[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pan jest silny, bardzo silny. Proszę się ze mną siłować na rękę. Jeśli pan wygra,
sprzedam panu obrus po pana cenie. Jeśli ja wygram, to zapłaci pan taką cenę, jaka jest na
tabliczce zaproponował.
Tancredi się zgodził. Po pierwsze, zabawy siłowe były we krwi każdego Sycylijczyka, a
po drugie, chciał mi w ten sposób zaimponować. Sprzedawcy przynieśli stół, a któryś z nich
natychmiast zaczął przyjmować zakłady. Wszyscy w okolicy zamknęli swoje budy, żeby oglądać
pojedynek na rękę. Wokół przybywało ludzi. Tancredi ustawił mnie blisko siebie, zupełnie
jakbym to ja miała być nagrodą. Mój mąż i jego przeciwnik podciągnęli rękawy, ustawili łokcie
blisko siebie i zacisnęli dłonie gotowi do siłowania. Ich miny były zdecydowane i zacięte. Jakiś
starzec dał znak i walka się rozpoczęła. Dla mnie wyglądało to tak, jakby obydwaj mężczyzni
zamarli. Siedzieli naprzeciwko siebie i trzymali się za ręce. Tylko po napiętych żyłach na
skroniach można się było zorientować, że jest to dla nich ogromny wysiłek. Przy tym
muskularnym sprzedawcy Tancredi sprawiał wrażenie mizernego, dlatego handlarz myślał, że
pójdzie mu z nim bardzo łatwo, i był zaskoczony jego siłą. Szkoda, że nie wiedział, iż Tancredi
jako dziecko złamał sobie lewe ramię i po zrośnięciu regularnie je ćwiczył, więc ta ręka była
mocniejsza niż przed wypadkiem. Walka zapowiadała się na długą. Mężczyznom spływał po
twarzach pot. Zaciśnięte pięści raz przechylały się w jedną, raz w drugą stronę. Siłujący się Arab
w końcu chyba zdał sobie sprawę, że tym razem trudno mu będzie wygrać i sprzedać swój towar
po narzuconej przez siebie wysokiej cenie. Tracił nie tylko nadzieję na zwycięstwo, ale także siłę
do dalszej walki, bo z każdą chwilą Tancredi coraz mocniej przyciskał jego rękę, a ona coraz
niżej opadała, aż w końcu została powalona na stół. Podniósł się wrzask. Wszyscy gratulowali
zwycięzcy z obcego kraju wygranej i z uznaniem klepali go po plecach. Wygniecione banknoty
wędrowały z ręki do ręki. Sprzedawca obrusów był podobno czempionem w siłowaniu się na
rękę i do tej pory nikt go nie pokonał. Dlatego z wielkim trudem przyjął porażkę i podarował
Tancrediemu obrus. Zaraz po tym dostaliśmy kilkanaście propozycji pójścia na kawę od ludzi,
których nigdy wcześniej nie widzieliśmy.
Ten dzień dał mi do myślenia. Poznałam mojego męża od zupełnie innej strony. Do tej
pory wydawał mi się uzdolnionym rysownikiem, obeznanym w życiu młodym Sycylijczykiem,
którego ubóstwiała i potrzebowała rodzina. A w Kairze zobaczyłam w nim zaciekłego handlarza,
fanatyka swojej męskości, którą chciał okazywać na każdym kroku. Jednak byłam za bardzo
zakochana, by odpowiednio zinterpretować te niepokojące sygnały.
Przed powrotem do domu spędziliśmy jeszcze dwa dni na Krecie. W Grecji każdy czuł się
bardzo swobodnie, więc jak wszystkie turystki całymi dniami chodziłam w kostiumie
kąpielowym. Na szerokiej plaży pojawiało się wielu skąpo ubranych mężczyzn. Mogło się
zdarzyć, że zamieniłam słowo z którymś z nich, ale to nie miało żadnego znaczenia. Mimo
wszystko nasza wieczorna rozmowa dotyczyła właśnie tego tematu.
On jest biznesmenem ze Sztokholmu, prawda? zapytał nagle Tancredi.
Kto?
Ten blondyn.
Blondyn?... A no tak. Już wiem, o kogo ci chodzi.
Rozmawiałaś z nim powiedział stanowczo.
To była taka nic nieznacząca pogawędka stwierdziłam zgodnie z prawdą.
O czym? dociekał.
Tylko parę zdań.
Mianowicie?
Pytał, skąd pochodzę.
Powiedziałaś, że jesteś tu ze swoim mężem? zapytał i spojrzał na mnie badawczo.
Mówię ci, że tylko parę sekund... próbowałam mu wytłumaczyć, zanim mi przerwał.
Mógł więc pomyśleć, że jesteś sama oznajmił.
Naturalnie, że nie. Przecież widział, że jestem tutaj z tobą.
Czyli już wcześniej go tu widziałaś? Siedzi tam, prawda?
Ze swoją żoną.
Podobają ci się mężczyzni o jasnej karnacji?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam odpowiedziałam zdziwiona.
Tak mi się wydaje.
Ukryłam się za kartą dań i zapytałam:
Zamówimy coś?
Rozmawialiście po angielsku? drążył temat Tancredi.
No tak, naturalnie.
Dlaczego to jest takie naturalne?
Wlepił we mnie wzrok.
Bo nie znam szwedzkiego odpowiedziałam zaczepnie.
Co ci opowiadał o sobie?
I tak mógł mnie przepytywać bez końca. Ale ja znowu zlekceważyłam to jego
niepokojące zachowanie. Nie wiedziałam, że dla Tancrediego nie istniało coś takiego jak
zaufanie. W swojej wyobrazni nieustannie widział mnie z innymi mężczyznami i miał obsesję na
punkcie niewierności. Nie wiem, skąd u niego brała się ta potworna zazdrość. Według niego
byłam niewierna w myślach, gestach i czynach. Mimo że znał dobrze mój charakter i nigdy nie
dałam mu okazji do podejrzliwości, on mi nie ufał. Nie rozumiałam, dlaczego mężczyzna, który
tak dobrze wyglądał i przez całe życie był adorowany przez wiele kobiet, nie wierzył w siebie. W
chwili zazdrości zmieniał się również fizycznie czarujące oczy nagle robiły się malutkie i
świdrujące, a poza tym miał lekceważącą minę. Jego zazwyczaj ciepły głos przybierał szorstką
barwę. Wieczór wypominania przeważnie kończył się milczeniem, cichym pójściem do pokoju,
szybkim rozebraniem się i odwróceniem się do siebie plecami. Gdy starałam się jakoś go
udobruchać, odbierał to jako wyraz moich wyrzutów sumienia i jeszcze bardziej był przekonany,
że jego podejrzenia nie były bezpodstawne.
Następnego dnia budził się w dobrym humorze, jakby wymazywał z pamięci
wspomnienia z poprzedniego wieczoru, i znowu zachowywał się normalnie. Jednak, gdy przed
południem szłam na plażę, a Szwed wyciągał rękę na powitanie, chowałam się w zatoczce
skalnej. Oczywiście po chwili tego żałowałam, bo tam Tancredi nie mógł mnie widzieć.
Cały czas naiwnie myślałam, że po powrocie do Rzymu będzie lepiej i Tancredi znów
stanie się tym samym mężczyzną, którego pokochałam. Pracowaliśmy w tym samym miejscu, ja
gotowałam, wieczorem razem siedzieliśmy na balkonie i byliśmy spokojnym małżeństwem.
Wreszcie skończył się ten wyjątkowy okres, kiedy to braliśmy ślub, obchodziliśmy miesiąc
miodowy czy gościliśmy teściów. Miałam nadzieję, że w codziennym i zwyczajnym życiu mój
mąż będzie spokojniejszy i pewny tego, że nie ma się czego obawiać.
Rozdział trzynasty
Czas po ślubie, który spędziliśmy w Rzymie, był najpiękniejszy w moim życiu. Nie tylko
dlatego, że byłam zakochana w swoim mężu, ale również dlatego, że wiodło mi się w życiu
zawodowym, a to wszystko dawało mi pewność siebie. Film L ultimo bacio wszedł do kin i
spodobał się widzom. Udowodniłam sobie i innym, że mogę pracować sama i być za wszystko
odpowiedzialna. Poza tym potrafiłam to robić przy ograniczonych środkach finansowych.
Dlatego zaangażowano mnie do kolejnego filmu.
Poszukiwanie mieszkania okazało się trudniejsze, niż sądziliśmy. Podobał nam się
apartament przy rzece, ale ściany były pokryte grzybem. W Appia Antica upatrzyliśmy sobie
piętro w pięknej willi. Jednak wyszło na jaw, że mężczyzna podający się za właściciela był tylko
jednym ze skłóconych spadkobierców. Poza tym wiele okazji ktoś sprzątnął nam sprzed nosa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]