[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niedowierzaniem.
Ty, człowieku? Odniesiesz ten kamień na stare miejsce?
Zobaczymy odparł młody barbarzyńca i pochylił się nad większą kulą.
Dwa do jednego, że nie podniesie! zawołał szybko Aberius. Trzy do jednego!
Bandyci taksowali wzrokiem szeroką pierś i mocne ramiona barbarzyńcy. Interes Aberiusa
szedł dalej.
Conan ukląkł i złapał kamień w najszerszym miejscu. Splatając palce, poczuł na sobie
ponure spojrzenie Sithy.
Zaklął siarczyście i powoli oderwał głaz od podłoża. Mięśnie grały na jego plecach, bicepsy
napięły się do granic wytrzymałości. Podniósł się, z oczami wlepionymi w S tarra. Sitha cofnął
się o krok. Wytężając wszystkie siły, odchylony nieco do tyłu, Conan zrobił krok. Potem drugi.
Conan! niemal z czcią powiedział jeden z bandytów.
Conan! powtórzył głośniej inny.
Zaciskając zęby z wysiłku, Cymmeryjczyk szedł dalej. Wzrok miał wlepiony tylko w kamień.
Conan! ozwały się jeszcze dwa głosy&
Conan! jeszcze pięć& Dziesięć&
Conan! Conan! Conan! huczało wśród gór dwadzieścia gardeł, coraz głośniej za
każdym jego krokiem.
Doszedł do mniejszego głazu, uszedł jeszcze jeden krok i rzucił kulę na ziemię, aż ta jęknęła.
Wyprostował się powoli i przeciągnął przy akompaniamencie trzasku stawów barkowych, po
czym spojrzał na Sithę.
Odniesiesz ten kamień na poprzednie miejsce? zapytał.
Rozradowani bandyci rzucili się na Aberiusa. Stracił wszystko, co poprzednio zarobił, i
jeszcze dołożył do interesu. Inni ściskali Conanowi rękę lub po prostu długo wpatrywali się w
niego z uwielbieniem. S tarra przycisnął ręce do piersi, jakby pragnął poczuć w nich stylisko
topora.
Nagle od zamku rozległ się dzwięk potężnego gongu, niosąc się ponuro nad doliną. Na ten
odgłos Sitha błyskawicznie odwrócił się i puścił biegiem w kierunku czarnej fortecy. Gong
odzywał się raz po raz, odbijając się echem wśród gór.
Atak? zdziwił się Hordo.
Bandyci skupili się wokół jednookiego kapitana. Atmosfera euforii prysła. Niektórzy dobyli
broni. Conan pokręcił głową.
Brama jest otwarta, a katapulty i balisty nie napięte. Nie mam pojęcia&
Zamilkł. Dzikim galopem nadjechała Karela. Podparła się pod boki i spojrzała na nich
wściekle.
Co tu się dzieje? zapytała surowo. Słyszałam wasze potępieńcze ryki, a zaraz potem
ten piekielny gong.
Gong zamilkł już, ale wszyscy mieli jeszcze w uszach jego przenikliwy dzwięk.
Nie pytaj mnie. Wiem tyle co ty zapewnił ją Hordo.
Sprawdzę, co się dzieje oświadczyła.
Karela zaczął Conan łagodnie nie wydaje ci się, że lepiej zaczekać?
Obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem, bez słowa zawinęła konia i puściła się galopem z
powrotem do zamku. Podkowy karego ogiera krzesały iskry na skalistej ścieżce. Przy bramie
na krótko ją zatrzymano, lecz zaraz potem wpuszczono do środka.
Krata w bramie opadła za jej plecami. Po chwili uniosła się znowu i wyjechał z niej galopem
Sitha w pełnym rynsztunku wojennym, z potężnym toporem w dłoni, a za nim podwójna
kolumna S tarra. Długi, najeżony lancami wąż wślizgiwał się do odchodzącego na północ
doliny wąwozu. Conan patrzył za nimi i liczył.
Trzystu powiedział, gdy stracił z oczu ostatniego jaszczura. Jak myślisz, o co chodzi
tym razem?
Wszystko jedno, byle im nie chodziło o nas odrzekł Hordo.
Bandyci stopniowo wrócili do swoich dawno wygasłych ognisk i rozbiwszy się na małe
grupki, zabawiali się grą w karty i podobnymi rozrywkami. Aberius rozłożył na płaskim głazie
trzy karty i jął zwabiać kompanów, by choć w części odegrać się po niefortunnych zakładach.
Conan oparł się plecami o lekko pochylony występ skalny, skąd mógł widzieć zarówno
zamek, jak i wąwóz, w którym zniknął Sitha ze swymi S tarra. Mijały godziny, a on wciąż trwał
na swoim posterunku. Raz tylko zmienił pozycję, gdy Hordo przyniósł mu mięso, ser i
manierkę słabego wina.
Słońce krwawo zachodziło za górskimi szczytami, kiedy jaszczury zjawiły się u wylotu tego
samego wąwozu, w którym poprzednio zniknęły.
Chyba bez strat zauważył cyklop, który stanął obok Conana, gdy tylko usłyszał tętent
kopyt.
Barbarzyńca policzył wzrokiem lance.
Zgadza się skinął głową. Jeszcze się obłowili. Pomiędzy rzędami S tarra galopowało
dwadzieścia koni bez jezdzców, każdy z podłużnym pakunkiem na grzbiecie. Conan zwrócił
uwagę na blade światełko na wschodzie nikły poblask wśród zapadającego zmroku.
Pojawiało się i znikało. Znowu. Barbarzyńca zmarszczył czoło, i zaczął uważniej lustrować
góry. Na północnym stoku, gdzieś bardzo wysoko, zobaczył podobny błysk.
Myślisz, że Amanar wie, iż dolina jest pilnowana? spytał Hordo.
Pewnie od dawna wzruszył ramionami Conan. S tarra zbliżali się już do zamku. Brama
uniosła się ze zgrzytem, a jezdzcy wpadli przez nią, nie zatrzymując się. Myślę raczej o
tym, kto jej pilnuje.
Cyklop gwizdnął przez zęby.
W rzeczy samej, kogo tu jeszcze przyniosło? Ja nie podejmuję się tego zgadnąć.
Conan wiedział w każdym razie, kogo trzeba brać pod uwagę: Kezankijczykow,
zamoriańskich lub turańskich żołnierzy oraz Imhep Atona. Ale nie miał pojęcia, kogo by
sobie i bandytom najmniej życzył spotkać może zresztą nie było to istotne. Czas naglił.
Muszę dziś w nocy wydostać Velitę z pałacu, Hordo. Możecie z tego powodu mieć
kłopoty, ale muszę to zrobić.
Coś mi się wydaje, że wczoraj mówiłeś to samo mruknął Hordo. Od strony zamku
nadjeżdżała Karela. Powiem więcej: liczyłem na to. Może dzięki temu zdołalibyśmy
wyrwać Sokolicę z mocy czarownika.
Rudowłosa zjechała ze wzniesienia i skierowała się do obozu. Z jedną ręką na biodrze,
pozwalała nieść się koniowi. Ostatnie promienie ledwo widocznego zza gór krwawego słońca
rzucały złoty blask na jej twarz.
A jeżeli to się nie uda, to pójdziesz za nią, gdzie cię poprowadzi, nawet na koniec świata.
Tam, gdzie jej przyjdzie fantazja, choćby na stos ofiarny Kezankijczykow albo w diabelską
niewolę Amanara.
Nie. Już nie odparł głucho brodacz. Jeżeli inaczej się nie da, to ostatnia przysługa,
jaką oddam Czerwonej Sokolicy, będzie polegała na przywiązaniu jej do siodła i wywiezieniu
przemocą w bezpieczne miejsce stwierdził. Ale to zrobię ja, Conan. Póki żyję, nikt nie
podniesie na nią ręki. Nawet ty.
Barbarzyńca z udaną obojętnością spojrzał na zawzięty wyraz twarzy cyklopa. I tak przysiągł
Kareli, że nie kiwnie palcem w jej obronie. Z drugiej jednak strony honor Cymmeryjczyka nie
pozwoliłby mu patrzeć tak po prostu na jej śmierć. I tak zle, i tak niedobrze. Wolał więc
milczeć.
Rudowłosa zatrzymała się przy nich. Osłoniła oczy ręką i spojrzała w kierunku zachodzącego
słońca.
Zupełnie nie wiem, dlaczego tak długo siedziałam u Amanara mruknęła do siebie, po
czym zwróciła się do nich. Co się dzieje? Wyglądacie, jakbyście się mieli zaraz pozabijać. A
zdawało mi się, że jesteście jak bracia.
W zasadzie miałaś rację odparł Conan i wyciągnął rękę.
Tamten złapał ją i pomógł mu wstać.
Nie damy się tak łatwo, co, Cymmeryjczyku?
Będziemy jeszcze w Aghrapurze pili wino ze złotych kielichów odrzekł Conan
poważnie.
O czym wy właściwie mówicie? zdziwiła się Karela, ale nie czekała na odpowiedz.
Hordo, zwołaj moje psy. Muszę z nimi pomówić, zanim nastanie ta przeklęta noc.
Cyklop skinął głową i odszedł, by spełnić jej polecenie. Czerwona Sokolica spojrzała na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]