[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w Peru, na zupełnym odludziu, gdzie nawet komórki nie miały zasięgu.
Spróbowała jeszcze zadzwonić do dyrektora studia, ale ten miał akurat tydzień
urlopu. Przeznaczenie, pomyślała ponuro. Znikąd pomocy. Była zdana na siebie.
Mogła jeszcze zadzwonić na policję, ale jak miała znalezć tam kogoś, kto nie
naraziłby \ycia Rory'ego, wysyłając po niego oddział z bronią gotową do strzału? Nie
miała pojęcia, co robić.
Z cię\kim westchnieniem odło\yła słuchawkę. Wiedziała, \e nie uda jej się
zebrać sumy, jakiej Sam \ądał. Na koncie miała tysiąc dolarów, limit kart
kredytowych wyczerpany, bi\uterię zdą\yła ju\ zastawić. Nic jej nie zostało.
Była tylko jedna mo\liwość. Mogła zaproponować im siebie w zamian za
Rory'ego i powiedzieć Samowi, \e mo\e się układać o okup z wytwórnią filmową.
Gdyby dobrze to rozegrała, mo\e udałoby jej się przekonać porywaczy, \e jest dla
nich warta więcej ni\ chłopiec. Oczywiście, ona sama doskonale zdawała sobie
sprawę, \e studio za nią nie zapłaci, ale w ka\dym razie była to jakaś szansa, by ocalić
brata.
Znowu nalała sobie whisky i całą noc przesiedziała przy telefonie, czekając, a\
Sam zadzwoni. Nigdy by nie przypuszczała, \e dobrowolnie odda się w jego ręce.
Zbyt dobrze pamiętała strach i ból sprzed lat. Wiedziała, \e gdy Sam przekona się, \e
nie dostanie za nią okupu, wpadnie w furię. Jeśli będzie miała szczęście, to po
prostują zabije. Alternatywy wolała sobie nie wyobra\ać. Piła whisky i myślała o tym,
jak jej \ycie wyglądałoby teraz, gdyby nie uwiodła Casha, gdyby nie zaryzykowała
skoku, gdyby, gdyby, gdyby...
- Dasz radę - powiedziała w końcu na głos i wzniosła toast resztkami whisky. -
Za to, \ebym miała więcej szczęścia ni\ rozumu, i za szczęśliwy powrót z tarczą -
wymamrotała.
Gdy telefon w końcu zadzwonił, opanowanym głosem przedstawiła Samowi
swoją ofertę. Zastanawiał się przez chwilę, porozmawiał z kimś, a w końcu zgodził
się i podał jej adres.
- Wez taksówkę i nie dzwoń do nikogo - ostrzegł ją. - Mogę zabić chłopaka,
zanim ktokolwiek siÄ™ do mnie zbli\y. Rozumiesz?
- Rozumiem, skarbie - odrzekła z jawną drwiną.
- Nie trać czasu - dorzucił jeszcze i się rozłączył.
Przypomniała sobie szybko wszystkie chwyty samoobrony, jakie ćwiczyła, i
po namyśle wzięła ze sobą składany nó\, pamiątkę po ostatniej roli. Nie potrafiła go
właściwie u\ywać, ale miał długie, cienkie ostrze i pomyślała, \e jeśli nadarzy jej się
okazja, to Sam Stanton zapłaci za krzywdy, jakie wyrządził innym w ciągu swojego
\ycia. A Cash potem będzie mógł poczytać sobie o wszystkim w kolorowych
pisemkach, pomyślała zimno. I oby wyrzuty sumienia prześladowały go do końca
\ycia!
ROZDZIAA SIÓDMY
Na lotnisku Cash złapał taksówkę i kazał się zawiezć pod adres mieszkania
Tippy. Po jej rozpaczliwym telefonie nie chciał tracić czasu na jazdę samochodem z
Teksasu do Nowego Jorku. Nie miał pojęcia, co się stało, ale czul zimny,
nieprzyjemny ucisk w \ołądku, jakby jego ciało wyczuwało coś bardzo złego. Musiał
się przekonać, o co chodzi.
Odkąd do niego zadzwoniła, jej głos nie przestawał go prześladować, a\ w
końcu Cash złamał się i oddzwonił, by się upewnić, czy wszystko u niej w porządku.
Zadzwonił na domowy numer, ale to nie Tippy odebrała telefon. W słuchawce
odezwał się męski głos, szorstki i bardzo rzeczowy. Cash zapytał o Tippy.
Odpowiedzią było długie milczenie. W końcu zapytano go, czego chce. Cash poczuł,
\e krew zastyga mu w \yłach. Grzecznie wyjaśnił, \e chciałby rozmawiać z Tippy
Moore. Nastąpiła kolejna chwila milczenia, a potem usłyszał, \e Tippy nie mo\e
podejść do telefonu i \eby spróbował zadzwonić następnego dnia.
Cash długo nie wypuszczał z dłoni milczącej słuchawki. Coś złego stało się w
mieszkaniu Tippy. Obcy mę\czyzni odbierali telefony do niej. Policja. Cash był tego
pewien; doskonale znał ton, jakiego u\ywał tamten mę\czyzna, bo sam kiedyś,
pomagając rozwikłać kilka przypadków porwania, u\ywał identycznego tonu.
Wiedział, \e niczego się nie dowie przez telefon. Powiedział w pracy, \e musi
się zająć pilną sprawą rodzinną, wziął urlop, zostawił posterunek pod opieką Judda i
wsiadł do pierwszego samolotu lecącego do Nowego Jorku.
Nieustannie wracał myślami do rozmowy z Tippy. Policjanci w jej mieszkaniu
czekali na kogoś lub na coś. Przypomniał sobie o matce Tippy, ojcu Rory'ego i ich
grozbach. Czy\by porwali chłopca? To by wyjaśniało histeryczny ton Tippy.
Zadzwoniła do niego, szukając pomocy, a on wyłączył telefon. Jeśli cokolwiek się
stało jej albo chłopcu, to do końca \ycia sobie tego nie daruje. Tylko \e jeśli Rory
został porwany, to dlaczego Tippy sama nie odbierała telefonów?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]