[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Północnym. Rok 1954 wyznaczył też koniec
przyjazni mojego ojca z nowym prezydentem.
Rozdział X ZMIER PRZYJAyNI
gó Dinh Diem i Tran Van Ly zaprzyjaznili
się jeszcze w cza-1 ^1 sach, gdy obaj
uczęszczali do Ecole Pellerin, prowadzonej
przez kontynuatorów dzieła św. Jana
Chrzciciela de La Salle. Instytucja ta od
lat dwudziestych XX wieku uchodziła za
wylęgarnię przyszłych kadr urzędniczych
Annamu. Stała w widłach Rzeki Wonnej i
kanału Phu Cam; tuż za bramą rozciągał się
obszerny dziedziniec, oblany z dwóch stron
wodą - gdyby jakiś obdarzony szóstym
zmysłem obserwator przyjrzał się pełnym
powagi rysom nastolatków w czarnych
tunikach i białych spodniach, statecznie -
jak nakazywała tradycja - kroczących przez
podworzec, mógłby rozpoznać tych, którzy w
latach czterdziestych i pięćdziesiątych
odegrać mieli pierwszoplanowe role na
narodowej scenie. Mógłby się tam znalezć
Ngó Dinh Diem, przyszły prezydent Republiki
Wietnamu Południowego, Le Dung, pierwszy
sekretarz partii komunistycznej prowincji
Thua Thien, Ngó Dinh Thuc, arcybiskup Hue,
generał armii Phan Van Giao albo i Tran Van
Ly, gubernator Wietnamu Srodkowe-go, by
wspomnieć najbardziej znanych.
165
Ngó Dinh Diem i Tran Van Ly wstąpili
pózniej do Wyższej Szkoły Administracji, a
potem rozpoczęli kariery mandarynów. Obaj
też, jak wspominałam, pretendowali do ręki
pózniejszej zakonnicy, córki Nguyena Huu
Bai, który kierował rządem w czasie
małoletniości cesarza Bao Dai i był
sztandarową postacią ruchu
niepodległościowego, z którym związani byli
również odrzuceni zalotnicy. W 1932 roku
Ngó Dinh Diem zastąpił Nguyena Huu Bai na
czele władzy wykonawczej, ale już po
sześciu miesiącach zrezygnował z funkcji,
nie udało mu się bowiem przekonać władz
francuskich do respektowania traktatu z
roku 1884, wbrew któremu Tonkin, dawna
integralna część Królestwa Annamu, stał się
francuskim protektoratem, choć nadal
pozostawał z Annamem w bliskich związkach.
W następnym etapie Tonkin miał stać się po
prostu kolonią, podobnie jak Ko-chinchina.
Owa nieugiętość wobec Francji stała się
początkiem legendy Ngó Dinh Diema jako
dzielnego patrioty.
Bywał ścigany i aresztowany, a w przerwach
korzystał chętnie z gościnności Tran Van
Ly. W 1943 roku, będąc przejazdem w Ha Tinh
wraz z braćmi - najstarszym Ngó Dinh Khóiem
i najmłodszym Ngó Dinh Luyenem - gościł w
ich towarzystwie na obiedzie u ojca,
wówczas zarządcy prowincji. Bracia Ngó
udali się stamtąd do Hanoi, na ślub
czwartego z nich, Ngó Dinh Nhu, którego
wybranka dziesięć lat pózniej miała zostać
szwagierką prezydenta Wietnamu
Południowego, potocznie zwaną  First Lady".
Nie wiadomo, czy to właśnie wspomniana
kilkugodzinna wizyta wzbudziła podejrzenia
francuskiej służby bezpieczeństwa, w każdym
razie władze kolonialne zarzuciły ojcu
uczestnictwo w spotkaniach organizowanych
przez Ngó Dinh Diema oraz partyzantów
księcia Cuong De (czyżby podejrzewano go o
dar wszechobecności?) i za karę
przeniesiono go do Phu Yen.
Jeśli gdzieś wybuchły jakieś zamieszki albo
odbywały się niepodległościowe
demonstracje, protektorat obwiniał o to Ngó
Dinh Diema oraz Tran Van Ly, jego - wedle
władz - prawą rękę. Ozna-
166
czało to, że słabo znają tego drugiego -
moim zdaniem, absolutnie nie nadawał się do
tej roli. Nigdy nie zaobserwowałam u ojca
najmniejszego gestu ani też słowa, które
świadczyłyby ojakiej-kolwiek zależności od
Diema. Z drugiej strony, kiedy ich przyjazń
stała się jednym z powodów jego degradacji,
nie okazywał najmniejszej urazy ani
goryczy. Dodajmy, że ich przekonania
polityczne nieco się różniły - nacjonalizm
Diema pełen był podejrzeń i wrogości wobec
tych, którzy go nieustannie ścigali, do
tego stopnia, iż głosił wszem i wobec, że
jego przodkowie zostali nawróceni przez
misjonarzy hiszpańskich, a nie francuskich.
Bardziej powściągliwy z natury Tran Van Ly
miał większe poczucie rzeczywistości dzięki
swej długoletniej karierze administracyjnej
i ciągłym kontaktom z ciężko pracującym
ludem. Jednak pomimo tego, że w walce o
niepodległość przedkładał negocjacje z
Francją nad walkę zbrojną, władze
kolonialne uznały, że jest nielojalny - by
zacytować tylko najłagodniejsze z określeń.
Co do innych, jakże łatwo i chętnie
stosowanych przez kolo-nialistów wobec
najwartościowszych synów naszego narodu
-pamiętam przerażenie i niedowierzanie
młodej stypendystki paryskiej Fundacji Nauk
Politycznych, która przewertowała
znajdujące się w Aix-en-Provence archiwa
dawnego Ministerstwa Kolonii. W rezultacie,
zamiast kilkugodzinnej rozmowy ze mną, jaką
początkowo zamierzała nagrać moja rodaczka
pisząca doktorat, spędziłyśmy z sobą cały
dzień - potrzeba było czasu, by jej
wytłumaczyć rzeczywistość kraju, którego
prawdziwe oblicze zaczynała właśnie
odkrywać.
Czy bojownicy o niepodległość naprawdę
zasługiwali na wygnanie, więzienie albo
degradację? Czy - gdy te działania
okazywały się nieskuteczne - nie próbowano
umizgać się do nich, kusząc na przykład
Legią Honorową? Czy w końcu wszyscy dążący
na naszej planecie do niepodległości byli
zaciekłymi wrogami dawnych potęg
kolonialnych? Już czas, by w imię
sprawiedliwości ich zrehabilitować, choćby
ze względu na przyszłe
167
pokolenia - kiedy odejdą dzieci tamtych
patriotów, nie będzie komu bronić ich
pamięci. Wyobrazmy sobie konsternację i ból
jakiegoś młodego człowieka, któremu
wpadłyby w ręce raporty zaborcy dotyczące
jego pradziadka... Należałoby zrewidować
archiwa dawnych imperiów i  zdekolonizować"
dokumenty, opatrując je odpowiednim
komentarzem - tyle należy się od nas tamtym
naprawdę dzielnym ludziom.
Oddajmy tu sprawiedliwość Ngó Dinh
Luyenowi, mianowanemu ambasadorem Republiki
Wietnamu Południowego, który odciął się od
despotyzmu swoich czterech braci; trzech z
nich spotkał tragiczny los.
Wracając do Ngó Dinh Diema: od czasu, gdy
po swej głośnej dymisji w roku 1932 stał
się ulubioną zwierzyną francuskiej policji,
wiódł życie koczownicze i samotne. Zdarzało
mu się, gdy gościł u ojca, pożyczać koszulę
czy krawat. Nie uszło to mej uwagi, a ów
drobiazg świadczył, że ich wzajemne
stosunki były - nie można powiedzieć:
gorące - obaj nosili się sztywno i
ceremonialnie, jak na mandarynów przystało
- ale braterskie i szczere.
Po japońskim zamachu 9 marca 1945 roku
opinia publiczna oczekiwała utworzenia
rządu pod wodzą księcia Cuong De, w którego
skład weszliby przede wszystkim Ngó Dinh
Diem i Tran Van Ly. Nic z tego nie wyszło -
bomba, która spadła na Hiroszimę, obróciła
również w pył wietnamskie marzenia o
suwerenności i pokoju, uosabiane przez
kuzyna cesarza Bao Dai. Książę nigdy już [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    Wirtemberska, księżna Maria Malwina, czyli domyślność serca
    Dzielska Maria Hypatia z Aleksandrii
    Krasiński; O stanowisku Polski z bożych i ludzkich względów
    162. Southwick Teresa PowrĂłt do Ĺźycia
    Yates_Maisey_Paryska_projektantka
    12_Konwersacje w biznesie
    J.R.R.Tolkien Hobbit, czyli tam i z powrotem
    DIABEŁ PRZYCHODZI NOCÄ˝ Jerzy Edigey
    KrzysztośÂ„ Jerzy ObśÂ‚ć™d
    Waltari Mika Obcy przyszedśÂ‚ na farme
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • krypta.opx.pl