[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rzadko. Melissa wstawała o zwykłej porze, szła do
kuchni, gdzie poza pustym kubkiem w zlewie nie było
już żadnych śladów pana domu.
Następnego ranka po wypadku znalazła nagryz
moloną kartkę od Joshui, że otworzył specjalny
rachunek na prowadzenie domu, więc będzie mogła
z niego korzystać przy zakupie jedzenia i opłacaniu
innych koniecznych należności, na przykład za gim
nastykÄ™.
Usiadła wtedy przy stole, a na jej twarzy pojawił
się uśmiech. Nie tracąc czasu, sporządziła listę rzeczy
do zrobienia.
Od tej chwili bez przerwy coś robiła. Były to trzy
dni pełne zajęć, lecz pozbawione większych kłopotów.
Chociaż blizniaki jeszcze jej nie zaakceptowały, to
również nie przeciwstawiały się otwarcie.
Miała jedno osiągnięcie w związku z Sarą. Sprawdził
się czar z zębem. Sara była zachwycona wynikiem.
Wpadła do pokoju Melissy, wymachując pięcio-
dolarowym banknotem, który Joshua wsunął jej pod
poduszkę, kiedy się kąpała.
- Pani Banning, proszę spojrzeć, co się wyczarowało.
- Dlaczego nie nazywasz mnie Melissa? Mówienie
pani Banning" jest bardzo niewygodne.
- W porządku, Lisso - powiedziała, potrząsając
jedwabistymi lokami.
Na dzwięk skróconej wersji swojego imienia Melissa
mogła się tylko uśmiechnąć. Zresztą nawet dobrze to
brzmiało.
- Powiedz teraz, co masz zamiar zrobić z tymi
pieniędzmi? - zapytała w końcu Melissa.
- Schować przed bratem.
Melissa uśmiechnęła się i objęła dziecko. Potem
pomogła Sarze i Samowi wyprawić się do szkoły.
Okazało się, że nie czuje niechęci nawet wobec
czynności, których wcześniej się obawiała. Szukając
w szufladach i szafie odpowiednich ubrań, stwierdziła,
jak skąpe jest wyposażenie dzieci. Przyrzekła sobie,
że to naprawi.
Większość czasu spędzała jednak na sprzątaniu.
Brała się za każde pomieszczenie po kolei, począwszy
od kuchni. Cały czas coś jej przerywało.
Zadzwoniła Laurie i gadały przez co najmniej pół
godziny. Potem dodzwoniły się dwie przyjaciółki
z Houston i przekazały jej najnowszą porcję plotek.
Melissię wydawało się wcześniej, że będzie ciężko
żałować, słuchając drobiazgowych sprawozdań ze
szpitala. Było jednak inaczej. Poczuła wyrazną ulgę,
że jej tam nie ma.
Mimo tych przerw zdołała zrobić więcej, niż
wydawało jej się możliwe w tak krótkim czasię. Nie
tylko doprowadziła kuchnię do połysku, ale również
kupiła jedzenie i całkowicie zapełniła spiżarnię. Zapisała
Sama na piłkę nożną, a Sarę na gimnastykę i taniec.
Najważniejsze, że starała się spędzać czas z bliz
niakami, chociaż nie przychodziło jej to łatwo. Joshua
ukarał je za zachowanie przy stole; dzieci uważały, że
przez nią. Chcąc przełamać lody, Melissa zaplanowała
im popołudniowe zajęcia na wszystkie dni tygodnia i,
jak dotąd, była z wyników zadowolona.
Inaczej układały się sprawy z Joshuą. Powiedziała
sobie, że musi przestać o nim myśleć. Kiedy nie
mogła uniknąć spotkania, a zdarzało się to więczorami
i trwało krótko, bo Joshua zaraz zamykał się w gabi
necie, starała się, podobnie zresztą jak i on, żeby
kontakty wypadały rzeczowo i oficjalnie.
Mimo wysiłków, ciągle nawiedzały ją nieproszone
myśli. Joshua był w nich jak żywioł, pojawiający się
w najbardziej nieoczekiwanych chwilach, jak choćby
teraz, gdy w pomieszczeniu gospodarczym ładowała
ubrania do pralki.
Wcisnęła do zimnej wody ostatnią parę dżinsów
Joshui, zatrzasnęła drzwiczki urządzenia i westchnęła.
- Co się z tobą dzieje? - mruknęła pod nosem,
bardzo sobÄ… zaniepokojona.
I, zupełnie jakby zajęcie czymś rąk mogło odpędzić
myśli, zaczęła układać rzeczy na półce.
Nic z tego nie wyszło. Twarz Joshui jaśniała jej
przed oczami. Westchnęła jeszcze głębiej. Jakby
zachodziła między nimi reakcja chemiczna. Usiłowała
sobie powiedzieć, że nie ma to najmniejszego sensu.
Nie mogła zacząć myśleć na ten temat poważnie.
Niemniej jednak udawanie, że nic się nie dzieje,
również nie miało sensu. Czuła to za każdym razem,
kiedy na niego spoglądała.
Rozbudził ją. Tak naprawdę chodziło właśnie o to.
Dwa razy zdarzyło mu się jej dotknąć i dwa razy
wzniecił w jej ciele ogień. Sprawił, że znowu poczuła
swą kobiecość. Nie miała takiego doznania od lat
i myślała, że ono już nigdy nie wróci. Na tym właśnie
polegało niebezpieczeństwo.
Od czasu zdrady Martina i śmierci rodziny sądziła,
że wszelkie uczucia w niej zamarły, zostały pochowane
i nie zmartwychwstaną. Jak bardzo się myliła. Joshua
Malone, swymi niebieskimi oczami, zarozumiałym
uśmiechem i cudownym ciałem spowodował, iż miękła,
kiedy tylko stanął przy niej. Mimo pewności, że już
nigdy nie zdarzy mu się jej dotknąć, Melissa wiedziała,
że to wrażenie nie minie łatwo.
- Skończyłaś?
Gwałtownie obróciła się, a serce podskoczyło jej
do gardła.
- Ojej, prawie umarłam przez ciebie ze strachu.
Joshua ściągnął brwi.
- Przepraszam, myślałem, że słyszysz, jak wchodzę.
Ale oczywiście nie słyszałaś, prawda?
- Nie - odparła zdyszana, cała zajęta wpatrywaniem
siÄ™ w jego twarz i sylwetkÄ™.
- Przepraszam, nie miałem zamiaru cię przestraszyć.
- Przyszedłeś... wcześniej niż zwykle.
- Mhm.
Zmarszczyła brwi.
- Coś się stało?
- Czy musi coś się stać, żebym wcześniej skończył
pracÄ™?
- Nie, oczywiście, że nie - powiedziała sztywno
Melissa. - Po prostu...
- Nie mam takiego zwyczaju. Czy to chciałaś
powiedzieć?
- Tak - odparła, poruszając ramionami, zorien
towała się bowiem, że jest przygarbiona.
- Miałem ci właśnie powiedzieć, z czym przy
szedłem, kiedy skoczyłaś, jakby cię ktoś postrzelił.
Zawsze jesteÅ› taka nerwowa, czy to tylko na mojÄ…
cześć?
Melissa spiorunowała go wzrokiem.
- Może i tak, i tak.
Ku jej zdziwieniu, odrzucił głowę do tyłu i zaczął
się śmiać.
Czerwona z irytacji, odwróciła spojrzenie. Za żadne
skarby nie chciała, żeby zorientował się, jakie wrażenie
zrobił na niej ten śmiech. Nie chciała też, by zdał
sobie sprawę, iż nie może odwrócić uwagi od wytartych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]