[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czuła się samotna bez Louisa. Zaproponowałam jej spacer. Kiedy oddaliłyśmy się od domu,
wyciągnęłam broń. Właśnie ten rewolwer. Poznajesz go, Laurel?
- Tak. - Owszem, poznawała; leżał w gablocie w bibliotece. Dawno temu tym samym
rewolwerem inny Trulane wymierzył żonie karę.
- Wiedziałam, że muszę się tym posłużyć - ciągnęła Marion. - To było tak, jakby na
mnie czekał. Rozumiesz?
- Staram się.
- Biedna Laurel. Zawsze miałaś dobre serce. Dlatego wiedziałam, że przyjedziesz, jak
cię poproszę.
- Opowiadałaś o Charlesie... - Laurel poczuła, jak kolana jej dygoczą.
- A tak. Więc Charles nas zauważył. Zobaczył, jak prowadzę Elise pod bronią na
bagna. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo nawet nie miałam czasu go o to spytać. Wszystko
stało się tak szybko. Byłyśmy mniej więcej w tym miejscu, kiedy nas znalazł...
Rozejrzała się, sprawdzając, czy dobrze pamięta. Korzystając z okazji, Laurel
postąpiła krok w prawo. Marion uniosła broń wyżej.
- Ostrzegam cię, Laurel... Elise wpadła w szał. Pewnie wtedy zgubiła medalion. Co
miałam zrobić? Musiałam ją zabić. I nagle rzucił się na mnie Charles. Nie mogłam uwierzyć!
Mój własny brat! Rewolwer sam wystrzelił. I Charles zwalił się na ziemię.
W pierwszej chwili nie wiedziałam, jak się zachować. A potem wpadł mi do głowy
genialny pomysł. Byli kochankami, jak ta wcześniejsza para, która zginęła na bagnach.
Musiałam tylko napisać w imieniu Elise list do Louisa, że go nie kocha i wyjeżdża z
Charlesem. Tak było lepiej dla wszystkich. - Na moment zamilkła. - Zwłoki zaciągnęłam na
grzęzawisko.
- Boże...
- Spakowałam ich ubrania. Była niedziela, więc służba miała wolne. Na szczęście
przypomniałam sobie, żeby spakować również farby Charlesa. On nigdzie się bez nich nie
ruszał. Walizki też wrzuciłam do piachu. I po wszystkim. - Na jej twarzy odmalował się
wyraz zadumy.
- Louis strasznie cierpiał. Miał wyrzuty sumienia. No cóż... Dom znów należał do
mnie, Louis całymi dniami pracował, było tak jak dawniej. Tylko... tylko czasami słyszałam
ich głosy - dodała szeptem. - W nocy.
- Czyje? Charlesa i Elise?
- Budziły mnie. Wstawałam z łóżka, wychodziłam na zewnątrz, ale nigdy nikogo nie
widziałam. - Zerknęła za siebie, jakby spodziewała się, że zaraz ktoś się zjawi.
Postradała zmysły, pomyślała Laurel. Ale jak to możliwe, że nikt tego dotąd nie
zauważył? Parę miesięcy temu spotkały się na imprezie dobroczynnej: Marion z bukiecikiem
fiołków przypiętym do żakietu wyglądała przepięknie. A teraz celowała z rewolweru...
- I nagle Elise wróciła. Powiedziała, że ma na imię Anne i Louis jej uwierzył. Ale
mnie nie oszukała. Oczywiście nie mogłam się zdradzić, że znam prawdę.
- Więc znów ją zaciągnęłaś na bagna...
- Tym razem było trudniej. Louis prawie nie odstępował jej na krok, a ona sama nigdy
się na bagna nie zapuszczała. Tego wieczora Louis pracował do pózna. Elise siedziała z nim
w gabinecie, potem poszła do sypialni. Wiedziałam, że lepszej okazji nie będzie. Zakradłam
się do jej pokoju i przyłożyłam jej poduszkę do twarzy. Tym razem chciałam upozorować
nieszczęśliwy wypadek. Po chwili Elise straciła przytomność. Przytachałam ją tu.
Marion uśmiechnęła się rzewnie.
- Miałam przy sobie broń. Nie zamierzałam jej użyć, ale Elise o tym nie wiedziała.
Kiedy odzyskała przytomność, owładnął nią paniczny strach. Domyśliła się, że zginie po raz
drugi. Zaczęła błagać mnie o litość, ale pozostałam głucha na jej prośby. Kazałam jej wstać i
iść przed siebie. Uznałam, że najlepiej będzie, jak utopi się w rzece. Rzuciła się do ucieczki.
Pomyślałam: świetnie, niech się najpierw zmęczy. I nagle usłyszałam krzyk. Ukąsił ją wąż.
Po prostu los tak chciał. Sama wdepnęła w gniazdo. Trzeba było jedynie poczekać, żeby jad
podziałał. - Ponownie rozciągnęła wargi w uśmiechu, ale spojrzenie miała puste, bez wyrazu.
- Więcej Elise już nie wróci.
- Nie, więcej nie wróci - powiedziała cicho Laurel.
- Zawsze darzyłam cię sympatią. Gdybyś mnie posłuchała, nie doszłoby do tego...
Laurel zwilżyła usta. Modliła się, aby głos jej nie zadrżał.
- Marion, jeżeli mnie zastrzelisz, zostaniesz zabrana z Heritage Oak. Trafisz do
więzienia.
- Och, nie! - Siostra Louisa zacisnęła rękę na rewolwerze. - Nie zastrzelę... chyba że
będę zmuszona, a wtedy zrzucę winę na brata.
Laurel z trudem wciągnęła powietrze w płuca i z trudem je wypuściła. Nigdy nie
przypuszczała, że oddychanie może sprawiać tyle kłopotu.
- Sama z własnej woli nie wejdę do rzeki ani na grząski piach - oznajmiła.
- Wiem. Niełatwo cię zastraszyć - przyznała Marion. - Ale jest jedna rzecz, której... -
Postąpiła krok w stronę wysokiej trzciny. - Przyszłaś na bagna szukać kolejnych dowodów. I
podobnie jak Anne - Elise przydarzył ci się nieszczęśliwy wypadek. - Wyciągnęła schowany
w trzcinie wiklinowy kosz. - Te akurat są żywe.
Długim kijem uniosła pokrywę. Laurel zamarła z przerażenia. Ze ściśniętym gardłem
obserwowała, jak z kosza wysuwa się jeden podłużny kształt, potem drugi.
Odłożywszy broń, Marion ujęła kij oburącz.
- Zawsze się ich bałaś, prawda? Pamiętam, jak kiedyś zemdlałaś na widok małego
zaskrońca, a zaskrońce to niegrozne stworzenia... - Wsadziła kij do kosza; rozległ się syk. - W
przeciwieństwie do mokasynów.
Laurel miała ochotę zerwać się do ucieczki, krzyczeć, ale nie była w stanie wydobyć z
siebie głosu ani wykonać najmniejszego ruchu. Wolałaby zginąć od strzału!
- Możesz stać jak kołek, ale to i tak cię nie uchroni - rzekła Marion. - Wystarczy je
podrażnić. - Przysunąwszy kosz bliżej swej ofiary, ponownie wetknęła do środka kij.
Rozzłoszczony wąż zaatakował jego koniec. Marion roześmiała się wesoło.
Na dzwięk jej śmiechu Matta przebiegły ciarki. Po chwili jego oczom ukazała się
sparaliżowana strachem Laurel, a niecałe pół metra od niej syczące węże, które Marion wciąż
drażniła kijem. Chwyciwszy z ziemi rewolwer, Matt zmówił krótką modlitwę i strzelił.
- Nie! - krzyknęła Marion na widok martwego węża.
Odwróciła się; nawet nie poczuła, jak drugi wąż wbija zęby w jej łydkę. Matt
ponownie strzelił. Marion niczym zwierzę uciekające przed myśliwym rzuciła się pędem
przez trzcinę.
- Laurel! - Matt przytulił ją mocno do siebie. - Już dobrze, już po wszystkim... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    Roberts Alison Bunrownik z serca 02 Bohater mimo woli
    Kościuszko Robert Wojownik Trzech Czasów 1 Elezar
    M267. (Duo) Roberts Alison Samotny ojciec
    J. Robert King Anthology Realms of the Underdark
    83. Roberts Susanne Nieczułe serce
    Robert Haasler Zbrodnie w imieniu Chrystusa
    Jane Roberts Seth Anthology 1
    Jane Roberts parapsychiczne przebudzenie
    Roberts_Alison_ _Odwaga_na_pokaz
    Howard, Robert E Conan el Usurpador
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • montekonrad.xlx.pl