[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szukać spodni.
79
Nie miałem ochoty dawać za wygraną, chociaż i we mnie pomysł kąpieli bu-
dził zastrzeżenia: a jeśli będą ostre kamienie albo wodorosty? Postanowiłem pójść
na kompromis. Stanę na brzegu i trochę się ochłapie. Wziąłem więc ręcznik, wy-
pełzłem na brzeg i wszedłem na gałąz drzewa, która schodziła głęboko do wody.
Było siarczyście zimno. Wiatr wiał ostry jak brzytwa. Pomyślałem, że mimo
wszystko się nie ochłapie. Wrócę na łódkę i włożę ubranie. Już się okręciłem,
gdy ta przeklęta gałąz puściła pode mną i razem z ręcznikiem wpadłem do wody
z potężnym pluskiem. Zanim się zorientowałem w sytuacji, byłem już na środku
Tamizy, z galonem wody w brzuchu.
 Ja cię kręcę! Jerome dał nura!  usłyszałem głos Harrisa, gdy ostatkiem
tchu wypłynąłem na powierzchnię.  Nie sądziłem, że starczy mu ikry, a ty?
 I jak tam?  zawołał George.
 Cudownie  wybulgotałem w odpowiedzi.  Frajerzy jesteście, żeście nie
weszli. Za nic w świecie bym sobie tego nie odmówił. Może jeszcze spróbujecie?
Wystarczy odrobina silnej woli.
Nie zdołałem ich jednak przekonać.
Przy ubieraniu wydarzyła się dość zabawna rzecz. Było mi bardzo zimno, gdy
wróciłem na łódkę i spiesząc się, by włożyć koszulę, niechcący wyrzuciłem ją za
burtę. Dostałem ataku wściekłości, zwłaszcza że George wybuchnął śmiechem.
Nie widziałem w tym nic śmiesznego, o czym nie omieszkałem poinformować
George a, a on zaczął się śmiać jeszcze głośniej. Nigdy jeszcze nie widziałem
takich paroksyzmów śmiechu. W końcu straciłem do niego cierpliwość i zwróci-
łem mu uwagę, jaki z niego debilny, niedorozwinięty umysłowo kretyn o kurzym
móżdżku, lecz on zarżał jeszcze głośniej. Wtem, gdy w końcu wyłowiłem koszu-
lę z wody, zauważyłem, że to nie moja koszula, lecz George a  musiałem się
w pośpiechu pomylić. Nareszcie i do mnie dotarł cały komizm sytuacji i z kolei ja
zacząłem się śmiać. Im częściej przerzucałem wzrok z mokrej koszuli George a
na jej ryczącego ze śmiechu właściciela, tym bardziej byłem ubawiony. Targał
mną tak spazmatyczny śmiech, że znów upuściłem koszulę do rzeki.
 Nnnie. . . wyłłłowisz?  wybełkotał George w przerwach między gulgota-
mi śmiechu.
Przez jakiś czas nie byłem w stanie mu odpowiedzieć, lecz w końcu zdołałem
wtrącić między me czkania:
 To. . . nie moja koszula, tylko. . . twoja!
Nigdy w życiu nie widziałem, żeby radość tak szybko ustąpiła z czyjejś twa-
rzy.
 Co!  wrzasnął, skacząc na nogi.  Ty durny matole! Może byś tak uwa-
żał, co robisz! Czemu się, do licha, nie pójdziesz ubierać na brzeg? Ciebie nie
można wpuścić na łódkę. Dawaj bosak.
Spróbowałem go uczulić na aspekt komiczny zagadnienia, lecz na próżno.
Subtelniejsze dowcipy w ogóle do niego nie docierają. . .
80
Harris zaproponował, żebyśmy zjedli na śniadanie jajecznicę. Powiedział, że
sam ją usmaży. Z jego słów wynikało, że jest w tym bardzo dobry. Często smażył
jajecznicę na piknikach i rejsach żeglarskich. Zyskał tym sobie znaczny rozgłos
i był wprost rozchwytywany. Jak wywnioskowaliśmy z monologu Harrisa, ludzie,
którzy raz zakosztowali jego jajecznicy, nie potrafili przełknąć żadnych innych
pokarmów, a odcięci od jej zródła, marnieli w oczach i umierali.
Zlinka nam ciekła, gdy słuchaliśmy jego opowieści, więc czym prędzej podali-
śmy mu maszynkę, patelnię i wszystkie jajka, które nie stłukły się w koszyku i nie
upaprały reszty zawartości. Błagaliśmy go, by natychmiast przystąpił do dzieła.
Miał pewien problem z rozbijaniem jajek  a może nie tyle z rozbijaniem,
bo to dla niego fraszka, ile z umieszczaniem ich na patelni, bo wyraznie wolały
ulokować się na jego spodniach i w rękawie. W końcu jednak wbił jakieś pół
tuzina na patelnię, po czym przykucnął koło kuchenki i zabełtał je widelcem.
Na ile mogliśmy to z George em ocenić, była to mordercza praca. Każde po-
dejście do patelni kończyło się poparzeniem, w związku z czym Harris rzucał
wszystko, podrygiwał, trzepał palcami i klął jak furiat. Właściwie za każdym ra-
zem, gdy George i ja zerknęliśmy w jego stronę, odprawiał ten rytuał. Z początku
sądziliśmy, że to należy do niezbędnych zabiegów kulinarnych.
Zapomnieliśmy już, że chodzi o jajecznicę i uznaliśmy, że to jakaś potrawa
Indian lub wyspiarzy z mórz południowych, która wymaga tańców i magicznych
zaklęć, żeby się udała. Montmorency podszedł raz wsadzić nos do patelni i zo-
stał opryskany gorącym tłuszczem, skutkiem czego on też zaczął pląsać i złorze-
czyć. W sumie było to jedno z najbardziej fascynujących widowisk, jakich byłem
świadkiem. George i ja bardzo żałowaliśmy, że się tak szybko skończyło.
Rezultat w bardzo małym stopniu odpowiadał przewidywaniom Harrisa.
Z wielkiej chmury mały deszcz. Na patelnię poszło sześć jajek, a wyszła z te-
go raptem łyżeczka spalonej i nieapetycznej mamałygi.
Harris powiedział, że to wina patelni. Wykazałby się lepiej, gdybyśmy mieli
kociołek rybacki i kuchenkę gazową. Postanowiliśmy zrezygnować z jajecznicy,
dopóki nie zdobędziemy tych przyborów kuchennych.
Słońce rozprażyło się, nim skończyliśmy śniadanie, wiatr zaś ucichł, poranek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    Kościuszko Robert Wojownik Trzech Czasów 1 Elezar
    Jerome Bigge Warlady 2 2565 Book 2
    Jerome_K._Jerome_ _Trzech_panów_w_łódce
    śąeromski Stefan Dzienniki t 4
    Burroughs, Edgar Rice Tarzan The Lost Adventure
    Laumer, Keith Retief 7 Retief of the CDT
    088. Danton Sheila Wrócimy do Alberty we dwoje
    Andrea Laurence Seks, milosc i sekrety
    Jacquemard Serge Harry Schulz 01 Zacz晜‚o sić™ w Dallas
    Fromm Ucieczka od wolnośÂ›ci
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • montekonrad.xlx.pl