[ Pobierz całość w formacie PDF ]
która tego dnia włoŜyła dŜinsy i róŜowy sweterek z krótkimi rękawami i zabawnymi, duŜymi
guzikami.
— A więc jedziemy nad ocean?
— Zgadłaś — rzekł Raz. — A gdzie jest to kocisko, którego nie chciałaś zamknąć w klatce
normalnych rozmiarów?
— Tam — odparła Sara, wskazując na krzaki.
- Zartujesz.
— On jest nieśmiały — oznajmiła Sara, unosząc podbródek.
Spojrzenie, którym Raz obrzucił doktor Grace, przeraziłoby kaŜdą inną kobietę, ale nie ją.
Sara odpowiedziała równie stanowczym wzrokiem. Tom tylko pokręcił głową, obserwując
ten pojedynek.
— Czemu nie przejdziemy na ganek i nie sprawdzimy, czy to nie zachęci pani kota do
wyjścia z krzaków? — zapytał.
Sara zamrugała powiekami, jakby nagle przypomniała sobie o istnieniu porucznika.
— Tak, oczywiście — odpowiedziała. — MoŜe napije się pan kawy? Zaraz będzie gotowa.
— Akurat! Nie mamy czasu — zawołał Raz, niechętnie spoglądając na wielkie tekturowe
pudło wystawione na ganek.
— PrzecieŜ obiecałam, Ŝe będę spakowana, gdy wrócisz. A to są rzeczy, które ze sobą
zabieram.
— Mogę zrozumieć, Ŝe wsadziłaś tu medyczne czasopisma, ale po co ci produkty
Ŝywnościowe i naczynia kuchenne? — Po kiwał głową z niedowierzaniem. — PrzecieŜ nie
wiozę cię na bezludną wyspę.
Sara weszła z Razem na ganek, a Tom trzymał się nieco z tyłu, wątpiąc, czy ci dwoje w ogóle
go zauwaŜają.
— Nie wierzę, Ŝe uda się tam dostać mąkę ryŜową albo pełnoziamistą, a juŜ z pewnością nie
tej jakości. Te produkty trzeba specjalnie zamawiać.
— BoŜe, włóczkę teŜ bierzesz?!
— To moja robótka na drutach. Muszę mieć jakieś zajęcie — rzekła Sara, rozkładając ręce.
— PrzecieŜ wyjeŜdŜamy na kilka
— Wygląda na to, Ŝe będziesz miał domowy chleb, Raz — wtrącił się porucznik w obawie, iŜ
brat zareaguje zbyt gwałtownie. — Chyba Ŝe będziesz niegrzeczny i dostaniesz figę z
makiem. A w ogóle przyszedłem tu z określonego powodu — dodał, zwracając się do Sary.
— Tak?
— Nie wiemy jeszcze, jak Jayiero ustalił pani dane, lecz musimy załoŜyć, Ŝe zdobył
informacje od kogoś ze szpitala.
— Na pewno się pan myli. Nikt z kolegów nie naraziłby mnie na niebezpieczeństwo.
Dlaczego miałby to robić?
— Ze strachu. Z poczucia winy. Z chęci zysku. Wielu ludzi kieruje się takimi motywami.
Wiem, Ŝe trudno pani w to uwierzyć, lecz Jayiero ma w szpitalu informatora. Dopóki nie
zawęzimy kręgu podejrzanych, muszę prosić, by nie kontaktowała się pani z nikim bez
mojego pośrednictwa.
— Dobrze — zgodziła się Sara, blednąc jeszcze bardziej.
— Jeśli ma pani jakąś rodzinę czy przyjaciół, proszę się nie martwić...
— Zostawię na automatycznej sekretarce wiadomość, Ŝe moja ciotka złamała nogę i
wyjechałam na kilka dni, by się nią zająć — obiecała Sara.
— PrzecieŜ twoja rodzina wie, Ŝe to nieprawda — zauwaŜył Raz.
— Nie mam nikogo poza ciotką, a ona nie będzie dzwoniła. Tylko kilku przyjaciół z
Connecticut moŜe chcieć się ze mną skontaktować. Rozumiem, Ŝe od czasu do czasu
pozwolicie mi zadzwonić i sprawdzić, czy ktoś się nie nagrał?
Raz zrobił taką minę, jakby chciał się z nią spierać, ale nie zdąŜył nic powiedzieć, bo
uprzedził go Tom.
— Nie powinno być z tym problemu — zapewnił. —0, widzę, Ŝe pani kot juŜ kończy posiłek
— dodał.
— Co? — zawołała Sara, oglądając się za siebie, by popatrzeć na wielkiego kota, który
właśnie wylizywał miseczkę i przyglądał się ludziom z nie skrywaną rezerwą. — Dzięki
Bogu! — Uśmiechnęła się radośnie, pokazując, jak wygląda, gdy czuje się szczęśliwa.
Jest całkiem niebrzydka, pomyślał porucznik. Potem zauwaŜył, w jaki sposób Raz patrzy na
tę kobietę, i odczuł niepokój. Co z tego wyniknie? Nieszczęście czy sukces? WaŜniejsze
wydawało się nie to, kim doktor Grace moŜe stać się dla jego brata, lecz to, jakie zamiary ma
wobec niej młodszy Rasmussin.
— JuŜ się bałam, Ŝe nigdy tego nie zje — przyznała z uśmiechem Sara. — Zaraz powinien się
uspokoić, bo dobrze odmierzy łam dawkę środka usypiającego, i będziemy mogli jechać.
Mac... — przerwała, rumieniąc. — Mac ma cięŜkie Ŝycie — oznajmiła wreszcie.
— Być moŜe, choć trudno w to uwierzyć, sądząc po jego tuszy. Wygląda jak niedźwiedź —
powiedział Raz.
— Proszę sprawdzić, czy zmieści się do klatki, a ja tymczasem porozmawiam z pani ochroną
— zasugerował Tom.
— Nie udźwigniesz tego kociska — stwierdził jego młodszy brat i gotów był ruszyć z
pomocą, lecz Sara powstrzymała go stanowczym gestem.
— Nie jestem taka słaba, choć kuleję. Dam sobie radę.
Raz zawahał się. Tom rozumiał jego wątpliwości. W końcu obaj zostali wychowani przez
tego samego człowieka. Ich ojciec uwaŜał, Ŝe prace dzielą się na męskie i kobiece. Te cięŜsze
winni wykonywać męŜczyźni. Jego synowie przez wiele lat pracowali w policji z silnymi
kobietami, a jednak ciągle pamiętali ojcowskie przykazania.
— Muszę z tobą pogadać — porucznik zwrócił się do brata, a ten zacisnął wargi i skinął
głową w milczeniu.
Sara, lekko utykając, zeszła z ganku. Tom nie wątpił, Ŝe poradzi sobie z kotem. Nie miał
jednak pewności, czy równie dobrze pójdzie jej z sierŜantem Rasmussinem.
— Gadaj, o co chodzi? Naprawdę Jayiero ma wtyczkę w szpitalu? — spytał Raz.
— Przesłuchaliśmy paru ćpunów, którzy zeznali, Ŝe jednym z źródeł dostaw narkotyków jest
szpital doktor Grace.
— Jakich narkotyków?
— Nic powaŜnego. Zdaje się, Ŝe ktoś wynosił wszystko, co mu wpadło w ręce — rzucił Tom,
wiedząc, iŜ nie musi wyjaśniać szczegółów związku tej afery ze sprawą Sary.
Jeśli ktoś sprzedawał gangowi narkotyki, Jayiero mógł go szantaŜować i w ten sposób zdobyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]