[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystkich stanic okręgu, było to zagadnienie pierwszorzędnej wagi. Linez, wymie-
niwszy listy z Mivenem, błyskawicznie dobił targu, po czym przyjechał do Toru uzgod-
nić szczegóły współdziałania. Zrobił to, a potem, zamiast od razu wyjechać, siedział
w twierdzy i psuł krew tym wszystkim, którzy szukali winnego patrząc na Ambege-
na. . . Magnat znał komendanta Erwy, ich żołnierze stykali się niejednokrotnie, niosąc
253
sobie pomoc dobrosąsiedzką. Osobiście oceniwszy sytuację w swych dobrach, Linez
mógł i chciał świadczyć na korzyść Ambegena bo, po pierwsze na własnej skórze
odczuł, co się dzieje pod zajętym przez obcą siłę niebem, po drugie zaś już parokrotnie
zaopatrywał w żywność zabiedzonych, głodnych legionistów z Erwy, przyjmując na-
wet kwity wojskowe, czego czynić nie musiał. Teraz swym znaczeniem i autorytetem,
z całą mocą potwierdzał każde słowo komendanta zaprzyjaznionej stanicy, aż wreszcie
oględnie dał do zrozumienia, że współpraca jego ludzi z Legią Armektańską w dużej
mierze zależy od tego, kto zostanie komendantem okręgu. Zaraz wyszło na jaw, komu
bardziej na tej współpracy zależy; pomijając kwestie czysto wojskowe, ostatnią rze-
czą, jakiej pragnął komendant Miven, było pokazać całemu cesarstwu, że pomimo całej
powagi sytuacji nie potrafi skorzystać z chętnie i darmo ofiarowanej pomocy. Ostatecz-
nie Linez miał do stracenia może szóstą (i to wcale nie najbardziej dochodową) część
wszystkich swoich dóbr podczas gdy dalsza kariera komendanta okręgów wschod-
nich całkowicie zależała od tego, jak potoczą się losy tej nieoczekiwanej wojny. Dziwne
dochodzenie zostało natychmiast przerwane. Dwa dni pózniej nadsetnik R.W.Ambegen,
254
mianowany komendant Wojskowego Okręgu Erwy, został wezwany do nadtysięcznika.
Poproszono też na rozmowę jego godność B.E.R.Lineza.
* * *
Twierdza Tor, w okresie Wielkiego Księstwa Riny i Rapy, stanowiła przeciwwagę
dla Rewinu, fortecy Królestwa Trzech Portów, w oparciu o którą podejmowane były
wyprawy poza graniczną rzekę Lawię (takie wyprawy czyniły zresztą obie walczące
strony). Zamek wzniesiono w oszczędnym armektańskim stylu, nie zapewniającym za-
łodze zbytnich wygód. Prywatne komnaty Mivena raziły surowością i nie były szcze-
gólnie obszerne. Ambegen jednak miał przed oczami wnętrza starych górskich twierdz
w Grombelardzie wilgotne, ciemne i zimne. Na tle tego nawet sławetne armektańskie
schody przestawały drażnić.
Właśnie: schody i stopnie. . . %7ładen dom armektański nie mógł obyć się bez nich;
najwyrazniej to samo dotyczyło twierdzy. Nie chodziło, rzecz jasna, o zwyczajne scho-
dy, wiodące dokądś, zbudowane w konkretnym celu, potrzebne. Chodziło o płaskie,
niewysokie stopnie, czasem dwa, czasem trzy lub cztery, w mieszkalnych komnatach
255
biegnące od ściany do ściany. Ambegen wiedział, lecz zapomniał, czemu to miało słu-
żyć i co właściwie oznaczało. Jedna z armektańskich tradycji, wiodących znikąd doni-
kąd no, akurat jak schody w komnatach. Człowiekowi nieprzywykłemu do armek-
tańskiej mody, te niskie stopnie-tarasy naprawdę potrafiły zatruć życie. Ambegen też
miał swoje przykre doświadczenia. . .
Wspominając stary ból stłuczonej kości ogonowej, poprzedzany przez legionistę
wszedł do komnaty, w której czekał komendant, zszedł ze stopnia, energicznie przemie-
rzył płaską, podejrzanie równą posadzkę pośrodku, wspiął się na drugi stopień i zro-
biwszy dwa kroki, znowu zszedł, stając przed Mivenem. Nadtysięcznik odprawił służ-
bowego legionistę, przez długą chwilę spoglądał na świeżo upieczonego komendanta
okręgu, po czym wskazał krzesło. Ambegen usiadł. Miał już na sobie nową, wycinaną
w kwadratowe zęby tunikę nadsetnika i naraz zle się w niej poczuł. . . Miven, wyjątko-
wo, nie nałożył wojskowej narzuty i przyjmował go w swoim prywatnym pokoju, bez
świadków. . . Spostrzegawczy Ambegen pomyślał, że to może nie być zwykła rozmowa
służbowa.
256
Jego godność Linez powiedział nadtysięcznik, jakby czytając w myślach
przyjdzie za chwilę. Do tego czasu chciałbym, panie, porozmawiać o. . . różnych spra-
wach. Chciałbym też, żeby to, co zaraz powiem, zostało między nami.
Wstał i przeszedł się po komnacie tak swobodnie, jakby uciążliwe stopnie wcale nie
istniały.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]