[ Pobierz całość w formacie PDF ]
O dziwo, \ycie toczyło się dalej.
Jacinta straciła na wadze, ale nie pozwoliła sobie na depresję.
W momentach słabości była ju\ gotowa jechać do Waitapu, aby
sprawdzić, czy Paul za nią tęskni. Za ka\dym razem instynkt ostrzegał ją,
by nie jechała, bo rany są zbyt świe\e. Zresztą nadal uwa\ała, \e musi się
trzymać starej zasady wszystko albo nic.
Powoli mijało gorące lato. Coraz bardziej lubiła pracę w księgarni,
serdecznie zaprzyjazniła się ze swoimi współlokatorkami.
Nadeszła jesień, noce stały się chłodniejsze. Aatwiej było teraz
pracować. Jacinta wreszcie skończyła pisać ksią\kę. Teraz pozostały
tylko poprawki.
Pewnego dnia, kiedy chłodny wiatr siekł raz po raz ulewnym
deszczem, przynosząc przedsmak nadchodzącej zimy, Jacinta wracała ze
sklepu. Kiedy szła z dwiema torbami, poślizgnęła się w kału\y i upadła,
upuszczając zakupy. W tej samej chwili silne ramiona uniosły ją w górę.
Zaskoczona, podniosła wzrok i napotkała tak dobrze znane spojrzenie
niebieskich oczu. Rozpłakała się.
Nic ci nie jest? zapytał Paul z szorstką troskliwością. Kolano?
Kostka? Jacinto, do licha, powiedz mi, czy nic cię nie boli?
Nie zachlipała. Przynajmniej nic w sensie fizycznym, jeśli o to
ci chodzi. Jak śmiałeś zjawić się tu i...
Musimy porozmawiać. Mam cię wnieść po schodach?
Nie! Odepchnęła go z impetem.
Trzęsącymi się rękami pozbierała warzywa. W kuchni ^rzuciła
wszystko do zlewu. Paul stanął przy niej.
No właśnie oświadczył. Widzę, \e nie tylko ja cierpię. Wracasz
ze mną do Waitapu?
Jacinta z wysiłkiem przełknęła łzy i pokręciła głową.
Kochasz mnie, nie zaprzeczaj.
Nie było sensu zaprzeczać.
Widziałem się z Aurą i z Flintem poinformował.
Warzywo wypadło jej z ręki.
Po co? spytała cicho.
Bo uznałem, \e miałaś rację.
Wiedziałam to ju\ dawno mruknęła.
Miałaś rację tylko w jednej sprawie sprostował gładko. Nie
musiałem sobie udowadniać, \e nie kocham Aury, ale rzeczywiście
miałem potrzebę zobaczenia jej.
Nadzieja cienką nitką wplotła się w jej myśli. Sięgnęła po kolejne
warzywo, aby nie zauwa\ył, \e dr\ą jej ręce.
Zostaw to! warknął.
Jacinto, czy wszystko w porządku? zapytał zaniepokojony głos
zza drzwi.
Tak, oczywiście zapewniła szybko.
Słuchaj, musimy porozmawiać gdzieś w spokoju powiedział
nerwowo Paul. Chodz, przejedziemy się.
Jacinta miała wra\enie, \e zaraz zemdleje a wszystko z powodu
mę\czyzny, który władczo poło\ył dłoń na jej ramieniu.
Bo\e, wyglądasz jak upiór odezwał się z prawdziwą troską. I nie
zwa\ając na jej opór, pociągnął ją ku sobie i wziął w ramiona.
Kochanie wyszeptał dr\ącym głosem, jakiego jeszcze u niego nie
słyszała. Co ci zrobiłem? Jak mogę cię przekonać, \e kocham cię
bardziej, ni\ kiedykolwiek kochałem Aurę? Owszem, jest niebrzydką
kobietą...
Niebrzydką? Jacinta uniosła głowę i spojrzała na niego uwa\niej.
Nawet całkiem niebrzydką uśmiechnął się. Mał\eństwo słu\y
jej. Aura po prostu kwitnie, ale ta wspaniała uroda pociąga mnie nie
bardziej ni\ piękny, luksusowy przedmiot. Podziwiam go, ale nie muszę
go mieć. Poczułem do niej sympatię i nic ponad to. Miałaś racje,
musiałem spotkać się z Aurą, by ostatecznie potwierdzić swoje
przekonanie, \e moja miłość do niej umarła wraz z jej odejściem. W
końcu stwierdziłem, \e dobrze się stało.
Czemu?
Bo gdyby nie odeszła, wcześniej zrealizowałbym potrzebę
zało\enia rodziny i posiadania dzieci.
Jacincie mocniej zabiło serce. Miała przed sobą mę\czyznę
trawionego przez pragnienie. Uwierzyła mu. Nareszcie.
Cieszę się wyszeptała.
Schylił głowę do pocałunku, lecz w holu znów zadudniły kroki.
Chodzmy stąd rzucił niecierpliwie.
Tym razem nie protestowała.
Mo\emy pojechać do mnie zaproponował, gdy wsiedli do auta.
Czuła, \e jeszcze jest na to za wcześnie.
Nie, pojedzmy na Wzgórze Jednego Drzewa.
Wzruszył ramionami, ale posłusznie skierował samochód krętą drogą
na niewielki, wygasły wulkan, na którym zbudowano platformę
widokową. Odezwali się do siebie dopiero wtedy, kiedy zaparkował, by
mogli podziwiać panoramę miasta z koloniami małych domków i
horyzontem usianym niskimi, wulkanicznymi sto\kami. Deszcz ustał. Na
szczycie wzgórza poczuli się jak w innym świecie oddzieleni od
codziennego zamętu i szumu. Jacinta popatrzyła w dal, gdzie ścieliła się
zamglona płachta oceanu. Mały. połyskujący bielą samolot szybko
wznosił się ponad chmury, sterując na wschód.
Paul pochylił się ku Jacincie, ujął jej dłonie w swoje ręce i przyło\ył
sobie do serca.
Kiedy spotkałem tych dwoje, Flinta i Aurę, zrozumiałem, jak
bardzo mi ich brakowało. Ale tego nie da się porównać z dziką tęsknotą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]