[ Pobierz całość w formacie PDF ]
załatwić tę sprawę. W tej chwili nie mam nic, ale im szybciej wyjdę za mąż, tym szybciej
dostanę moje pieniądze. Więc na co czekać?
- A sukienka, fotografie, przyjęcie? To wszystko wymaga czasu. Nie wyobrażasz
sobie chyba, by na twoim ślubie nie było wuja i ciotki?
- W żadnym razie nie mogą tu się zjawić! Nie chcę im zawracać głowy. Nikomu
nie chcę zawracać głowy.
- Rozumiem. Tak się jednak składa, że mam babcię, rodziców, dwie siostry i brata,
którzy dostaną szału i obrażą się na mnie śmiertelnie, jeśli nie zaproszę ich na swój ślub.
- Co?! - Nie kryła przerażania. - Jeśli to ma być wielka ceremonia, to sprawa upa-
da. To może się odbyć tylko w tajemnicy.
- W tajemnicy? Nie bądź naiwna. Rodziny mają swoje sposoby, żeby dowiedzieć
się wszystkiego o najbliższych.
- Mieszkasz ze swoją rodziną? - spytała niespokojnie.
- Szczęśliwie nie. Mieszkam w Bronte Beach, a oni po drugiej stronie mostu.
Nie wiedział, jak rodzina zareagowałaby na wieść o tym, że z kimś się spotyka. Po
tym, co przeszli z Esther, nie powinien wiązać się już z nikim.
- Dlaczego? Nie lubisz ich?
- Przeciwnie, uwielbiam, ale wolę mieszkać oddzielnie. W przeciwnym wypadku
ich miłość by mnie zabiła.
- W takim razie czym się martwisz? - spytała nagle rozpogodzona. - Zresztą skąd
ten pomysł z kościołem i całą tą ślubną pompą? Przecież natychmiast się rozwiedziemy.
To byłoby świętokradztwo. - Popatrzyła na niego z naganą. - Na pewno można wziąć ci-
chy ślub cywilny, podpisać papier i mieć to z głowy.
- Zapewne tak. Sądziłem jednak, że wszystkie kobiety marzą o wystawnym ślubie
z całą tą otoczką.
Gdy spojrzała na niego, uzmysłowił sobie, że poruszył jakąś czułą nutę.
- Nie ja. - Pochyliła się nagle i odezwała zupełnie innym, chłodnym tonem. - Po-
słuchaj, jeśli masz jakieś obiekcje, zapomnij o całej sprawie. Coraz bardziej mi się wyda-
je, że to nie jest dobry pomysł.
- Uspokój się - usłyszał siebie. - Zrobię to.
- Och, naprawdę? - Nie kryła bezgranicznej ulgi. - Dzisiaj?
- Jeśli tylko zdążymy załatwić formalności. - Wzruszył ramionami. - Poproszę mo-
jego prawnika, żeby się tym zajął. Powinnaś dać mi swój paszport. - Bez słowa podała
mu nie tylko paszport, ale i resztę dokumentów. Sebastian wsunął je do kieszeni, po
czym ujął dłoń Ariadne. Była drobna, ciepła i lekko drżała. - Nie pożałujesz tej decyzji,
zapewniam.
- Oczywiście, że nie. Oboje mamy coś do zyskania.
Jej mała dłoń drżała w jego ręku jak schwytany w pułapkę motyl. Sebastian był co-
raz bardziej pewny, że nie mylił się co do niej. Pragnęła go. Było w niej skryte pożąda-
nie, a on sprawi, by wyszło na powierzchnię tej nocy.
Wstał zza stołu i spojrzał na zegarek. Powinien wracać do biura, choć Bóg jeden
wie, jak zdoła skoncentrować się na satelitach, skoro miał przed sobą w perspektywie
ślub. I noc poślubną.
- Zadzwonię do ciebie do hotelu, kiedy już wszystko zorganizuję.
- Może... - Zawahała się. - Może ja do ciebie zadzwonię.
- Dobrze. - Dał jej wizytówkę, po czym delikatnie dotknął policzka Ariadne. - Cie-
szę się, żeśmy się dogadali.
- Cóż... - Umknęła wzrokiem. - Przynajmniej wiemy, na czym stoimy.
Czyżby? Miał raczej wrażenie, że płynie w powietrzu. Za kilka godzin ożeni się, a
potem spędzi noc z Ariadne. Może to głupie, ale nie pamiętał już, kiedy ostatnio czuł się
taki ożywiony.
Taki pełen życia.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
W lobby hotelu Hyatt było tylu ludzi, że nikt nie zauważył, gdy Ariadne zdrzemnę-
ła się za rozłożonym magazynem. Jej pierwszą myślą po przebudzeniu było, że powinna
zadzwonić do Sebastiana. Wstała i ruszyła do telefonu.
Licencja była gotowa, wymagane dokumenty załatwione. Oznajmił, że przyjedzie
po nią przed piątą, ruszyła więc do damskiej toalety, żeby przebrać się w coś bardziej
stosownego.
Choć miała mnóstwo wątpliwości, postanowiła pójść za ciosem. Wiedziała, że Se-
bastian nie należy do mężczyzn, którzy zawahają się przed sięgnięciem po to, co mu się
należy. Jeśli jej zechce, zdobędzie ją, tego była pewna. Czy będzie się domagał, by z nim
spała, skoro ślub miał być tylko formalnością? Żałowała, że nie poruszyła z nim tego te-
matu.
Ubrała się w skromny, ale elegancki kostium, który kupiła z zamiarem włożenia go
podczas miesiąca miodowego po ślubie z Demetrim. Kremowy, wykończony koronką,
zdawał się doskonały na tę okazję. Spięła włosy w luźny kok i przewiązała błękitną
wstążką.
Kiedy Sebastian po nią przyjechał, na jego widok zaparło jej dech w piersiach.
Ubrany w jedwabną koszulę, trzyczęściowy czarny garnitur i biały krawat, prezentował
się oszałamiająco.
- Wyglądasz wspa... No, jak prawdziwy pan młody - oznajmiła z niekłamanym
uznaniem.
W jego oczach zapaliły się iskierki rozbawienia, ale kiedy się odezwał, głos
brzmiał poważnie: - Ty również wyglądasz zachwycająco. - Pocałował ją w policzek.
Taki zdawkowy całusek, lecz i tak poczuła dziwne ciepło.
Wziął jej torby i ruszył w stronę drzwi. Ariadne ruszyła za nim, nagle ogarnięta
wątpliwościami. W co ona się pakuje? Przecież zupełnie go nie zna...
Wsiedli do samochodu, przejechali kilka przecznic i stanęli przed sklepem jubilera.
- Wysiadamy tu?
- Musimy kupić obrączki. Chodź, czekają na nas.
Ariadne miała nadzieję, że jej nie rozpoznają.
Chciała podejść do ekspedientki, której nie było rano, ale podszedł do nich sam
właściciel. Przywitał się ciepło z Sebastianem i spojrzał na nią tak, jakby usiłował sobie
przypomnieć, gdzie już ją widział. Nawet jeśli ją skojarzył, nie zdradził się z tym, tylko
przystąpił do prezentacji obrączek. Sebastian przyglądał się im z wielką uwagą, nato-
miast ona była gotowa wybrać pierwszą lepszą, by jak najszybciej wyjść ze sklepu. W
końcu zdecydowali się na parę prostych, eleganckich obrączek z różowego złota.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]