[ Pobierz całość w formacie PDF ]
płynu.
Warren otworzył szufladę pod blatem stołu i wyjął z niej coś, czego Paul nie mógł
dostrzec, bo widok zasłaniało mu ciało Nekromanty. Ten zaś zamknął schowek i wrócił do
rozmówcy, niosąc starą muszlę, wypolerowaną przez częste dotykanie.
Położył muszlę na bocznym stoliku, metr od fotela, na którym siedział Paul.
- Jak to działa? - spytał Paul, z ciekawością przyglądając się muszli.
- Na mnie - odparł Warren - na wiele sposobów. Ta informacja na nic się panu nie przyda,
no, chyba że Powiem, iż muszla jest wrażliwa na działanie Sił Alternatywnych. Sprawdzmy, czy
ta pańska arogancja może coś z nią zdziałać.
Paul zmarszczył brwi i spojrzał na muszlę. Przez moment sytuacja wydawała mu się po
prostu zabawna. I nagle stało się, jakby przeszyła go igła jasności. Gdzieś, głęboko wewnątrz
siebie, poczuł niesamowite wrażenie, jakby zabrzmiał tam niski, donośny głos dzwonu. A potem
doznał zawrotu głowy. Nawał wspomnień dawno i nie wiadomo już kiedy zapomnianych, ruszył
do szturmu na drzwi od piwnicy pamięci, by wyrwać się na wolność.
Muszla drgnęła i zmieniła położenie, dotykając teraz blatu stolika niezgodnie z prawami
równowagi. Z odległego okna strzelił jasny promień światła, a zza drzwi sąsiedniego pokoju
dobiegły ciche, łagodne dzwięki muzyki. I muszla przemówiła przenikliwym, choć cichym
głosem:
Z ciemności większej do światła nikłego. A potem znowu ku ciemności dąży...
Aomot do zamkniętych drzwi w umyśle Paula rozpłynął się w ciszę. Muszla straciła
równowagę i upadła z łoskotem na bok. Siedzący naprzeciw Paula Warren zaczerpnął głęboko
tchu, wstał i podniósł muszlę.
- Może to u pana wrodzone - mruknął.
- Wrodzone? - Paul spojrzał na niego pytająco.
- W dziedzinie Sił Alternatywnych istnieją pewne zdolności, które mogą przypaść w
udziale tym, co nie wiedzą nic o prawdziwej naturze tych Sił. Na przykład czytanie w myślach.
Albo natchnienie artystyczne.
- Ach tak? - zainteresował się Paul. - A w czym upatruje pan różnicę pomiędzy tymi
ludzmi a wami, znawcami Sił Alternatywnych?
- To bardzo proste - odparł Warren. Ton jego głosu, a także sposób, w jaki trzymał muszlę
i mierzył Paula wzrokiem, mówiły jednak co innego. - W przypadku owych ludzi, ich zdolności
przejawiają się spontanicznie i nie zawsze wtedy, gdy trzeba z nich skorzystać. Natomiast nas nie
zawodzą nigdy.
- Na przykład czytanie myśli?
- Jestem Nekromantą - wyjaśnił zwięzle Warren. - Nie Jasnowidzem. Posłużyłem się
zresztą określeniem powszechnie znanym. Mówiono mi, iż myśli się nie czyta, a raczej
doświadcza.
- Kiedy ktoś wdziera się do umysłu drugiej osoby, traci własny punkt widzenia?
- Owszem - odparł Warren. - Ale wracając do pana, te zdolności są u pana wrodzone -
zaniósł muszlę z powrotem do pracowni i schował ją. Potem odwrócił się i przemówił z miejsca,
w którym stał.
- Coś w panu jest. To może być coś cennego, a może i nie. Zgadzam się jednak wziąć
pana na próbę. Jeśli po jakimś czasie dojdę do wniosku, że zapowiada się pan obiecująco,
zostanie pan przyjęty w poczet pełnoprawnych członków Gildii w stopniu czeladnika. Jeśli tak
się stanie, zażąda się od pana, aby przekazał pan cały swój osobisty majątek i ewentualne
przyszłe dochody do dyspozycji Gildii. Jeśli jednak do tego dojdzie, nie będzie pan musiał
martwić się o sprawy materialne - usta Warrena drgnęły lekko. - Zatroszczy się o pana Gildia.
Niech pan uczy się i studiuje, a któregoś dnia będzie pan mógł odtworzyć swe ramię.
Paul wstał.
- Gwarantuje to pan? - spytał.
- Oczywiście - padła odpowiedz. Warren nie drgnął nawet patrząc na Paula nieruchomym
wzrokiem.
Rozdział 6
Przeciskając się jednoosobowym pojazdem przez wielopoziomowy labirynt ulic i
budynków Kompleksu Chicago, Paul oparł głowę o poduszkę siedzenia i zamknął oczy.
Był wyczerpany, a wyczerpanie to, jak podejrzewał, zrodziło się z czegoś więcej, niż
tylko z fizycznego wysiłku. Gdy pojął naiwność i śmieszność podejścia psychiatrów do jego
problemu, odczuł zmęczenie jak po całym dniu ciężkiej pracy. Wyczerpało go również
doświadczenie z muszlą.
Zmęczeniu mógł jednak zaradzić wypoczynek. Teraz ważniejsze od snu były dwie inne
sprawy. Pierwsza z nich to wyrazne uświadomienie sobie, iż zbyt wiele przytrafiało się jemu
samemu albo działo się wokół niego, aby złożyć to wszystko na karb przypadku. Ale jeśli
odrzucić wyjaśnienie dr Williams, iż podświadomie dążył do samozniszczenia, to jedynym
racjonalnym wyjaśnieniem pozostawał przypadek.
Drugim problemem był fakt, że ten Nekromanta, Warren, nazwał go arogantem.
Zaniepokojonego tym Paula najbardziej zaskoczył fakt, iż taki niepokój był dlań
[ Pobierz całość w formacie PDF ]