[ Pobierz całość w formacie PDF ]
okolicznościach przyrody walnął głową w ten mur i co. Poszedł
spać na kilka godzin, obudził się w świetnej formie, rześki i pełen
sił na nowy lepszy dzień, i zaczął przestawiać meble.
A powiem jeszcze tak: gdyż zapewne straciłem przytomność,
ale to nie jest taka zwykła utrata przytomności, że ciemność,
patrzysz w prawo, patrzysz w lewo i nic. Tylko różne sny, haluny
ostre i wyraziste, z których nie sposób tak po prostu wyjść,
powiedzieć do widzenia i trzasnąć drzwiami. Nie da się. Impreza
się kręci, a ty jesteś na tej imprezie, podłączony do sufitu tysiącem
kabelków i nie ma odwrotu.
Powiem tylko, że odnośnie tego co powiedziałem wcześniej:
był to gruby, naprawdę gruby halun, największy mój halun życia i
jeśli wcześniej miewałem złe sny, to nie były one nigdy złe aż w
tym stopniu. Zawsze jakieś naczynie połączone z rzeczywistością.
A tu słoik pełen haluna zakręcony starannie i UHT.
Więc było tak i mówię to wprost, bez już wielkich teorii,
metafor i tłumaczenia trudniejszych wyrazów: fabryka godeł. Facet
odkręca orłowi łeb, drugi wyjmuje zawartość, zakręca, trzeci
prasuje i dokleja koronę, czwarty przykleja na czerwone tło. Pełna
współpraca, wydajność sto godeł na minutę. Odgłosy totalnej
rzezi, prasowane orły wrzeszczą ze ścieżki produkcyjnej o pomstę
do nieba, zostawcie nas, my się nie zgadzamy. Wtem okazuje się,
że to taki film puszczony z rzutnika. Masłoska stoi pod ekranem,
macha wskaznikiem. Jest publiczność. Podwójna, bo odbija się w
oknach, więc dwa razy więcej publiczności, coraz to więcej
publiczności. Kto to są? - wrzeszczy Masłoska do wzburzonego
tłumu, tłukąc wskaznikiem w ekran. Mor der cy - skanduje
rozjuszona publiczność. A co oni robią? Mor du ją. A co czują
orły? Gier pie nie. I co jeszcze? Ból!
I tak w kółko. Wtem na ekranie pojawia się ni mniej ni
więcej tylko Kwaśniewski z Jolantą Kwaśniewską, przekopiowani
z gaziet, kolejno pod rękę, za rękę, w lesie i na spacerze, co za
halun, publiczność już zobaczyła, już skojarzyła i wrzeszczy
raptem: wypchać prezydenta, wypchać prezydenta!. Tłum szaleje,
niszczy wszystko co napotka i wtem ni z tego ni z owego słyszę
wrzask wznoszący się nad inne: wypchać Silnego! I już tłum
podchwytuje, ja raptem też, by się nie ujawnić ze swymi
poglądami, wołam razem z nimi: wypchać Silnego! wypchać
Silnego! A wtem jak Masłoska nie wyceluje we mnie
wskaznikiem, widzę jego czubek, co mierzy mi w klatę, na co ja
mówię: no co, Masłoska, przecież jesteśmy kolegami, nie?
Jesteśmy przecież koleżanką i kolegą, co ty tak nagle, nie lubisz
mnie już? Jak cię obraziłem wtedy, no to sorka, no przez nie
mówiłem poważnie, no Masłoska... nie rusz... zostaw... lecz mam
przeczucie, że koniec mój jest blisko, że to już niedługo, że coś
pulsuje, jak gdyby wręcz pika i myślę, iż to memu sercu zebrało
się na takie desperackie rozruchy tuż przed śmiercią.
* * *
Kurde, mówił coś o Masłoskiej - mówi ktoś do kogoś i ja
dostrzegam wtem, tyle ile jestem w stanie zobaczyć przez szparę,
że to jest dziewczyna, Andżelika Kosz zresztą. A założyłabym się,
że on nie czyta Twój Styl , że go takie gazety denerwują. Jak go
poznałam, wiesz, to myślałam, że on jest taki z gruntu męski,
mroczny, pierwotny. Ale okazało się, że jest wrażliwy, najpierw ta
desperka teraz, a jeszcze okazuje się, że on czyta Twój Styl ,
naprawdę się tego nie spodziewałam, pozory są tak mylne.
Gdybym wiedziała, to nasza znajomość by też potoczyła się
inaczej. Przecież ja znam tą Masłoska, to wszystko mogło
wyglądać inaczej, ona czasami czyta przecież w Strychu ,
mogliśmy tam razem pójść, posłuchać, razem to poczuć. Jej poezja
jest właśnie taka jak lubię, o zniszczeniu, o rozkładzie kobiety
przez mężczyznę, przecież mogliśmy tam razem pójść. Ta cała
tragedia, ta przelana Silnego krew, co miała miejsce, była
niepotrzebna, po prostu zbędna.
No kurwa - słyszę drugi głos. Tym razem bardziej z
pierwiastkiem męskim, lecz przez szparę widzę w słabej jakości
obrazie Nataszę Blokus i to jest prawidłowa odpowiedz. - To jest
pojeb, żeby się do takiej despery uciekać, poniechaj go, Andżela.
Ale nie rozumiesz, że kimkolwiek bym teraz nie była miss
publiczności i objawieniem środowisk młodoliterackich, to on nie
może w takich ciężkich chwilach pozostać sam zdany na pastwę
cierpienia, oschłości ze strony otoczenia.
No i kurwa co, ja tam go teraz przewijać nie będę, przejebał
sobie na policji, przejebał sobie na mieście, to ja teraz też mam
ważniejsze sprawy. Widziałaś tego tapicera w dżinsach, to on wziął
ode mnie numer na komórkę.
Szpara we mnie, przez którą ja to wszystko widzę, a
prawdopodobnie i słyszę, jest wąska. Reszta wokół szpary jest
czarna, bezbrzeżna i sięga niewiadomokąd, a w dodatku boli.
Robię wysiłki, by tę szparę mocniej uchylić, i choć wszystko mnie
boli, to udaje mi się, co prócz Andżeli Kosz i Nataszy Blokus, w
tle widzę różne rzeczy białe, jak gdyby umieszczono mnie w
samym środku poszewki na kołdrę. Wszystko jest białe, a zapach
jest jak gdyby lizolu, więc mam różne wizje na temat tego, jak i
czym mnie tu potraktowano, a przede wszystkim, gdzie jestem, bo
to jest kwestia kluczowa. Już reszta mnie nie obchodzi, czy
popełniłem samobójstwo, czy nie, chociaż go nie popełniłem. Chcę
po prostu wiedzieć, na czym leżę, bo wiem tyle, że leżę i nie
próbuję nawet tego faktu zmienić, gdyż wiem, i iż jak tylko jakaś
dywersja, próba ruchu z mojej strony, to bach, i oni z powrotem
mnie do tamtej sali, gdzie Masłoska wbija we mnie cyrkiel i rysuje
wokół mnie koła coraz większe i większe, a publiczność bije
brawo, bo wie, że mi się należało.
Cicho, kurwa, bo się budzi - mówi Natasza, bierze i brutalnie
podnosi mi na siłę powieki, co ja nie jestem nawet w stanie
oponować, tak jestem powszechnie ciężki, jestem chyba w ciąży z
samym sobą, tak ciężki się czuję i bezbrzeżny. Wołaj tę pizdowatą
salową, niech mu zapoda jakieś swoje czary mary, by trochę
przejrzał na oczy.
To wtedy ja mrugam dość nieumiejętnie i widzę obraz
kręcony z ręki.
Przytrzym mu te powieki - mówi Natasza do Andżeli i
przekazuje jej do moje powieki do potrzymania - idę po tę białą
herbaciarę, bo ona chyba poszła na wakacje pić drinki.
Wtedy podług mojego rozeznania Natasza wychodzi i
Andżela nachyla się nade mną, co widzę własne odbicie
przybliżające się do mnie w jej oczach, dość zle wyglądam, co
więcej, wcale nie wyglądam, gdyż jestem gruntownie zasłonięty,
okablowany i zapieczętowany, do odbioru po wpłaceniu kaucji.
Andrzej? - ona pyta - nic ci nie jest?
I wtedy porażka, bo kiedy ja chcę coś powiedzieć, obojętnie
co, to me usta zamiast się otworzyć, są jeszcze to bardziej
zamknięte. Są zamknięte tak bardzo, że aż nie da się ich otworzyć,
a co więcej, już ich chyba wcale nie ma, tak bardzo stały się
organem szczątkowym. A jak chcę podnieść rękę, to jej też jakby
nie ma, lub też być może jest przymocowana na stałe do podłoża.
Gdyż raptem to stałem się może w ogóle rośliną doniczkową,
kwitnę w białej ziemi na parapecie, a Andżela mówi do mnie po to,
co bym lepiej rósł i wypuszczał więcej korzeni, to mnie na wiosnę
przesadzi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]