[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dziękuję.
Ja też tak uważam.
Zoe...
- Wiele razy zdarzało mi się kupować w HomeMakers.
Nasz lokalny sklep jest świetnie zaopatrzony i ma znakomitą obsługę.
- Miło słyszeć.
- Mam nadzieję, że nie planujesz w nim jakichś zasadniczych zmian, ale przydałaby się
trochę większa różnorodność, jeśli chodzi o towary sezonowe.
Wiesz, ziemia do kwiatów, łopaty do odśnieżania, meble ogrodowe.
Poczuł leciutkie drżenie warg.
- Już notuję w pamięci.
- A w soboty nie zaszkodziłoby trochę więcej kasjerek.
Zawsze tworzy się kolejka.
- Też zanotowałem.
- Zamierzam otworzyć własny interes, więc zwracam uwagę na tego typu rzeczy.
- Otwierasz własny salon?
- Tak - powiedziała z mocą, mimo że poczuła w żołądku skurcz.
- Zanim odebrałam wiadomość od Malory, że mam tu przyjechać, właśnie rozglądałam
się za jakimś lokalem.
225
Dlaczego ta Malory nie wraca?
Wyskoczyła jak oparzona, a teraz najwyrazniej przestało jej się spieszyć.
Nie wiedziała, o czym rozmawiać z mężczyzną, który mieszkał w takim domu i liczył się
w świecie wielkiego biznesu.
- WValley?
- Co?
Ach tak, w samym mieście.
Pasaż handlowy na obrzeżach nie wchodzi w rachubę.
Myślę, że dobra lokalizacja w centrum to podstawa.
Poza tym chciałabym być blisko domu, aby być łatwo osiągalna dla syna.
- Masz syna?
- Jego wzrok powędrował ku jej lewej ręce.
Obrączki nie było i Brad z trudem powstrzymał westchnienie ulgi.
Zoe zauważyła tylko to pośpieszne spojrzenie.
Zesztywniała, prostując ramiona.
- Tak.
Simon ma dziewięć lat.
- Przepraszam, że tyle mi to zajęło.
- Malory od wejścia zaczęła się usprawiedliwiać.
- Flynn przywiązał Moego do drzewa, z boku za domem.
Polewa go z węża, tak jakby to mogło cokolwiek pomóc.
Teraz zamiast być tylko niewiarygodnie śmierdzącym psem, Moe będzie niewiarygodnie
śmierdzącym mokrym psem.
Kazał cię zapytać, czy masz jakieś mydło albo szampon.
226
- Zaraz czegoś poszukam.
A ty rób swoje zdjęcia.
Malory wycelowała aparat i poczekała, aż umilknie odgłos kroków Brada.
- Porozmawiajmy o forsie - mruknęła do Zoe.
- Co?
- Bradley Charles Vaney IV .
Jedno jego spojrzenie i w kobiecie od razu burzą się hormony.
- Wygląd jest dziedziczny - prychnęła Zoe.
- Manier człowiek nabywa.
- To był dobry dzień dla genów, kiedy go robili.
- Malory opuściła aparat.
- Zdaje się, iż przeze mnie odniosłaś mylne wrażenie, że się nade mną znęcał.
To naprawdę nie było tak.
- Może było, może nie było.
Ale to arogancki snob.
Słysząc w głosie Zoe tyle zawziętości, Malory zamrugała powiekami.
- Na mnie nie sprawił takiego wrażenia.
Zresztą nie potrafię sobie wyobrazić, aby Flynn zaprzyjaznił się z kimś, kto byłby
snobem.
Czy arogancki - to kwestia dyskusji.
Zoe wzruszyła ramionami.
- Znam takie typki.
Bardziej im zależy na dobrym wyglądzie niż na dobrym zachowaniu.
A zresztą tu nie on, ale obraz jest ważny.
227
- Tak, obraz jest ważny.
I to, co powiedziałaś, że stanowi część cyklu.
Też tak uważam.
Z pewnością istnieje jeszcze jeden.
Muszę go odnalezć.
Coś w nich albo coś na ich temat doprowadzi nas do klucza.
Lepiej zacznę sprawdzać w książkach.
- Chcesz pomocy?
- Każda się przyda.
- Dobra, teraz wracam do domu.
Muszę jeszcze załatwić to i owo, a potem wpadnę do ciebie.
Kiedy Brad znalazł wreszcie szampon, usłyszał warkot odjeżdżającego samochodu.
Podszedł do okna i zaklął pod nosem, spoglądając na głowy Zoe i Malory, niknące na
podjezdzie.
Całkowicie skopał sprawę; takie było jego pierwsze wrażenie.
Zwykle nie uprzedzał się do kobiet na podstawie ich wyglądu.
Ale też widok kobiety zwykle nie działał na niego niczym cios twardej, spoconej pięści.
Jeśli wziąć na to poprawkę, może powinien sobie wybaczyć, że nie stanął na wysokości
zadania.
Zamiast zejść po schodach i pójść prosto na dwór, zawrócił do wielkiego salonu.
Stanął, wpatrując się w obraz, w taki sam sposób, w jaki to uczynił, kiedy po raz pierwszy
zobaczył go w domu aukcyjnym.
W taki sam sposób, w jaki przyglądał mu się nieskończenie wiele razy, odkąd go kupił.
Zapłaciłby za niego każdą cenę.
To, co powiedział Malory i Flynnowi, było prawdą.
228
Kupił obraz, bo było to dzieło piękne, monumentalne, porywające, bo zafascynowało go,
że jedna z postaci ma rysy jego przyjaciółki z dzieciństwa.
Ale to inna twarz na płótnie go olśniła.
Wystarczyło jedno spojrzenie na tę twarz - na twarz Zoe, i zakochał się bez pamięci.
Czy to uczucie nie było wystarczająco trudne, jeśli obiektem stała się kobieta będąca
tylko postacią na obrazie?
O ile bardziej beznadziejne i skomplikowane stawało się teraz, kiedy okazała się osobą z
krwi i kości.
Myślał o niej, porządkując dom, myślał o niej i pózniej, kiedy razem z Flynnem wspinali
się na mur otaczający Wzgórze Wojownika.
Otworzyli po piwie i przechylili butelki, podziwiając jednocześnie niesamowitą sylwetkę
budowli, odcinającą się od ciemnego nieba.
W oknach płonęły światła, ale kiedy popijali w milczeniu, nie dostrzegli żadnej postaci
przesuwającej się za szybami.
- Pewnie wiedzą, że tu jesteśmy - odezwał się Flynn po pewnym czasie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]