bezpieczeństwa? A jeśli życie
jednak przyniesie jej miłość? Nazajutrz będzie już za pózno, by się wycofać, nawet gdyby tak
się stało.
Ciotce Aggy powiedziała tylko o zdenerwowaniu. Musiała jej coś powiedzieć, bo
116
ciotka w końcu spytała ją wprost, czy przypadkiem nie jest przy nadziei.
- Bo gdybyś była... - Ciotka westchnęła. Po zapewnieniu, że nie ma takiej możliwości,
wydawała się niemal zawiedziona. - Gdybyś była, to nie musiałabym cię pouczać, czego
możesz się spodziewać po pierwszej małżeńskiej nocy. Nie chcę powiększać twoich lęków,
kochanie, ale lepiej być przygotowaną.
Po czym wygłosiła wykład, przed którym ostrzegała Samanthę Jenny. Samantha
zaczerwieniła się, słuchając obrazowego i całkiem beznamiętnego opisu procesu fizycznego.
Do pewnego stopnia opis ten był dla niej nowością. Częściowo jednak przez cały czas
znajdowała się gdzie indziej, nieustannie rozważała bowiem wątpliwości.
Przez ostatnie dwa tygodnie Lionel tańczył z nią dwa razy. Był blady, milkliwy,
bardzo poważny i naturalnie niewiarygodnie przystojny. Nie czynił już aluzji do jej zaręczyn.
W ogóle odzywał się niewiele. Za to jego niebieskie oczy były szalenie wymowne. A
Samantha tańcząc - jak zwykle z nim - walca, nie mogła oderwać od nich wzroku.
Ostatnio Lionel zachowywał się jednak honorowo, tak samo jak Francis, Jeremy, sir [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    Laurie King Mary Russel 01 The Beekeeper's Apprentice
    107. Baxter Mary Lynn Ĺťar zimy
    Baxter Mary Lynn Melisso, wroc
    Baxter Mary Lynn Plomien milosci
    058. Bowring Mary Jak mu pomĂłc
    Ostatni calus dla mamy Watson Casey
    Cooper James Ostatni Mohikanin
    298. Marinelli Carol Mozna miec wszystko
    Carrie Jones [Need Pxies 02] Captivate (pdf)
    SALLY WENTWORTH OrześÂ‚ czy reszka
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tutakeja.pev.pl