[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zapraszam uśmiechnęła się niezbyt szczerze i zawołała następną pacjentkę.
Takiego obrotu sprawy w ogóle się nie spodziewałam. Nie pojechałam od razu do domu.
Zatrzymałam się na parkingu pod parkiem i poszłam z Luizą na długi spacer. Teraz to dopiero powinnam
jak najczęściej przebywać na świeżym powietrzu.
Już nie mam żalu do Andrzeja, powiedział prawdę, nie wykorzystał mnie, ale i tak w sumie postąpił
bardzo nie fair.
W sytuacji, w jakiej się znalazłam, nie miało to już najmniejszego znaczenia, ale bolał sam fakt, że
dałam się nabrać na obietnice jak pensjonarka. Najgorsze, że teraz nie miałam ochoty na pójście do
pracy, a będę musiała. Tym bardziej że niestety nie mogłam sobie pozwolić na fochy.
Nie zmieniło to jednak mojej decyzji o urlopie, który postanowiłam wybrać w całości, i sądziłam, że
Andrzej nie będzie w stanie mi odmówić. Będę miała czas, żeby sobie wszystko poukładać w spokoju.
Cieszę się, że to dziecko nie jest Andrzeja. Bardzo się cieszę, że nie jest jego, chociaż mogło być.
A może jednak nie? Może seks z nim byłby bardziej bezpieczny i nadal byłabym sama na moich dwóch
nogach?
Tego już się nigdy nie dowiem.
Muszę powiedzieć Magdzie, że miała rację. Wyjęłam z torebki telefon i wybrałam jej numer.
Hej, Magduniu! powiedziałam, jak tylko się odezwała. Miałaś rację! Będzie mnie więcej!
Jesteś w ciąży? ucieszyła się.
Uhm&
Andrzej już wie?
Nie, bo on tego nie zrobił, wbrew panującej w biurze opinii.
To kto?
Ten, z którym byłam na sylwestra.
Benedykt? zapytała bardzo zdziwiona.
Tak.
To super! ucieszyła się.
Nie bardzo& Zerwałam z nim.
Dlaczego, jeśli mogę zapytać? Wydawało mi się, że ci zależy.
Chyba zależało.
Magda!
Jest artystą, jak mój eks&
Jesteś pewna?
Tak. Ma wystawę w galerii w Poznaniu.
Cholera! Ty to masz pecha! Ale nie przejmuj się. Dasz sobie radę sama. Monika też jest sama
i w dodatku z trójką dzieci.
Nie wiedziałam.
Mało kto wie. Będziesz jutro?
Nie.
Szkoda&
Ja nie żałuję.
Półprzytomna wróciłam do domu, nakarmiłam psię, wypiłam jogurt i poszłam się położyć. Wizyta
u lekarza rozwiała moje wątpliwości, ale przywiała zmartwienie, bo ten werdykt nie jest dla mnie zbyt
radosny.
Zwinęłam się w kłębuszek na kanapie, przykryłam się cieplutkim kocykiem i zasnęłam. To nie był
głęboki, relaksujący sen i miałam koszmary.
Obudziłam się zlana potem, nieprzytomnym wzrokiem rozejrzałam się po ciemnym już pokoju. Luiza
chrapała cicho w swoim koszyku, wokół panowała idealna cisza, którą dość drastycznie przerwało
pilipim, pam, pam w mojej torebce.
Słyszę cię mruknęłam i odchyliłam koc. Hej odezwałam się, bo zobaczyłam, że to Ewa.
Nie ruszaj się z domu, ja zaraz będę powiedziała bardzo rozkazującym tonem.
Dobrze, Ewuniu odpowiedziałam, bo nie chciałam nigdzie wychodzić, tylko dalej spać.
Nie minęło dziesięć minut, jak Ewa weszła z impetem, omijając cieszącą się Luizę.
Ewa! Ratuj! Jestem w ciąży! wykrzyknęłam.
Co?
Jestem w ciąży!
Cicho! wykrzywiła się i zamknęła szczelnie drzwi. Andrzej? zapytała, obrzucając mnie
spojrzeniem.
Zwariowałaś?! oburzyłam się trochę za bardzo, ale nie zauważyła.
Całe szczęście odetchnęła i poszła do pokoju, głaszcząc Luizę po głowie.
Mylisz się wyszeptałam, idąc za nią.
Wytłumacz mi dlaczego odwróciła się w moją stronę.
Bo może to nie byłoby takie złe.
Siadając na kanapie, oznajmiła:
Andrzej się nie rozwodzi.
Wiem.
Elżunia już zrezygnowała z pracy.
To też wiem usiadłam naprzeciwko.
Ewa, udając zmartwioną, dodała:
I kto teraz będzie biednemu księgowemu przynosił na lunch sałatki? Całe biuro miało ubaw, jak
sobie tak dogadzali. On jej rano drożdżóweczki, ona pudełeczko sałatki. Urocze wspólne posiłki. Ty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]