[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przesłuchać, albo mieli nakaz aresztowania. Tak czy owak będzie się musiał ukrywać przed
większą ilością osobników niż sam Dolph Remdale, a jeżeli nie uda mu się sprawy dziś
sfinalizować, to skończy w więzieniu Old Bailey.
Gdybyś miał choć trochę rozumu, to popłynąłbyś na Wschód, Jacku, i to bez zwłoki.
Zdajże sobie sprawę, człowieku, że tę rozgrywkę przegrałeś. A skoro grałeś o takie stawki,
jak masz zwyczaj grać, to przegrałeś wszystko.
Jack poczuł się rozbawiony, chociaż prawdopodobnie Price miał rację; uśmiechnął się
szeroko i klepnął przyjaciela po ramieniu.
Zdumiewa mnie to, do jakiego stopnia we mnie wierzysz, mój drogi. Ale nie próbuj jeszcze
odbierać wygranej. Ja jeszcze nie skończyłem.
Price popatrzył na niego.
Przede mną nie musisz udawać, Jacku. Wynoś się tylko z Londynu, zanim cię zamkną.
215
Tego nie mogę zrobić. Jack zawahał się; zastanawiał się, ile może powiedzieć Price'owi.
Jak dotąd przyjaciel okazał się lojalny bardziej lojalny, niż się Jack spodziewał ale
stawką nie była tu tylko jego własna wolność czy jego własna reputacja.
Może powinieneś się ulotnić na dzień czy dwa. Nie mówię, że aż do Chin, ale Sussex
mógłby być wskazany. Co ty masz zamiar osiągnąć? nalegał Price, patrząc na niego
badawczo.
Jack widział po twarzy przyjaciela, że ten się zastanawia, czy markiz rzeczywiście zabił
Wenforda, czy nie. Przynajmniej nie miał jeszcze pewności, czym różnił się od reszty ich
znajomych. Wzruszył ramionami, usiłując zbagatelizować sprawę.
Sprawiedliwość chyba. Albo przynajmniej zemstę.
Jacku, masz zle w głowie, no ale ja zawsze powtarzałem, że tak jest. Price zasalutował
mu zawadiacko. %7łyczę szczęścia, będę się czaił w pobliżu. Nie chciałbym, żeby mi coś
umknęło. Zawrócił i swobodnym krokiem odszedł ulicą w kierunku swojego domu.
Jack poruszył się niecierpliwie. Zwykle wyzwanie go cieszyło, ale tym razem sytuacja robiła
się groteskowa. Popatrzył na ulicę i poczuł nagłe, szarpiące podejrzenie. Jego wysokość
zatrzymał się w tym sklepie na bardzo długo. Ostrożnie się rozejrzał, oderwał się od ściany i
powędrował w kierunku Stantona. Zatrzymał się w drzwiach, zajrzał do stosunkowo
ciemnego wnętrza, a potem z poirytowanym westchnieniem wszedł do środka. To był mały
sklepik... a Dolpha w nim nie było.
Gdzie Wenford? warknął do wzburzonego ekspedienta.
Prze... przepraszam, wielmożny panie?
Gdzie do jasnej cholery podział się Wenford? powtórzył Jack, obszedł ladę dookoła i
ruszył do sprzedawcy.
Nie widziałem go, wielmożny panie.
Jack odepchnął sprzedawcę i przeszedł na tyły sklepiku. Rozmawiając z Pricem nie
spuszczał z oka drzwi frontowych; tamtędy Dolph nie wyszedł. W pokoiku na tyłach
zatrzymał się i wbił wzrok w drzwi wychodzące na zaułek. Albo Dolphowi udało się zmienić
w szczura i wymknąć, albo wiedział, że jest śledzony i opuścił sklepik tylnymi drzwiami. Z
przekleństwem na ustach Dansbury przepchnął się przez drzwi na wąski, brudny zaułek. Z
każdą mijającą chwilą perspektywa Chin zaczynała mu się bardziej podobać. Zastanawiał
się, czy Lil będzie się tam dobrze czuła.
Nie sądzę, żeby o to właśnie chodziło Jackowi, kiedy prosił, byś pobyła ze mną szepnęła
Alison Hutton.
Powiedziałaś sama, że masz ochotę się przejść przypomniała jej Lilith. Wzięła Beatrice
za rączkę i we trzy przeszły przez ulicę, kierując się do ulubionego sklepu z sukniami. No i
poszłyśmy.
On chciał, żebyś była gdzieś, gdzie jest bezpiecznie, Lilith. A tu nie jest.
Ależ oczywiście, że jest, Alison. Poza tym Londyn jest taki duży. Jemu samemu może nie
udać się znalezć Dolpha. A w ten sposób szukają go trzy pary oczu. Westchnęła
poirytowana bezproduktywną rolą, która została jej narzucona. Nie jestem w stanie tak
216
bezczynnie siedzieć. Oszalałabym ze zmartwienia.
O mojego brata?
Oczywiście, że o twojego brata. Alison uśmiechnęła się.
To dobrze.
Mam taką nadzieję.
Wiesz, coś mi się zdaje, że w okolicy da się znalezć cztery pary oczu powiedziała Alison
z namysłem. Dziś rano ktoś przyszedł, zaczął walić w drzwi i Richard zniknął tuż po
śniadaniu. Oczy jej się zwęziły. I wcale nie wyglądał na zadowolonego tym, co się stało.
Lilith popatrzyła na nią dużo bardziej przerażona, niż uspokojona.
William mówił, że to właśnie Richard aresztuje Jacka, jeżeli zostanie podpisany nakaz.
Alison potrząsnęła głową, twarz miała zatroskaną.
Tego by nie zrobił. Mogą się ze sobą nie zgadzać, ale nigdy by tego nie zrobił.
Jesteś pewna?
Alison przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią.
Nie wiem powiedziała w końcu. Przez ostatnie kilka dni Richard i Jack naprawdę ze
sobą rozmawiali. A nie robili tego od pięciu lat. Ale nie wiem. Nie wiem.
Muszę go ostrzec. Lilith zawróciła, a Beatrice podniosła na nią oczy.
Czy pomagamy wujkowi Jackowi? zapytała. Lilith potrząsnęła głową.
Nie. To ja pomagam wujkowi Jackowi.
Lilith...
Lil spojrzała Alison w oczy.
A ty wracasz do domu. Alison westchnęła.
Jack mi głowę ukręci. Proszę cię, uważaj na siebie.
Będę uważała. Nie martw się. Powiedziała to głosem odważnym i stanowczym. Ale kiedy
się odwróciła i ruszyła ulicą, uświadomiła sobie, jaki wielki jest Londyn i jakie nikłe ma
szanse na znalezienie Jacka, zanim go znajdzie lord Hutton.
Wyszła zza rogu i zamarła. O kilka stóp od niej stał książę Wenford i patrzył na wystawę. Lil
zdusiła przekleństwo i dała nura za róg, niemal zderzając się z hrabią Manderleyem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]